aktualizacja 

Karolina Korwin Piotrowska: Ostatnia rodzina

57

To moim zdaniem najlepszy polski film XXI wieku. Poraża, bawi, smuci i zachwyca. Jak samo życie. Jak wszystkie rodziny, które znamy. Jak my sami.

Karolina Korwin Piotrowska: Ostatnia rodzina
(Instagram/ostatniarodzina)

Trzy osoby: ojciec, matka i syn. Bardzo się kochają, ale nie okazują tego w wyidealizowanej stylistyce rodem z familijnych seriali czy słodkawych reklam ubezpieczeń. W tle jest Polska, Warszawa, ale równie dobrze mogło to być każde inne miasto, w każdym miejscu świata, bo opowieść ta jest jakby zawieszona w czasie, a miejsca w jakim się toczy raczej nie namierzy żaden GPS. Ta historia jest uniwersalna. To jej wielka siła. Takie historie jak ta opowiadana na ekranie dzieją się u nas, w naszych domach, albo u sąsiada za ścianą.

Ojciec (w tej roli epokowy Andrzej Seweryn, w doskonałej formie i w swojej najlepszej od czasów ról u Wajdy roli) jest malarzem, wybitnym i skupionym na sobie i swej pracy oraz słuchaniu muzyki klasycznej artystą, który utrwala każdą chwilę z życia rodziny. Na fotografii, magnetofonie, potem na taśmie filmowej. Taki Big Brother na długo przed jego telewizyjną premierą. Kiedy syn kłóci się z matką albo w nagłym szale demoluje mieszkanie, ojciec, cichy i skupiony, nagrywa wszystko chłodnym okiem zza kamery... Włącza funkcję nagrywania nawet gdy umiera jego matka. Nagrywa ciało żony leżącej w kuchni.

Trwa ładowanie wpisu:instagram

Syn zaś, świetny Dawid Ogrodnik, to wielki i niedopasowany do otaczającego świata indywidualista, oryginał, umysł wybitny acz niepokorny i chodzący własnymi ścieżkami, ze skłonnością do wahań nastrojów. Tłumacz, dziennikarz muzyczny, wielka postać dla wielu przedstawicieli obecnego pokolenia 40 plus. Obaj panowie obdarzeni są szczególnym, wielce oryginalnym poczuciem humoru i podejściem do rzeczywistości.

Trwa ładowanie wpisu:instagram

Jest i matka, fenomenalna i wielka Aleksandra Konieczna, największe odkrycie tego filmu, aktorka, którą teraz można postawić obok takich gigantów jak Kulesza czy Kolak. Zofia Beksińska to opoka, która całe swoje życie poświęciła rodzinie, matce, teściowej, synowi i mężowi. To kobieta, jakich spotykamy tysiące. Cicha, spokojna, zawsze opanowana, paląca stanowczo zbyt dużo papierosów i zawsze na każde zawołanie swej rodziny. Zawsze, za każdą cenę, w każdej chwili. Ale nie jest to typowa i znana nam Matka-Polka. To silna, wspaniała i kochająca kobieta z wielkim charakterem, choć w swoim domu czasem chyba czuje się jak gość, wynajęta pielęgniarka, terapeuta czy kucharka mozolnie chłodząca wiatraczkiem ziemniaki dla syna, bo on nie lubi, gdy są za gorące... A więc kochająca mama chłodzi je na kuchennym blacie wiatraczkiem właśnie. Aby zapalić papierosa we własnej kuchni, musi stać przy oknie, bo nie chce truć innych ani przeszkadzać. To jej chwila dla siebie. Moment zadumy. W kuchni. Do dzisiaj nie mogę zapomnieć sceny, w której śmiertelnie chora, oczekująca przejścia na drugą stronę, Pani Zofia negocjuje twardo z mężem, to gdzie i jak zostanie pochowana. Bo to jedyne, co będzie miała dla siebie. Jedyne, co będzie tylko jej. Miejsce jej pochówku.

Trwa ładowanie wpisu:instagram

Znamy takie rodziny, ba, może nawet sami taką mamy. Niby jesteśmy razem, niby się kochamy, ale czasem wystarczy byle co i mamy ochotę w szale zdemolować kuchnię. Zabić się albo wybuchnąć. Bo rodzina, jak to mówi w filmie Zdzisław Beksiński, to tylko grupa niezbyt lubiących się ludzi, którzy zmuszeni są, by ze sobą przebywać pod jednym dachem. Nikt przecież nie mówił, że ma być idealnie i idealnie nie jest. Jest czasem strasznie. Przerażająco. Smutno albo nieodparcie śmiesznie. Ten film to pięknie pokazuje, z wielką klasą, bez epatowania skandalem, pochylając się nad każdą, najdrobniejszą emocją.

Co stanowi o wielkości filmu? Jego szczerość i prawda przekazu, opowiadana historia i uniwersalność. To, jakie w widzu wywołuje emocje i czy świat pokazany na ekranie znajduje drogę do odbiorcy, wciąga go do siebie niezauważalnie, ale tak skutecznie, że gdy pojawiają się napisy końcowe po prostu głupio tak ot wstać i wyjść z kina, bo przecież podglądaliśmy na ekranie jakąś historię, ludzi, ich szczere emocje...

