Po publikacji zdjęć przez lokalną prasę głos zabrała ambasada polska w Wellington. - Policja prowadzi postępowanie wyjaśniające, Ambasada RP pozostaje w kontakcie z MSZ NZ i władzami lokalnymi - donosi administrator profilu placówki na Twitterze. Nasi dyplomaci nazywają ten pomnik jednym z najważniejszych miejsc dla polskiej wspólnoty w Nowej Zelandii. Złapanie sprawcy może być trudne, bo w okolicy nie ma żadnych kamer. Uszkodzenia odkryto 29 marca.
Z przerażeniem dowiedzieliśmy się o ataku z użyciem broni palnej na tablicę obok pomnika w Pahiatua. Mamy nadzieję, że policja znajdzie osobę (osoby) odpowiedzialną za ten haniebny czyn a wyrządzone szkody zostaną naprawione - skomentował ambasador Zbigniew Gniatkowski.
Miejscowa prasa wskazuje, że koszt naprawy wyniesie ok. 2000 dolarów (5 tys. zł). - Sprawca dopuścił się bezsensownego ataku, który miał wymiar nie tylko fizyczny. To miejsce pamięci - donosi "Bush Telegraph Tararua". Po stalinowskiej "amnestii" wraz z armią Andersa uciekły z ZSRR polskie dzieci. Jako jeden z niewielu krajów, który zgodził się przyjąć wojenne sieroty zgłosiła się Nowa Zelandia. Jako jedyna zaoferowała pomoc bez żadnych warunków. W 1944 roku 733 polskich dzieci oraz 105 opiekujących się nimi dorosłych dotarło przez Indie do Pahiatua. Tam stworzono dla nich kampus, w którym przebywały do 15 kwietnia 1949 roku. Większość została w nowej ojczyźnie i stworzyła tam silną grupę polonijną.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.