Steve Irwin byłby dumny. Jego bliscy uratowali setki zwierząt z pożarów
Rodzina Steve'a Irwina pracuje w pocie czoła, pomagając zwierzętom w Australii. Uratowali przed pożarami setki istnień. Całodobowy szpital ma już 16 lat i ponad 90 tys. pacjentów, którym pomógł. To nasza #DziennaDawkaDobregoNewsa.
Irwinowie prawie nie nadążają z leczeniem kolejnych pacjentów. Rodzina słynnego australijskiego przyrodnika od 16 lat prowadzi całodobowy szpital dla zwierząt, Wildlife Hospital w Queensland.
Teraz wdowa po Stevie Irwinie i jego dwoje dzieci mają szczególnie dużo pracy. Do kliniki trafiły już setki zwierząt, które ucierpiały z powodu pożarów.
Dziękuję za wsparcie - w trakcie suszy i przy szalejących pożarach buszu dzikie zwierzęta potrzebują naszej pomocy bardziej niż kiedykolwiek - podkreśla Robert Irwin, syn Steve'a.
Niedawno szpital przyjął dziewięciotysięcznego pacjenta. Robert opublikował zdjęcie Olliego, małego osieroconego dziobaka. Zwierzak na razie pozostaje pod opieką Wildlife Hospital. Zostanie wypuszczony na wolność, kiedy wydobrzeje.
Sama klinika nie jest zagrożona pożarami. W odpowiedzi na zaniepokojenie fanów, Irwinowie zapewniają, że są całkowicie bezpieczni. Starają się pomóc stale powiększającej się liczbie pacjentów.
Moi rodzice zadedykowali nasze Australia Zoo Wildlife Hospital mojej ukochanej babci. Będziemy kontynuować jej dzieło, ratując tak wiele żyć, ile będziemy w stanie - zapewnia Bindi, córka Steve'a Irwina.
Zobacz też: Tajemnicza skała. Liczył na złoto. Tego się nie spodziewał
Podziel się dobrym newsem! Prześlij go nam przez dziejesie.wp.pl.