aktualizacja 

Pedofilia księży w książce "Hipokryzja" [FRAGMENT]

22

W o2.pl prezentujemy wam fragment książki "Hipokryzja. Pedofilia księży i układ, który ją kryje" dziennikarza śledczego Radosława Grucy.

Pedofilia księży w książce "Hipokryzja" [FRAGMENT]
(iStock.com)

Msza przed pogrzebem mojego brata odprawiona została w kościele we Włochach. Przyszło niewiele osób, ponieważ Paweł niemal całe życie spędził w Stanach Zjednoczonych. Zmarł 19 stycznia 2017 roku w hospicjum. Sam. Jego brat Grzegorz leciał, by się z nim pożegnać. Nie zdążył.

W kościele było zimno, przeraźliwie zimno. Na środku stała urna z prochami, przed nią zdjęcie Pawła. Nie był na niej podobny do ojca, chociaż z czterech synów przystojnego Jerzego Grucy to on najbardziej go przypominał. Mimo to nigdy nie było wokół niego wianuszka pań, tak jak wokół ojca.

Większość znajomych uważała, że Paweł odszedł zbyt młodo i zbyt nagle, mimo że miał prawie sześćdziesiąt lat. Mój ojciec skończył wtedy osiemdziesiąt siedem. Długo był okazem zdrowia, jednak kilka lat temu zaczął gasnąć. Brakowało mu sił na codzienne długie spacery, trudno mu było wstać z łóżka, pogorszył mu się wzrok, co było dla niego dramatem, ponieważ nie mógł już czytać i pisać.

Zobacz także: Zobacz też: Tomasz Sekielski o filmie "Tylko nie mów nikomu"

Nie poddawał się jednak dzięki tryskającej optymizmem, ciepłej, ale twardej jak skała żonie. Starał się cieszyć każdym dniem, robił plany… I niemal codziennie chodził do kościoła. Gdy przylatywał do Polski (mieszkał w Norwegii), a bywał w kraju kilka razy do roku, uczęszczał na rekolekcje, a ja dziwiłem się, skąd bierze na to siły. Skąd bierze siły, by na przykład odbywać podróże do innego miasta? Potem okazało się, że w tajemnicy przed wszystkimi, choć pewnie nie przed żoną, przed zbliżającym się spotkaniem z Bogiem chciał pozamykać pewne sprawy.

*

Gdy po śmierci brata dowiedziałem się, że był homoseksualistą, szczególnie mnie to nie poruszyło. Zdziwiłem się natomiast, że to ukrywał. Może dlatego uważany był za dziwaka?

"Specyficzny”, "trudny”, "skryty” i "dziwny” – to najczęstsze określenia, które słyszałem od członków rodziny, gdy skarżyłem się, że brat nie utrzymuje ze mną kontaktów. Szanowałem go jednak za to, że mimo rodzinnych sporów starał się troszczyć o rodziców.

Gdy ojciec podupadł na zdrowiu, jako lekarz konsultował się ze swoimi kolegami po fachu, a wcześniej sfinansował mu zakup komputera, co w latach dziewięćdziesiątych było sporym wydatkiem. Zapunktował też, gdy dowiedziałem się, że w 2010 roku przyleciał ze Stanów odwiedzić ojca, kiedy ten dostał zawału. Potem popłynęli w rejs po fiordach i wtedy Paweł przyznał się, że jest biseksualny i miał relacje z mężczyznami.

Pierwszy był ksiądz, którego poznał w Stanach. "Paweł powiedział, że ksiądz go skrzywdził” – wyznał mi ojciec. Wyznał to również innemu księdzu podczas spowiedzi, a ten nakazał, by zgłosił to właściwemu biskupowi. Ojciec próbował odnaleźć tamtego księdza, nazwijmy go ksiądz Marian, lecz poddał się, gdy usłyszał, że nie mieszka w Domu Emeryta. Do sprawy wrócił dopiero niedawno, gdy dowiedział się ode mnie, że ksiądz Marian wciąż jest duszpasterzem – tego najwyraźniej było dla ojca za wiele.

Spośród osób, które poznałem w życiu, ojciec był chyba jedyną osobą, która tak często chodziła do kościoła. Nie znam też nikogo, kto modliłby się z większą radością. Miał donośny głos o pięknej, głębokiej barwie – w kościele zawsze słyszałem tylko jego. Miałem wrażenie, że z tym swoim modlitewnym entuzjazmem był trochę jak duże dziecko.

Gdy ksiądz mówił "przekażcie sobie znak pokoju”, zawsze podawał rękę wszystkim dookoła. Irytowała mnie ta jego wiara i niezłomne, wręcz fanatyczne zaufanie do Kościoła. Zastanawiałem się, czy dlatego, mimo iż skrzywdzony został jego syn, poddał się, nie drążył, nie dociekał, nie szukał sprawiedliwości. Postanowiłem dowiedzieć się, co spotkało mojego nieznanego, dziwnego i mieszkającego za oceanem przyrodniego brata. I sprawić, by choć symbolicznie ta sprawiedliwość została wymierzona.

*

Ksiądz Marian to znana postać polskiego Kościoła na emigracji. Wykładowca na katolickich uczelniach, z nagrodami za działalność naukową i państwowymi odznaczeniami. Prymas Polski delegował go z ramienia episkopatu do współpracy z instytucjami rządowymi, a pod koniec swojego życia papież Jan Paweł II go "awansował”.

Był znany jako tytan pracy i człowiek instytucja. W internecie można znaleźć mnóstwo informacji o jego dokonaniach. Jako kapłan w Stanach zdobył wiele tytułów, opublikował dużo artykułów, prowadził badania naukowe. O tym, że miał drugą twarz, napiszę do jego biskupa po tym, gdy ta książka się ukaże.

Przed kilku laty natrafiłem na krótki tekst w lokalnym wydaniu "Gazety Wyborczej” mówiący o tym, że ksiądz Marian był gościem honorowym na spotkaniu ze studentami i dał się poznać jako człowiek niezwykle dowcipny i sympatyczny. Studentom miał opowiadać o swojej pracy i zaczął od prośby, żeby nie zasnęli i nie podszczypywali się w ostatnich rzędach. Zaznaczył, że teraz wiele mówi się o kwestii molestowania i każdy pracownik uniwersytetu w USA, zarówno duchowny, jak świecki, musi podpisać oświadczenie, że nie będzie nikogo molestował.

Gdy lekarze nie dawali ojcu więcej niż kilka tygodni życia, postanowiłem odnaleźć księdza Mariana i zapytać go, jak poznał mojego brata i jak wyglądały ich relacje. Chciałem także poinformować go, że zgłoszę sprawę biskupowi. Duchowny, mimo że zbliżał się do osiemdziesiątki, miał konta na przynajmniej dwóch portalach społecznościowych – na Facebooku i LinkedIn.

W obu przypadkach jako miejsce zamieszkania wpisano Dom Księży Emerytów w sporym mieście. Pod koniec pierwszej dekady XXI wieku w jednym z wywiadów dla polonijnej prasy opowiadał, jak dobrze mu w Polsce i że ma tu zapewnioną niezbędną opiekę. Kiedy jednak latem 2019 roku zapukałem do drzwi Domu Emeryta, by z nim porozmawiać, pracująca tam siostra nie kryła zdziwienia. "Nigdy go tutaj nie było” – powiedziała i poradziła, bym zapytał w kurii.

Tak zrobiłem. Mimo późnej pory – zbliżał się wieczór – pojechałem razem z koleżanką dziennikarką do centrum. Siedziba kurii była już zamknięta, zadzwoniłem jednak do mieszkających tam sióstr. Odebrała jedna z nich. Sądziłem, że niczego się nie dowiem, ale siostra powiedziała, że wie, gdzie mieszka duchowny, którego szukam. Miałem nazwę ulicy, ale nie miałem numeru domu. Wpisałem ją w nawigację. Okazała się małą uliczką w dzielnicy willowej. Stało tam tylko kilkanaście domów. Na żadnej skrzynce nie znalazłem nazwiska.

Sąsiedzi twierdzili, iż żaden ksiądz tu nie mieszka. Kiedy zadzwoniłem do drzwi żółtego dwupiętrowego domu, jednego z ostatnich przy tej ulicy, usłyszałem głos starszego człowieka:
– Tak?
– Dobry wieczór. Nazywam się Radosław Gruca. Czy mieszka tu może ksiądz Marian?
– Kto pan jest?
– Nazywam się Radosław Gruca i jestem bratem księdza przyjaciela, Pawła.
– Jak pan ma na imię?
– Radosław. Brat Grzegorza i Pawła. Mam przyjemność z księdzem Marianem?
– Zaraz, zaraz. I czego pan sobie życzy?
– Chciałem chwilkę z księdzem porozmawiać.
– W jakiej sprawie?
– Mój brat umarł.
– Ojej, nie… Kiedy?
– W zeszłym roku.
– A dlaczego nikt nie dał mi znać?
– Właśnie dlatego przyjechałem.
– Pan w Warszawie mieszka? Dobrze, moment, dobrze?

Po chwili na ganek wyszedł starszy mężczyzna w swetrze i zaprosił nas do środka. "Nikt nie dał mi znać – powtarzał. – A mama żyje? A dlaczego Grzegorz nie dał mi nic znać?”
Poczęstował nas kawą. Opowiedziałem, jak zmarł Paweł: w grudniu 2017 roku jego przyjaciel zadzwonił do mojego brata Grzegorza i powiedział, że Paweł zemdlał w pokoju hotelowym, gdy przyjechał na galę wręczenia wyróżnień przez jedną z organizacji lekarzy radiologów.

"Tak, tak. On miał wiele odznaczeń. Był bardzo skrupulatny i zdolny” – odrzekł ksiądz i prosił, bym opowiedział wszystko, co wiem. Czułem się dziwnie, ponieważ pytał o każdy szczegół, a okazało się, że siedzę naprzeciwko człowieka, który znał Pawła lepiej niż ktokolwiek inny.

*

Paweł wyjechał do Stanów, gdy skończył siedemnaście lat, by uczyć się języka. Coś, co dziś jest tak proste, wtedy było wielkim wyzwaniem. Z trudem zdobywało się paszport, a bilety lotnicze były horrendalnie drogie.

"Najpierw do Stanów pojechał twój ojciec – opowiadała mi ciocia Janina, siostra ojca. – Gdy trochę zarobił, przyjechał do Polski i udało mu się załatwić wyjazd pierwszej żonie i dwóm synom. Wkrótce jednak wrócili do kraju z młodszym Grzegorzem, który miał rozpocząć podstawówkę. Paweł został w Stanach sam, było tam parę osób, które miały mu pomagać”.

Ksiądz Marian opowiadał, że poznał Pawła w 1978 roku, kiedy obejmował placówkę w USA. Paweł był w dziesiątej klasie i zaimponował mu znajomością angielskiego, z którym on słabo sobie radził. To właśnie ksiądz przekonał Pawła, że powinien iść na studia. Mój brat zdał egzamin, lecz nie miał pieniędzy. W mojej rodzinie mówiono dość ogólnikowo, że "ksiądz od początku go wspierał”.

W jakim zakresie? Tego nikt nie precyzował, ale wiadomo było, że wspierał go finansowo i pomógł załatwić studencką pożyczkę. O tym, że mój brat nocował o księdza, dowiedziałem się niedawno.

Ksiądz znał najbardziej intymne szczegóły dotyczące Pawła, co było zastanawiające. Z wyraźną niechęcią wypowiadał się o jego żonie. O jej matce również. Twierdził, że są pazerne na pieniądze. Piękną dziewczynę, laureatkę konkursu piękności wśród mieszkających w Stanach Polek, opisywał jako osobę zaborczą, która Pawła stłamsiła. "Zostawił jej ich wspólny dom. Nie wziął nawet dolara, tak bardzo chciał się od niej uwolnić”. Ja słyszałem jednak coś innego: żona oskarżyła go oficjalnie przed miejscową kurią o to, że sypia z księdzem Marianem, nic więc dziwnego, że ten miał powody, by myśleć o niej jak najgorzej.

Ksiądz podczas niemal dwugodzinnej rozmowy sypał opowieściami o członkach mojej rodziny, w jego słowach brzmiała jednak arogancja, lekceważenie i moralna wyższość. Po godzinie zapytałem go wprost, co powinienem zrobić z informacją o jego związku z Pawłem.

Jego reakcja była zaskakująca. Popatrzył na mnie, zaśmiał się teatralnie i powiedział: "Coś takiego! Nooooo, jestem zaskoczony!”. Nie był ani trochę zmieszany. Po chwili zapytał: "A jakie ma pan dowody?”. Powiedziałem, że Paweł przyznał się do tego ojcu, nie chciałem jednak zdradzać, jakimi dowodami dysponuję. Gdy spytałem, czy może przysiąc, że między nimi nic nie było, odpowiedział w sposób, który wtedy nie zwrócił mojej uwagi. Użył trybu przypuszczającego: "Przysiągłbym”.

Jak pisałem, mój ojciec o związku Pawła z księdzem Marianem dowiedział się w 2010 roku, gdy Paweł wyznał, że ksiądz uwiódł go, kiedy był nastolatkiem. Dodał, że Paweł twierdził, iż z Marianem już wszystko skończone, "bo ksiądz ma innych partnerów”. O tym, że łączyła ich bliższa relacja, żona mojego ojca usłyszała jednak już w 1990 roku. Miała jej o tym powiedzieć teściowa Pawła, gdy zostały na chwilę same. Potem nikt nie wracał do tematu.

*

Odnalazłem żonę Pawła w Stanach Zjednoczonych. Kategorycznie odmówiła podania imienia i nazwiska, lecz podzieliła się ze mną smutną prawdą: "Podejrzewałam, że Paweł miał stosunki z księdzem. Mówili o tym ludzie w naszym mieście. O tym, że ksiądz płacił mu jakoś za studia, że mieszkał z nim w mieszkaniu seminaryjnym”.

Według niej, kiedy ksiądz Marian przyjechał do USA, słabo mówił po angielsku i nie miał prawa jazdy. Paweł nie tylko woził go na msze, ale też pomagał tłumaczyć zdania, które odczytywał z kartki podczas liturgii. Potwierdziła tym samym to, co słyszałem wcześniej. O tym, że jej były mąż nie żyje, dowiedziała się ode mnie. Wyraźnie ją to poruszyło, choć nie mieli kontaktu od jakichś dwudziestu lat.

Przyznała, że właśnie jego związek z księdzem był podstawą do wystąpienia do biskupstwa w USA o unieważnienie małżeństwa. Potwierdził to zresztą Paweł w rozmowie z moją macochą już po tym, gdy unieważnienie stało się faktem, czyli w latach dziewięćdziesiątych. Wyznał wtedy, iż żona oskarża go o homoseksualizm i stosunki z księdzem. "Ale trzeba mieć na to dowody” – ucinał dyskusję.

Żona Pawła jest przekonana, że gdyby nie to, iż związek księdza z Pawłem był tajemnicą poliszynela, unieważnienia by nie było. "Unieważnienie wydano na innej podstawie, a homoseksualizm i księdza pominięto” – mówi mi po latach. Dodaje, że Paweł sam nigdy nie przyznał się do romansu z duchownym. Gdy mówię jej, że wyznał to ojcu, przyjmuje moje słowa z mieszanymi uczuciami.

"To było dla mnie bardzo krzywdzące. Pan wie, że to ksiądz Marian udzielał nam ślubu?” – pyta. Jestem w szoku. A gdy się żegnamy, dodaje: "Jestem przekonana, że ksiądz jest gejem. Widać to było gołym okiem. Jednak to było lata temu, nie miałam jak tego udowodnić, a ci, którzy wiedzieli, nie chcieli mówić. Paweł do końca nie zgadzał się na stwierdzenie nieważności ślubu i nawet wysłał do mnie kogoś ze swojej najbliższej rodziny, by mnie przekonał do zmiany zdania. Twierdził, że kiedy spał u Mariana na podłodze, ten próbował się do niego dobierać, lecz on się "obronił”.

Żona Pawła życzyła mi powodzenia w zgłoszeniu sprawy do kurii, tak jak nakazał mojemu ojcu spowiednik. Kiedy ta książka się ukaże, pismo trafi już do odpowiedniego biskupa. Co zrobią władze kościelne? Tego nie wiem. Czy wierzę, że ktoś zbada sprawę, poprosi księdza o wyjaśnienia i wysłucha mnie oraz innych osób, które wiedzą coś na ten temat? Chcę wierzyć, że tak, choć moja wiara jest słaba. Tak jak w to, że w Kościele zwycięży prawda, a nie hipokryzja.

Radosław Gruca - od piętnastu lat dziennikarz śledczy, do niedawna piszący dla działu polityki w dzienniku "Fakt". Pracował m.in. w "Dzienniku", "Super Expressie", "Gazecie Wyborczej". 18 września nakładem wydawnictwa Muza ukazała się jego książka "Hipokryzja", w której pokazuje system, który bronił (a według niego nadal broni) księży pedofilów. Wbrew etyce, prawu i dobru dzieci.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić