aktualizacja 

Męskość w kryzysie. Może to i lepiej

39

Dominika Dymińska – pisarka, tłumaczka kilku języków, feministka i jeździec. Debiutowała w 2012 roku powieścią „Mięso”, w 2016 ukazała się jej druga książka „Danke”.

Domyślny opis zdjęcia na stronę główną
Domyślny opis zdjęcia na stronę główną (Shutterstock.com)

J.F.: Chciałabym porozmawiać o feminizmie, bo często się do niego odwołujesz. Dlaczego wciąż jest tak, że mniej jest kobiet zajmujących stanowiska decyzyjne czy pełniących prestiżowe funkcje na przykład w kulturze?

D.D.: Stanowiska decyzyjne to nie są stanowiska, do których się dochodzi tylko i wyłącznie poprzez wiedzę i umiejętności, ale również poprzez znajomości czy rekomendacje. Ktoś ważny mówi, że coś, co robi druga osoba, jest dobre lub ważne i wtedy ta druga osoba staje się ważna. I tak się akurat świat układa już od bardzo dawna, że to, co jest „dobre” i „ważne” najczęściej pozostaje w rękach mężczyzn. Dzisiaj na przykład czytałam, że poetki być może są po prostu mniej zdolne, skoro w jakiejś antologii występuje jedna poetka na sześciu poetów. Przy czym w gronie decydentów, kto się w takiej antologii ma znaleźć, jest jedna kobieta, żona któregoś z panów, a pozostałe osoby to panowie. Podobno szacuje się jednak, że równość zostanie w świecie osiągnięta już za 125 lat (średnio, bo w Kongo trochę później, niż w Niemczech, oczywiście). Nawet warto mieć dziecko, bo ono może tego doczekać.

J.F.: Czy próby zaostrzenia regulacji dotyczących aborcji ze strony polityków wynikają według ciebie z ideologii, niechęci, czy ma to charakter demonstracji siły?

D.D. To raczej nie jest tak, że Pan Kaczyński myśli o Pani Szydło, że ona jest gorszym człowiekiem. Myślę, że to w ogóle w ten sposób nie działa. To osadzenie w stereotypie jest raczej teoretyczne, nie przejawia się w codziennych relacjach tak silnie, jak w proponowanych regulacjach prawnych. Ja nawet nie myślę, że to jest polityka nienawiści wobec kobiet. Ona jest po prostu prowadzona nieświadomie. Politycy prawicy nie próbują powiedzieć, że nas nienawidzą, tylko że „życie” jest ważne i że trzeba robić „życie”. Jednocześnie jednak zachodzi tu nieznajomość realiów dzisiejszego świata. Ludzie często wpadają w rodziny nuklearne przypadkiem. Duża część ciąż, szczególnie u młodych kobiet, jest nieplanowana i odsetek tego planowanego, chcianego, szczęśliwego macierzyństwa jest ograniczony. To całkiem zresztą zrozumiałe w kraju, który nie zapewnia socjalu i jest biedny. Podjęcie decyzji o świadomym macierzyństwie wymaga zaplecza finansowego, którego stworzenie jest trudne.

J.F.: Ale teraz pojawił się socjal specjalnie na dzieci.

D.D. Wydaje mi się, że kobiety decydujące się na świadome macierzyństwo mają około 30 lat i rodzą maksymalnie dwójkę dzieci, ponieważ to już jest konkretny wiek i do tego spory wysiłek. Nie sądzę, żeby 500 złotych tak dużo zmieniało w ich przypadku. Denerwuje mnie też kwestia postrzegania porodu jako czynności, którą kobieta „tak o” wykonuje. Nie rozumiem, jak można wychodzić z założenia, że kobieta może swobodnie urodzić dziecko tylko po to, żeby można było je potem ochrzcić. Ja osobiście zaczęłam się ostatnio interesować porodem i opłakałam tej fakt rzewnymi łzami. Dowiedziałam się, że to okrutny i kiepsko opracowany przez naturę proces. Pozbawianie kobiet takich rzeczy, jak standardy opieki okołoporodowej, które i tak nie były specjalnie przestrzegane, całkowite odintymnienie tego doświadczenia, dosłowne przejście ciąży w ręce państwa jest dla mnie niewyobrażalne.

J.F.: A skąd to się bierze, że mężczyźni tego nie rozumieją? Dlaczego oni nie są w stanie pojąć, że ciąża i poród są bolesne oraz, że stanowią duży wysiłek dla organizmu?

D.D.: Dużą rolę w wielu dziedzinach odgrywa argument odwołujący się do natury - „zawsze tak było, więc dalej tak będzie”. Poród zawsze bolał, więc nadal będzie bolał. Dlaczego ma mniej boleć, tylko dlatego, że może? Ma boleć, a kiedyś to się w ogóle w domach rodziło. To cierpienie jest też przedstawiane jako cierpienie uszlachetniające. Mężczyźni wmawiają kobietom, że im więcej się nacierpią, tym będą lepszymi matkami. To jest w ogóle klucz do oszustwa patriarchatu. Żeby wmówić kobietom, że są boginiami, a równocześnie zrobić z nich niewolnice.

J.F.: Poczucie winy chyba dość często towarzyszy kobietom. Na przykład w stosunku do partnerów. Że nie wystarczająco się starają.

D.D.: Tu znowu jest argument natury. Mężczyźni są z natury poligamiczni, nie umieją się zatrzymać przy jednej dziewczynie, to o nich trzeba się troszczyć, to za nimi trzeba biegać, to ich trzeba błagać o uwagę. Taki jest język – „usidlić” faceta, „zatrzymać”, „zdobyć”. Tak się o tym mówi. Mężczyzna to jest takie rozlatane „coś”, które nie potrafi się na nic zdecydować, bo przecież jest wzrokowcem. I tak już było w jaskiniach. A kobiety muszą pleść intrygi. Mnie to brzydzi, przy czym sama przez długi czas tak funkcjonowałam, zupełnie niepotrzebnie cudzymi wadami obarczając siebie.

J.F.: Ale chyba wyjście z takiego schematu myślenia jest bardzo trudne, bo komunikaty zachęcające do „zdobywania” i „usidlania” są wszędzie.

D.D.: Kiedy pole jest czyste i stoją naprzeciwko siebie dwie osoby, które patrzą na siebie jak na ludzi, a nie jak na zlepek jakichś dziwacznych stereotypów, wyjście z tego schematu jest realne. W relacji, w której można trochę zapomnieć kto jest mężczyzną, a kto kobietą, funkcjonuje się dużo zdrowiej. Można się na przykład spróbować wyzbyć zwyczaju nie wypowiadania wprost rzeczy. Żyjemy w kulturze, w której pozytywnie odbiera się zachowania zmierzające do ukrycia swoich uczuć. „Bądź ponadto” albo „bardzo się cieszę, że nie zareagowałam, że nie dałam po sobie poznać”, czy też „nie pokazuj mu, że ci zależy”. Dlaczego się tak zachowujemy? Do czego to prowadzi? Ukrywając intencje, stajemy się tylko bardziej wyniośli i puści w środku.

J.F.: A czy jesteś zwolenniczką poglądu, że jest kryzys męskości?

D.D.: Tak, ale uważam, że to dobrze, bo ta męskość, której jest kryzys, to nie było nic postępowego. Wręcz przeciwnie, odwoływało się do przemocy. Na tym chyba zresztą ten kryzys polega, że siła przestała być czymś, co jest źródłem wszelkiej wygranej i że męskość powinna zostać zdefiniowana na nowo. Te nowe wyznaczniki męskości są też dosyć paskudne i przemocowe, chociaż nie w taki dosłowny sposób. Pozbawieni różnych pól, na których mogli realizować swoją męskość, mężczyźni opanowali pole seksualne i to tam przenoszą teraz swoje lęki i histerie.

J.F.: Ale chodzi o zaliczanie dużej ilości dziewcząt?

D.D.: Na przykład, ale nie tylko. O konsekwentne realizowanie swojej autonomii też. „Jak będę musiał, to odpłynę. Moja wolność jest najważniejsza.” Częste jest wychodzenie z propozycjami układów korzystnych głównie dla nich, na co kobiety muszą przystać, bo w pewnym momencie zostają w sytuacji, w której otaczają je już tylko tacy niepoważni mężczyźni i nie ma nikogo, kto miałby coś na serio do zaoferowania. Z tego, co zaobserwowałam, najbardziej mnie interesują jako ludzie mężczyźni, którzy mają mało cech kulturowo męskich, bo nie chce mi się z walczyć z tymi pozostałymi, przebijać się przez skorupę obojętności i odbywać całego, skomplikowanego rytuału uwodzenia. Mnie się to znudziło 5 lat temu. Naprawdę zamiast się tym zajmować wolę sobie na przykład coś zjeść.

Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić