"Idzie rak, nieborak". Nietypowy początek wywiadu

0

Wywiad z Half Moon Run to była fantastyczna przygoda i wielka przyjemność. Zresztą...przeczytajcie sami.

"Idzie rak, nieborak". Nietypowy początek wywiadu
(Materiały prasowe)

Tego wieczoru każdy wybierał monstera lub innego stwora, za którego chciał się przebrać. Nie ja. Ja wybrałam spełnienie marzenia, które narodziło się wraz z pierwszym odsłuchem albumu Dark Eyes zespołu Half Moon Run. To było w Halloween w Glasgow - najbardziej muzycznym mieście Wielkiej Brytanii.

Tuż przed szesnastą - na którą zostałam umówiona z Kanadyjczykami - miałam okazję przypomnieć sobie o esencji tego, co robię. Bo o co chodzi w pisaniu o muzyce? Dlaczego koncert to nadal najlepiej spędzony czas i co może być ciekawego w gościach, których znam z kilkunastu utworów? Ekscytacja! Towarzyszący temu stres i niewiadoma - jacy są, jak mówią, o czym rozmawiają? Jeśli kiedykolwiek przestanę odczuwać przed wywiadem podobne emocje, będzie to znak aby – parafrazując polską wokalistę – powiedzieć sobie dość!

Oliwy do ognia ekscytacji dolała informacja o planowanym na luty koncercie w Warszawie. Nasze spotkanie okazało się idealną okazją do przedstawienia zespołu z Montrealu. Może nie jest to jeszcze Arcade Fire, ale marzę aby jak najwięcej osób przekonało się, że jak nikt inny, są na najlepszej drodze do podobnego sukcesu.

Pełne emocji spotkania wydają się idealne, niestety bywają tymi najtrudniejszymi. Chcesz zapytać o tak wiele rzeczy, że w efekcie nie wiesz od czego zacząć. Na początku jednak odbywa się konfrontacja z managerem, podczas której padło standardowe pytanie o kraj pochodzenia. W tym przypadku nie było potrzebne do wypełnienia formularza – a było pytaniem pod gotową odpowiedź, którą chciał się podzielić.

Jesteś z Polski, prawda? Nie mogę doczekać się naszej wizyty w twoim kraju! Cały zespół czeka, chłopaki od zawsze chcieli odwiedzić Polskę. Zapytaj Connera - przekonywał.

Ujęli mnie. Zanim usiadłam do wywiadu, zanim weszłam do garderoby, zanim zdążyłam zapytać, zaskoczyli mnie tak pozytywnie, że po 2 minutach siedziałam już z pełnymi entuzjazmu i radości z grania chłopakami, a nie zespołem, na którego wieczorny koncert czekało setki osób.

Idzie ran nieborak, jak ugryzie będzie znak. To pierwsze słowa jakie padły. I jak ich nie kochać – pomyślałam? Ale "idzie rak"? Takiego początku rozmowy nie mogłam się spodziewać… Conner w rozmowie grał pierwsze skrzypce, jak i w całym zespole. Half Moon Run powstało z jego inicjatywy. Jest wokalistą i gitarzystą, jest trzonem, który szukał basisty, a w efekcie spotkał drugiego wokalistę, z którym idealnie się uzupełnia i co stanowi o sile kanadyjskiego składu.

- Mój przyjaciel jest Polakiem, nauczył mnie tej rymowanki lata temu. Ale jak mówisz - Polska - to nie jego mam pierwszego na myśli. Pierwszy jest Kieślowski! Ukształtował mnie, kocham jego twórczość. Możecie być dumni, że był Polakiem! - mówił.

Po tych słowach już wiedziałam, że słowa managera o wyczekiwaniu na przyjazd do Polski nie były nonszalancją. Na potwierdzenie Conner dodał:

Człowiek-Kamera, pod takim pseudonimem kryje się twórca naszych dwóch klipów. I jest z Krakowa. Podesłał nam pomysł na teledysk z pytaniem, czy chcielibyśmy aby go dla nas zrealizował. Był świetny, wiec nie było się nad czym zastanawiać. To kolejny powód, dla którego myśląc o Polsce możemy się uśmiechać.

Coraz częściej czytamy ciepłe opinie na temat polskiej publiczności. Rzadko jednak zdarza się usłyszeć tyle miłych słów o Polsce z ust ludzi, którzy dopiero mają zamiar odwiedzić nadwiślański kraj.

Na pełny zapis rozmowy przyjdzie czas. Bo nie ona powinna być powodem dla którego powinniście się uśmiechać, a sama muzyka jaką tworzą. To ona nadal jest najważniejsza. Gdyby nie ona, tej rozmowy nie byłoby w ogóle, w efekcie nie spędzalibyście kilku minut na czytanie tego artykułu. Zatem jeśli w dzieciństwie przenosiliście się w inny wymiar przy dźwiękach Pink Floydów, jeśli kiedykolwiek daliście oczarować się złożoność melodii Archive, albo docenialiście elektroniczne eksperymenty Editorsów, zespół Half Moon Run swoimi zaledwie dwoma albumami, może podsumować dużą część waszych muzycznych uniesień.

Długimi gitarowymi melodiami przenoszą słuchaczy w ich własne happy place. Z nowa płytą zaspakajają potrzeby miłośników współczesnej technologii, dorzucając szczyptę elektroniki. Przede wszystkim urzekają prostotą wpadających w ucho melodii. A kiedy podczas koncertu na scenie pojawia się dwóch wokalistów z akustyczną gitarą i harmonijką ustną ukazuje się kwintesencja muzyki – bo już dawno przestało chodzić o wymyślną produkcje i miliony instrumentów. Wracamy do początków, kiedy muzyka broni się sama, jeśli czujesz w niej szczerości. Jeśli patrząc na scenę w towarzystwie setek osób, masz wrażenie, że artysta śpiewa tylko dla ciebie.

Na koniec listopadowego spotkania Conner przyznał, że muzycy bardzo się kłócą. Czasami mają siebie dosyć, ale szczerość pomaga pozostać przyjaciółmi i osiągać kompromis tak, aby tworzyć najlepszą muzykę jaką potrafią.

Podsumowując – dajcie się przekonać i posłuchajcie Half Moon Run. Obiecałam, że będziemy głośniejsi i radośniejsi niż Szkoci, a to nie lada wyzwanie. Spotkajmy się za kilka tygodni w Warszawie i nie zawiedźmy, bo nie lubię rzucać słów na wiatr.

Justyna Czarna

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić