Karolina Pilarczyk podczas pokazu mody #stopfutrom.

Królowa driftu. Karolina Pilarczyk: Faceci? Hejtowali, wyśmiewali, wytykali błędy

© East News
Aldona Sosnowska-Szczuka
aktualizacja 

O życiu i rywalizacji w "męskim świecie", krytyce i hejcie, ale też adrenalinie napędzającej do działania i równoważącej cienie kariery w motosporcie - opowiada Karolina Pilarczyk.

Aldona Sosnowska-Szczuka: Jaki ma silnik twój camaro, którym na co dzień jeździsz?

Karolina Pilarczyk: Jedyny słuszny, czyli 6,2 l V8, 500 KM. Dlatego też dużo osób, które wsiadają do mojego samochodu i słyszą ten bulgot, mówią: nie uwierzę Karola, że ty jeździsz spokojnie. Ja jednak im szybciej jeżdżę na torze, tym wolniej po ulicy. Droga nie jest do wygłupów. Jeżeli jedziesz 50 km/h masz czas, żeby zareagować. Jeżdżę więc swoim camaro wolno.

Ale też gdy jeżdżę spokojnie, to on ma około 2 tys. obrotów, pracują tylko cztery cylindry, samochodzik sobie bulgocze i pali raptem 14 litrów. Czyli tyle, ile połowa aut na ulicy. Przyjemność jazdy nim jest ogromna – siedzisz jak na kanapie przed telewizorem, wygodnie, mięciutko… Uwielbiam amerykańskie samochody.

Swoje auto traktujesz emocjonalnie?

Absolutnie. Denerwuję się, jak ktoś go obraża albo jak kopie w opony – tego nienawidzę, sama mam ochotę tę osobę kopnąć. Mówię bardzo często, że to mój dzieciaczek.

Królowa Polskiego Driftu: "Serdecznie zapraszam pracowników BOR-u na szkolenie [ZOBACZ WIDEO]

Jak go nazywasz?

Różowiutki. Kamaruś. Witam się z nim codziennie rano, kiedy wychodzę na spacer z psami – podchodzę do niego i zawsze "drapię” za lusterkiem. Zawsze też do niego mówię gdy wracam, klepię wtedy po błotniku i mówię: poczekaj kochanie, zaraz cię wyprowadzę.

Różowy lakier jest manifestacją? Bo nie współgra z silnikiem, który jest pod maską. (śmiech)

Tak, rzeczywiście. Całe życie borykam się ze stereotypami. Jako kobieta, jako kobieta w motosporcie i jako kobieta w branży IT. Jeśli jesteś atrakcyjna, zadbana, to inni niestety bardzo często płytko cię oceniają. Niezależnie od tego, co sobą reprezentujesz. A tym bardziej jest to widoczne w środowisku informatycznym czy motoryzacyjnym. Wielokrotnie tego doświadczyłam.

Doszło nawet do tego, że pracując 15 lat w branży informatycznej, był okres, że z premedytacją mocno się zaniedbywałam, żeby odwrócić uwagę od mojej kobiecości, a zwrócić ją na to, co mówię. Chciałam, aby traktowano mnie poważnie.

To, o czym mówisz jest smutne.

Bardzo. Dlatego w którymś momencie narodził się we mnie bunt przeciwko temu szufladkowaniu, niedawaniu szansy. Stąd m.in. ten różowy kolor, którego paradoksalnie nienawidziłam, ponieważ zawsze kojarzył mi się z eteryczną blondynką, a ja nigdy taka nie byłam.

Do dwudziestego roku życia ani razu nie założyłam spódnicy. Jako dziecko wspinałam się po drzewach, przez wiele lat trenowałam taekwondo – startowałam w zawodach, odnosząc sukcesy. Jestem osobą, która, gdy zaczyna coś robić, robi to na sto procent. Musi być idealnie.

Perfekcjonizm cię nie spala?

Perfekcjonizm też… Ale wiesz nad czym się zastanawiam? Czy perfekcjonizm czy ambicje? Bo ja mam problem z ambicjami. Rodzice wpajali mi, abym dążyła do celu i robiła to w sposób bardzo dobry.

Niestety zawsze wskazywali mi punkty odniesienia i gdy do nich dochodziłam, wskazywali następne, wyżej. To sprawiło, że teraz, gdy osiągnę to, co zaplanowałam, uważam, że można więcej, lepiej, bardziej. Nie jestem w pełni usatysfakcjonowana, od razu w mojej głowie pojawia się myśl: no tak, ale…

W Europie jesteś topową zawodniczką. Co dalej?

Rzeczywiście, wygrywam z wieloma zawodniczkami, które są świetne i dysponują bardzo dobrym sprzętem. I tutaj pojawia się "no tak, ale”, bo nie wygrałam mistrzostwa w klasie mieszanej, czyli z mężczyznami. I to są moje ambicje, które absolutnie chcę zrealizować.

Chcę też powalczyć o licencję Pro1 w formule Drift, czyli najbardziej prestiżowej lidze driftingowej – zawody odbywają się w Stanach Zjednoczonych. Zdaję sobie sprawę, że jest to cholernie trudne, ale uważam, że do zrobienia i to jest mój cel.

Ile czasu sobie dajesz?

Maksymalnie dwa lata. Tak naprawdę w 2020 chcę mocno powalczyć o tę licencję Pro1. Żeby ją wywalczyć, muszę być w topowej ósemce. W Pro2 startuje ok. 40 zawodników, więc muszę być lepsza niż trzydziestu kilku.

A kiedy zdobędziesz już tę licencję?

Będę walczyć o wygranie mistrzostw Pro1, co też jest dosyć dużym wyzwaniem, ponieważ ci zawodnicy, którzy tam są, walczą już od wielu, wielu lat. Doskonale znają tory, mają duże budżety – to jest zupełnie co innego niż tu, w Europie. To stanowi ogromne wyzwanie dla nas, bo my nie mamy takich możliwości finansowych, by przyjechać z zestawem silników i zawieszeń, czy nawet całym drugim samochodem, który jest "dawcą” części. A tam wymieniają silniki pomiędzy przejazdami kwalifikacyjnymi – widziałam to na własne oczy. Mają na to jakieś pół godziny do godziny, a normalnie zajmuje to kilka godzin.

No dobrze, ile lat zajmie ci realizacja tych planów?

O matko! (śmiech) Dobre pytanie. Chciałabym, żeby około pięciu lat. Dwa daję sobie na zdobycie licencji Pro1, potem muszę jeździć i zdobywać doświadczenie, poznać te tory, i zwyciężyć. Optymistycznie więc pięć lat.

Po raz pierwszy też w tym roku jeździłam na torach nascarowych, które mają pochyłości. To specyficzna zabawa, inaczej działają siły. My cały czas driftujemy, więc utrzymujemy auto w poślizgu, a pochyłość toru sprawia, że siła ściąga nas w dół. Musimy ten półtoratonowy samochód utrzymać na samej górze, tyłem auta prawie prześlizgując się po ścianie czy barierkach.

Jesteś odważna.

Tak mówią. Albo głupia. (śmiech) Kompletnie się nie boję i nie mam instynktu samozachowawczego. Doświadczenia z mojego życia, kiedy bez żadnego zadrapania wychodziłam z sytuacji, z których teoretycznie nie powinnam wyjść, czy bardzo poważne wypadki na torze sprawiają, że myślę że jestem nieśmiertelna.

Bardziej martwię się o najbliższe mi osoby oraz o moje psy – czy nie zjedzą jakiejś trutki, czy mi nie uciekną i nie wpadną pod samochód. Czasem zachowuję się w stosunku do nich jak przewrażliwiona mamusia.

Chciałabyś mieć dzieci?

Ja dzieciaczki bardzo lubię i one również do mnie lgną. Lubię też spędzać czas w ich towarzystwie. Po pierwsze jednak, jestem trochę przerażona odpowiedzialnością związaną z wychowywaniem dzieci.