Podglądanie. To chyba jedno ze słów kluczy, które mam w głowie, myśląc o tym filmie. Czujemy się podczas seansu jak widzowie reality show w telewizji, tylko że tutaj bohaterami nie są chorzy na sławę medialni ekshibicjoniści, ale kilka osób, które niczego nie udają i żyją na małej powierzchni dwóch mieszkań na jednym osiedlu: w jednym mieszkają rodzice, w drugim, niedaleko, mieszka ich jedyny syn. Regularnie się odwiedzają. Pępowina rodzicielska nigdy w stu procentach nie została przecięta. Rodzice, szczególnie matka, która pilnuje, by syna regularnie odwiedzać i sprawdzać, co się u niego dzieje, cały czas drżą w strachu o jedynaka, który co jakiś czas oświadcza, że popełni samobójstwo. Bywa, że groźby te próbuje spełnić. Jego ojciec, co wydaje się niektórym szokujące, docenia jego starania w próbach pozbawienia się życia. Jedna z najbardziej wstrząsających scen to ta, kiedy Beksiński w szpitalu, po odwiezieniu syna po próbie samobójczej, pozornie na chłodno sugeruje lekarzowi, by syna może nie ratował. Bo przecież Tomek tak chce. I jak chce, tak zrobi, nieważne czy teraz czy kiedyś...

Beksińscy jedzą razem posiłki, jeżdżą na wycieczki, obchodzą po swojemu Wigilię, często i burzliwie ze sobą rozmawiają, kłócą się, malują, słuchają muzyki, podejmują czasem próby demolki mieszkania albo próby odebrania sobie życia... Samo życie, chciałoby się powiedzieć. Ba, można rzec, że nawet codzienna i przewidywalna nuda, ale nie w tym przypadku.

Bo to opowieść o ludziach kochających się bardzo, ale naznaczonych piętnem wyjątkowości, zdecydowanie nadwrażliwych, nad którymi jest jak rozpostarty parasol fatum nieprzystosowania się do otaczającego świata, do tak zwanych normalnych zachowań, do zwyczajowych emocji. Oni są inni. Oryginalni. Ale czy na pewno? Czy patrząc na Beksińskich, słuchając ich rozmów, podglądając ich w codziennym życiu nie widzimy siebie? Ja siebie zobaczyłam. Zobaczyłam też ludzi, jakich znam i spotykam na co dzień. Zobaczyłam emocje, które doskonale znam i jakie na własne oczy widziałam. To było chwilami jak lustro, rodzaj bezkompromisowego seansu terapeutycznego dla każdego, kto kiedykolwiek miał wątpliwości, czy sytuacja w jakiej się znalazł i towarzystwo, w jakim przyszło mu na co dzień przebywać, jest na pewno jedynym. Czy nie ma ucieczki, czy musi tak być i czy to aby na pewno jest miłość?

Trwa ładowanie wpisu:instagram

Polskie kino nie miało w XXI wieku filmu tej klasy. Klasy światowej, doskonałego, wyważonego i mówiącego tak uniwersalnym językiem. Serce biło mi mocno przy „Body/Ciało” czy „33 scenach z życia”, doceniałam bardzo sensacyjny sposób pokazania historii w „Pokłosiu”, „Ida” zostawiła we mnie swój wyraźny ślad, jak „W ciemności” czy „Zjednoczone stany miłości”. Ale ten film mnie poraził. Widziałam go już jakiś czas temu i nadal nie mogę przestać o nim myśleć. On we mnie wrósł. Zacisnął się jak obręcz na moim gardle. Obejrzę go znowu. Na pewno.

Bo ten film poraża. Zostawia widza na koniec oniemiałego po tym, co mu zafundowano. Niby wiemy, jak to się skończy, bo znamy tę historię i fatum jest wyczuwalne od samego początku, a napięcie nie opuszcza nas ani na chwilę. Coś wisi w powietrzu, coś nieuchronnego, jakaś tragedia tu musi nastąpić. I następuje. Jedna po drugiej.

„Ostatnia rodzina” to kolejny dowód na to, że w polskim kinie nadeszła pokoleniowa zmiana, na jaką czekaliśmy od wielu lat. Idzie pokolenie zdolnych, pozbawionych „kompleksu polskiego”, światowej klasy twórców. To wielkie kino. To najlepsza z możliwych wizytówka polskiej kinematografii i kultury na świecie. Oby nikt tego nie zepsuł.

Idźcie do kina. Koniecznie. Może się tak stać, że wyjdziecie z kina innymi ludźmi, niż do niego weszliście. Na pewno będziecie długo o tym, co zobaczyliście myśleć i rozmawiać. Ten film w was zostawi ślad. Bo na tym polega prawdziwa i wielka sztuka.

Karolina Korwin Piotrowska specjalnie dla o2

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić