Przepisy są jednoznaczne. Uchodźcy wjeżdżający na teren kraju będą mogli zatrzymać przy sobie pieniądze lub kosztowności warte nie więcej niż 1000 franków szwajcarskich. Reszta ich majątku musi zostać przekazana przedstawicielom ośrodka dla uchodźców. W zamian przybysze otrzymają pokwitowanie. Podobne regulacje prawne stosuje Dania.
Organizacje humanitarne skrytykowały tę praktykę. Stefan Frey z Schweizerische Fluechtlingshilfe określił ją mianem "niegodnej". Z kolei postawa duńskich władz wywołała wściekłość António Guterresa, pełniącego funkcję Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw Uchodźców. Guterres uznał, że to działanie utrudnia rodzinom uchodźców ponowne spotkanie się po wojennej rozłące.
Państwowa Agencja Imigracyjna Szwajcarii zasłania się prawem. Według niego osoby starające się o azyl muszą, o ile to możliwe, brać udział w pokryciu generowanych przez siebie kosztów. Jeśli jednak dana osoba zechce opuścić kraj w ciągu 7 miesięcy, wówczas otrzymuje zwrot pieniędzy - informuje "The Guardian". W przeciwnym razie środki służą uregulowaniu wydatków związanym z pobytem uchodźcy na terenie Szwajcarii.
Również azylanci muszą dokładać się do budżetu. Osoba, której udzielono azylu, będzie musiała oddawać szwajcarskiemu rządowi 10 procent wynagrodzenia do momentu pokrycia kosztów utrzymania wygenerowanych podczas rozpatrywania wniosku. Proces zwracania "długu" może trwać do 10 lat. Takie wydatki szacuje się na 15 tys. franków szwajcarskich.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.