Po drugie, to, co robię, jest obarczone ogromnym ryzykiem. Bardzo się cieszę, że mój partner ma syna – możemy razem spędzać czas, wygłupiać się. Sama jednak nie chcę brać na siebie takiej odpowiedzialności i nie chcę też rezygnować ze swojego sportu. Uważam, że jeżeli ma się dziecko, to należy skupić się na nim, a nie ciągle podróżować po świecie i jeździć 160 km/h samochodem i to bokiem, bo to się może różnie skończyć.

Jak się czujesz, gdy wsiadasz do auta?

To jest taka dawka radości, szczęścia, spełnienia, że nie ma słów, żeby to opisać. Widzisz zresztą po moim uśmiechu, po mojej mimice…

Oczy ci błyszczą, gdy o tym mówisz.

I to jest właśnie to. Kiedy wsiadam do samochodu, jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Jak jadę, ocieram się o ścianę, jestem blisko z drugim zawodnikiem, ocieram się o niego – to jest taki strzał adrenaliny, że krzyczę, śmieję się… Po prostu wiem, dlaczego to robię.

Naprawdę wiele rzeczy się wydarzyło niefajnych w moim życiu, szczególnie w tym roku: wiele potknięć, sytuacji, które wydawało się, że będą fantastyczne i okazały się kompletną porażką. A jednak, gdy wsiadałam do samochodu, wynagradzało mi to wszystko.

Jak dużo kosztowało cię wywalczenie pozycji, którą teraz masz w męskim świecie?

Bardzo dużo. Oczywiście od strony finansowej, bo uprawianie tej dyscypliny sportu jest kosztowne.

A ile kosztowało cię udowodnienie, że jesteś w tym tak samo dobra jak faceci, a nawet lepsza od wielu?

Na początku, kiedy weszłam w ten świat motosportowy, zostałam fajnie przyjęta, bo dziewczyna, która interesuje się motoryzacją jest taką ciekawostką.

Nie traktowano cię serio?

Nie. Potem, jak się okazało, że chcę jeździć i robię dużo w tym kierunku, pozyskuję też budżety, zaczął się taki niefajny okres. Panowie, zamiast mi pomóc, mocno mnie hejtowali – wytykali błędy, wyśmiewali się. Miałam dosyć trudny start.

Przejmowałaś się tym?

Takie ich podejście było dla mnie bardzo przykre. Próbowałam się od tego odciąć, starałam się nie słuchać docinków. Nie czytałam forów, bo jeśli zdarzyło mi się przeczytać negatywne komentarze, nie mogłam spać przez tydzień. Ale to też sprawiło, że teraz jestem bardzo uodporniona na tego rodzaju rzeczy. Zastanawiałam się kiedyś, z czego wynika hejt, próbowałam to zrozumieć…

Z frustracji, moim zdaniem. Z zawiści. Z tego, że większość ludzi nie lubi, gdy inni odnoszą sukcesy.

To prawda. I jak powiedziałaś, dużo hejtu ze strony zawodników jest właśnie z zawiści. I to teraz.

Ze strony uznanych zawodników?

Tak. Takich, którzy są dobrymi zawodnikami, ale mają problem ze sponsorami. Twierdzą, że lepiej sobie radzę, bo jestem kobietą. Rzucają bardzo niewybredne, seksistowskie teksty, bo oczywiście, jak nie ma się co powiedzieć, to atakuje się w najbardziej prymitywny sposób. To jest tak żenujące, że już nawet mnie nie dotyka.

Facetowi nikt by takich rzeczy nie powiedział.

Oczywiście, że nie. Facetów zawsze się tłumaczy. Jeżeli popełnia błędy na torze, to nigdy nie jest jego wina, bo ma np. słabszy dzień. Zawsze to jest problem związany z tym, że kolektor się rozszczelnił, że opony się skończyły, że ktoś go przyhamował. A jeżeli miał wypadek, to dlatego, że "szedł grubo”. Facet zawsze szuka winy we wszystkim, tylko nie w sobie.

Mimo tak nieprzychylnego traktowania, udało ci się jednak wywalczyć wysoką pozycję w świecie motosportu. Jesteś bardzo zdeterminowana. I silna.

Kobiety są pod większą obserwacją i cały czas są atakowane. Mnie dotknęło to najmocniej dlatego, że byłam pierwsza.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

103
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić