Gabriela Jatkowska| 
aktualizacja 

Beata Szydło i Antoni Macierewicz na spotkaniu z członkami gangu? Były gangster przerywa milczenie

518

Nagranie, które rozgrzało polityczną Polskę: Superwizjer TVN wyemitował materiał dokumentujący spotkanie Antoniego Macierewicza i Beaty Szydło po huraganie w miejscowości Rytel. Wziąć w nim udział mieli także członkowie motocyklowego "gangu" Bad Company. W o2.pl rozmowa z jednym z liderów tego klubu. Były gangster Olgierd L. przekonuje: "Ten materiał to manipulacja".

Beata Szydło i Antoni Macierewicz na spotkaniu z członkami gangu? Były gangster przerywa milczenie
(East News, Przemek Świderski)
  • Z Olgierdem L., antybohaterem listopadowego reportażu Superwizjera TVN, w przeszłości karanym za kierowanie grupą przestępczą w Gdańsku, za co odsiedział w sumie 9 lat, obecnie członkiem klubu motocyklowego Bad Company MC, rozmawia Gabriela Jatkowska.

Dziesięć lat temu doszło do zabójstwa Daniela Z. "Zachara", gangstera nr 1 w Gdańsku. Czy był pan kiedykolwiek brany pod uwagę jako zleceniodawca tego mordu?

Nigdy nie byłem podejrzanym w tej sprawie, w sądzie zeznawałem jako świadek, a w trakcie zabójstwa od pół roku siedziałem w areszcie. Teza jest dziś lansowana bezpodstawnie i robiona na siłę.

Gdyby miała sens, to tzw. sześćdziesiątki ["mali świadkowie koronni", art. 60 kk. to nadzwyczajne złagodzenie kary - przyp. red.] ustanowione do tej sprawy mówiłyby, że podżegałem do zabójstwa, zlecałem. Tymczasem ani Artur W., "sześćdziesiątka” [zmarł w grudniu 2018 roku - przyp. red.], ani Daniel S. "Szrama” [także sześćdziesiątka - obaj usłyszeli wyroki 11 miesięcy więzienia w zawieszeniu – przyp. red.] nic takiego nigdy nie zeznali.

Kiedy doszło do zabójstwa "Zachara”, członkowie jakoby mojego gangu, biorący udział w tej bójce, nigdy nie usłyszeli zarzutu uczestnictwa w zorganizowanej grupie pod moim kierownictwem. Nikt tam nie pojechał dokonać egzekucji, była kamera monitoringu, a wszyscy mają odsłonięte twarze.

Jeden z pańskich byłych kolegów, wypowiadający się w reportażu Superwizjera TVN, mówi, że zyskał pan na tej śmierci. Poszło w miasto, jaką mocną ma pan ekipę.

Została mi dorobiona taka gęba przez media. Kiedy wyszedłem z więzienia, miałem opinię, że wojowałem z "Zacharem”, że stoję za tą śmiercią. Jakie korzyści miałem uzyskać?

Czy musiał umrzeć "Zachar”, bym mógł zająć się sutenerstwem? Przed tą śmiercią miałem agencje towarzyskie, domówki [małe agencje towarzyskie mieszczące się w mieszkaniach - przyp. red.] i po jego śmierci też; w 2012 roku zresztą postawiono mi zarzuty kierowania grupą przestępczą czerpiącą zyski z sutenerstwa oraz pobicie. Jak na kogoś, kto miał "przejąć miasto” po "Zacharze”, to dość skromny dorobek. "Olgierd wyczyścił miasto z konkurencji”… żeby ochraniać dwie agencje - w Zaspie i Malborku!

Może tylko dwie udało się udowodnić?

To nie są tajne laboratoria z narkotykami, policja ma dobrze rozpracowane środowisko sutenerów, nie ma problemu, aby znaleźć prostytutkę ogłaszającą się na "Odlotach” [portal z ogłoszeniami prostytutek – przyp. red.].

Podobnie rzecz się ma z moją rzekomą domówką w Danii – gdyby taka faktycznie istniała - raz-dwa można byłoby ją znaleźć. Polska domówka, polskie ogłoszenie, nie byłoby problemu. Poza tym mam pięcioletni zakaz opuszczania kraju; prowadzenie czegokolwiek poza nim byłoby dość trudne.

Przyznał się pan do sutenerstwa, zajmował się pan tym.

Zarabiałem na tym biznesie, moją rolą było zapewnienie ochrony w takim lokalu. Nie jestem dumny z tego, czym się wtedy zajmowałem, ale też nie będę się samobiczował. Odsiedziałem swoje.

Bił pan kobiety pracujące na domówkach?

Nigdy! Do dziś utrzymuję kontakt z kilkoma dziewczynami z tamtych czasów, które napisały mi, że bicie i zastraszanie dziewczyn przez mnie jest kompletną bzdurą. Nigdy też nie zmuszałem dziewczyn do uprawiania prostytucji, nie miałem takiego zarzutu.

Co do informacji o rzekomym pocięciu prostytutki czy napaści na samochód z dzieckiem w środku - Katarzyna D., którą miałem jakoby napaść i obrzucać samochód, w którym było dziecko, cegłówkami, zeznała przed sądem, że została do takich zeznań nakłoniona przez męża. A to z jej mężem miałem konflikt.

Przeprosiłem ją, nie jest prawdą, że się mnie boi. Za napaść na mieszkanie zostałem uniewinniony, w tym czasie byłem w kompletnie innym miejscu. Wszystkie te informacje są zawarte w aktach moich spraw. Natomiast jest to przeszłość, z którą zerwałem i nie chcę do tego wracać.

Skoro w reportażu miałem być przedstawiony jako halabardnik, brutal i morderca, to dlaczego nikt nie przytoczył historii z próbą odcięcia przeze mnie ręki niejakiemu "Szramie”?

Dlaczego?

Nie pokazano tego, ponieważ jestem o tym przekonany, rozmówcą i informatorem o mojej działalności w tym reportażu jest właśnie… "Szrama”.

Czy takiego łakomego kąska jak wizyta pana "Szramy” w Sejmie na spotkaniu z posłem Piotrem Marcem "Liroyem” by nie pokazano? Człowiek, który w 2009 roku bierze udział w zabójstwie "Zachara” robi sobie zdjęcie z Piotrem Marcem, zdjęcie hula do dziś w Internecie na stronie firmy, którą "Szrama” prowadzi.

Znam go od lat, używa charakterystycznych zwrotów, sformułowań. Ogranicza historię do 2012 roku, do kiedy ma ze mną kontakt. Po śmierci "Zachara” dorobiono mi gębę zabójcy czy zleceniodawcy zabójstwa Daniela Z., miałem mieć jakoby silną ekipę. Więc "Szrama” i Andrzej K. "Kura” jeździli i powoływali się na kontakty ze mną. Uciąłem tę znajomość, nie mogli dłużej wycierać sobie mordy moją osobą.

A co z tą odcinaną ręką?

W 2012 roku "Szrama” przyszedł do mojego bloku z maczetą w ręku. Był pijany, miał ponad 2 promile, szukał mnie, został uwieczniony na monitoringu. Gdy narzeczona zaalarmowała ochronę, wróciłem do domu. Kiedy go wraz z moimi kolegami znalazłem na klatce schodowej, wciąż dzierżył maczetę. Pobiliśmy go i maczetę mu odebraliśmy, zdążył mnie nią jeszcze pociąć. Ale to on poszedł na policję, w rezultacie czego to mnie postawiono zarzuty napaści i pobicia go.

Sąd podważył jego zeznania, biegli stwierdzili, że nie był potraktowany żadnym niebezpiecznym narzędziem. Ręki nikt mu obciąć nie chciał.

Dlaczego nie wyciągnięto odpowiedniego fragmentu, by przedstawić mnie jako potencjalnego zabójcę "Szramy”? Albo przynajmniej osoby, która rżnęła mu rękę maczetą? Olgierd miał bić prostytutki, a o ataku maczetą ani słowa?

Był pan w Rytlu na spotkaniu z ministrem Antonim Macierewiczem i premier Beatą Szydło?

To jest największa, perfidna manipulacja, bo mnie w Rytlu w ogóle nie było! Ta informacja celowo jednak nie jest poruszana, wszyscy myślą, że premier Beata Szydło wita się z Olgierdem i jego domniemaną grupą!

Wystąpiłem z Bad Company MC półtora roku wcześniej, co można ustalić. Co istotne, do Rytla pojechać mógł każdy, kto chciał pomóc. Ogłoszenie o organizowaniu wyjazdu było na stronie Bad Company MC i wiele osób spoza klubu dołączyło i pojechało pomagać.

Tymczasem słyszymy, że "członkowie gangu”, "niby-wolontariusze” Olgierda robią sobie zdjęcia z czołowymi politykami. Nikt już nie zadaje sobie trudu, by wyjaśnić, że Olgierda tam w ogóle nie ma.

Wróciłem do Bad Company MC rok temu, rzekomym, jak to ujęto "gangiem motocyklowym” nie mógłbym raczej kierować, będąc poza nim. Co do nazywania Bad Company MC gangiem właśnie: gdzie są przestępstwa z ostatnich 5 lat, które ten "gang” ma popełniać? Ja sam od pięciu lat nie mam żadnych zarzutów.

Czy świadczona przez was pomoc to afiszowanie się i wyrafinowany sposób na dobry PR?

To perfidne świństwo, gdyż świadczona pomoc została przedstawiona jako zabieg mający minimalizować jakieś wyroki. Wśród członków Bad Company MC są osoby w większości niekarane. Ja jako jedyny taki wniosek złożyłem, za namową osób, którym pomogłem. Byłem wtedy poza klubem Bad Company MC. Wie pani, jak się załatwia mniejsze wyroki? Współpracując z policją, dając informacje na innych, a nawet pomawiając. Zostając "sześćdziesiątką”.

Trwa ładowanie wpisu:facebook

Wraz z klubem Bad Company MC odbieraliście z wielką pompą kumpla z Zakładu Karnego w Elblągu, "Orangutana”. Kilka miesięcy później widziany był na Marszu Niepodległości w Warszawie, gdzie obelżywie zwracał się do przedstawicielek Obywateli RP.

Chcieliśmy zrobić mu niespodziankę. Odsiedział swoje, wyszedł na wolność, tak się robi, to nasz kolega. Co robił później, jak się zachowywał, proszę wybaczyć, nie odpowiadam za jego czyny. Na Marszu niepotrzebnie dał się sprowokować.

Jest pan nazistą, ultranacjonalistą?

Byłem skinem dwadzieścia lat temu, wiele błędów popełniłem, co jest naturalne, jak się jest młodym człowiekiem. Ten okres życia jest dla mnie zamknięty.

Grzegorz ps. "Śledziu”, ukazany jako członek Bad Company MC, którego tatuaże z Hitlerem miały świadczyć o moich zainteresowaniach nazizmem, nigdy do klubu motocyklowego nie należał i choć to mój kolega, za jego światopogląd czy tatuaże nie odpowiadam. To nie czasy zbiorowej odpowiedzialności!

Chodzę na wydarzenia patriotyczne, co zinterpretowano jako wyraz poparcia dla nacjonalizmu. Szacunek wobec weteranów, bohaterów, niezłomnych wyrażam nie tylko wkładając koszulkę z Polską Walczącą, ale dając coś od siebie, realną pomoc w postaci np. organizowania pomocy, paczek czy wigilii weteranom, sybirakom, pomoc przy sprzątaniu cmentarzy itd. Mój dziadek był w Armii Krajowej, został wywieziony na Syberię. Stąd moje zainteresowanie tematyką, potrzeba pomocy takim ludziom. Nie jest to wyraz perfidii, ale moich zainteresowań. Bliżej mi dziś do poglądów Romana Dmowskiego.

W takim razie skąd zdjęcia z np. Roberto Fiore liderem nacjonalistycznej partii Forza Nuova, byłym eurodeputowanym?

Widziałem się z tym europosłem w trakcie Marszu Niepodległości. Nie przyjaźnię się z tym człowiekiem, z tego co wiem, został zaproszony przez organizatorów corocznego Marszu Niepodległości. Nie rozmawiałem z nim, choćby dlatego, że nie znam angielskiego, a zdjęcie sobie zrobiłem – nie był szczelnie otoczony przez kordon ochrony, nie miał z tym problemu.

Zna pan Karola Nawrockiego, dyrektora Muzeum II Wojny Światowej?

Znam go z widzenia, z różnych wydarzeń organizowanych w muzeum. Chodzę do muzeów w całej Polsce oraz na patriotyczne wydarzenia. Te organizowane są na terenie Trójmiasta najczęściej przez Muzeum II Wojny Światowej, nie moja to wina.

W pogrzebie "Inki” Danuty Siedzikówny wziął udział także prezydent Lech Wałęsa i prezydent Andrzej Duda – no i byli tam też moi koledzy. Czy to znaczy, że się znają? Jeśli imprezy tego typu organizowane byłyby z inicjatyw innych środowisk politycznych, także bym na nie chodził.

Zdjęcie z Donaldem Tuskiem też by pan sobie zrobił?

Jeśli uczestniczyłby w jakiejś patriotycznej imprezie, pomógłby np. weteranom, to owszem, wspólne zdjęcie bym sobie zrobił. Nie chcę się opowiadać po żadnej politycznej stronie, a według mnie zostałem użyty do wojny dwóch obozów, w perfidny cyniczny i jednowymiarowy sposób.

Dlaczego postanowił pan odnieść się do reportażu teraz?

Pytania otrzymałem na krótko przed emisją materiału, nie miałem szans na nie odpowiedzieć. Kiedy wraz z moim pełnomocnikiem zadzwoniliśmy na jakiś ogólny telefon do redakcji (nie mieliśmy bezpośredniego do dziennikarzy), nie otrzymaliśmy odpowiedzi, do kiedy mamy czas. Materiał przedstawia mnie w fałszywym, zakłamanym świetle, uznałem, że powinienem odnieść się do stawianych w nim zarzutów. To tyle.

O autorce wywiadu:

Gabriela Jatkowska - dziennikarka kryminalna, związana z kilkoma tytułami, m.in. "Reporterem - magazynem kryminalnym", była redaktor naczelna magazynu literacko-kryminalnego "POCISK". Autorka dwóch książek, w trakcie przygotowania dwóch kolejnych.

Przeczytaj też:

Zobacz także:

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić