Tajemnicza śmierć Kuby Kazały. "Policja zignorowała wszelkie dowody"

61

"Bagno wątpliwości" tym mianem określa się sprawę tajemniczej śmierci Kuby Kazały i próby jej wyjaśnienia. A właściwie, jak utrzymuje rodzina, wszelkie działanie zmierzające do jej... niewyjaśnienia. Mrożącą krew w żyłach historię przypomina dla nas Riley24, popularna "wykopowiczka" zajmująca się sprawami kryminalnymi.

Tajemnicza śmierć Kuby Kazały. "Policja zignorowała wszelkie dowody"
(Jakub Kazała - Nieustanna Walka o Prawdę)

20-letni Jakub Kazała mieszkał we wsi Świdrygały i studiował zaocznie budownictwo na Politechnice Warszawskiej. Na co dzień pomagał ojcu w rodzinnej firmie zajmującej się montażem urządzeń chłodniczych. Miał trójkę rodzeństwa, mnóstwo przyjaciół, a od pół roku dziewczynę Aleksandrę. Wydawali się tworzyć udany związek.

Wieczorem 26 grudnia 2014 roku Kubia i Ola wybrali się do znajomej pary mieszkającej w Białej Rawskiej (województwo łódzkie), później mieli wrócić do oddalonego o około 30 km domu dziewczyny i spędzić tam noc. Podczas imprezy Aleksandra zachowywała się dziwnie. Mimo że na piętrze, gdzie przebywali, była toaleta, dziewczyna co chwilę zbiegała do tej usytuowanej niżej. Kuba i Ola wyszli razem między północą a pierwszą w nocy. Na nagraniu z monitoringu widać, że najprawdopodobniej o coś się pokłócili, a na taśmie z innej kamery widać już tylko idącą samotnie dziewczynę.

Kuba nie znał tej okolicy. Mimo 10-stopniowego mrozu miał na sobie jedynie koszulę i kurtkę wiatrówkę. Aleksandra zadzwoniła z telefonu Kuby po taksówkę, jednak nie oddała mu go po kłótni. Jeszcze tej samej nocy mężczyzny zaczęli szukać przyjaciele. 26 grudnia cały dzień padał śnieg, przestał około 22.00. Koledzy sprawdzili, czy z jakichś względów Jakub nie udał się ścieżką na pobliski bagnisty teren, jednak nie było żadnych śladów na śniegu.

Rodzina rozpoczęła poszukiwania

27 grudnia około 11.00 do domu rodziców Kuby przyjechał jego przyjaciel i zapytał, czy chłopak nie wrócił do domu. Niestety tak się nie stało. Godzinę później zaginięcie zostało zgłoszone na policji, jednak funkcjonariusze zdawali się bagatelizować sprawę. Stwierdzili, że Kuba na pewno zaszalał na jakiejś imprezie i niedługo się znajdzie.

Tymczasem rodzina i przyjaciele robili co w ich mocy, aby go odnaleźć. Jedyną bliską osobą, która nie wydawała się zaangażowana w poszukiwania, była Aleksandra. Już 28 grudnia spędziła noc ze swoim byłym chłopakiem Sebastianem. Po zalogowaniu się na facebookowy profil Kuby okazało się również, że on i Ola wcale nie byli tak zgraną parą, jak mogłoby się wydawać. Dziewczyna kilkakrotnie z nim zrywała, była apodyktyczna, a nawet zdradziła go z Sebastianem.

Później sprawdzono oczywiście alibi Sebastiana na noc 26/27 grudnia. Zeznał, że cały dzień i noc siedział w domu. Później wyznał, że wieczorem był w sklepie monopolowym. Ktoś widział go jednak, gdy jeździł tego dnia z kolegą po mieście. Sebastian wielokrotnie miał grozić Kubie. Według lokalnej społeczności handlował narkotykami i miał jakieś układy z policją.

Policja wkracza do akcji

W końcu jednak ruszyły regularne poszukiwania Kuby. 150 policjantów, helikopter, straż pożarna, psy tropiące i ochotnicy przeszukiwali podmokły teren w Białej Rawskiej. 14 stycznia znaleziono w tym miejscu kluczyki od samochodu Kuby, a nieco dalej jeden z butów, które miał na nogach feralnej nocy.

Dopiero kilka dni później, 20 stycznia 2015 roku, znaleziono ciało Kuby, które leżało około 100 metrów od miejsca znalezienia kluczyków. Jak to możliwe, że tak wiele osób przegapiło je wcześniej? Przecież niektóre z nich przechodziły dokładnie przez to miejsce. Jedynym logicznym wytłumaczeniem jest to, że ktoś je tam podrzucił. Zwłaszcza, że wskazują na to wszystkie ślady.

Miejsce znalezienia ciała

Na miejsce, gdzie znaleziono ciało, można dojść z różnych stron. Jedną z nich jest zwykła ścieżka, na której nie było jednak żadnych śladów na śniegu w noc zaginięcia. Kuba musiałby przyjść z drugiej strony, na co wskazują również odnalezione kluczyki i jeden z butów. Problem tylko w tym, że musiałby przejść w ciemności i mrozie przez dwa strumienie i bagnistą sadzawkę w tylko jednym bucie. Jeden z przyjaciół Kuby próbował tego dokonać w dzień i, gdyby nie pomoc innych, najprawdopodobniej by mu się to nie udało. Co więcej obie stopy Jakuba były w identycznym stanie, a przecież jedna powinna być pokaleczona po przebyciu tak trudnej trasy w jednym bucie. Znalezione obuwie również nie wyglądało jakby zostało zgubione podczas przedzierania się przez podmokły teren. But leżał na bagnie, nie w nim.

Jak twierdzi ojciec Kuby, ciało jego syna nie wyglądało jakby leżało w tym miejscu przez ponad trzy tygodnie. Amplituda temperatur w tym czasie wynosiła aż 25 stopni i był przekonany, że rozkład będzie o wiele poważniejszy. Co więcej, ciało nie było w pozycji, w jakiej można by się było spodziewać zobaczyć ofiarę zamarznięcia. Wyglądało za to tak, jakby ktoś je przenosił, o czym mogły świadczyć np. opuszczone, ale wciąż zapięte spodnie.

Nic się nie zgadza

23 stycznia miała miejsce sekcja zwłok, która wykazała obrzęk oraz przekrwienie mózgu i płuc oraz przekrwienie narządów wewnętrznych. W dokumentacji napisano, iż nie można w sposób pewny określić przyczyny zgonu, być może była to hipotermia. Mimo wszystkich dowodów wskazujących na to, że Kuba nie mógł po prostu zamarznąć w miejscu, gdzie znaleziono jego ciało, policja w pełni zgodziła się z tym, że chłopak zmarł na skutek hipotermii. To dało początek trwającej latami walki rodziców Kuby o prawdę.

Niejasności pojawiają się już przy przeszukiwaniu bagiennego terenu w Białej Rawskiej. Nad mokradłami latał helikopter, który miał sprawdzić, czy nigdzie nie ma ciała. Po wszystkim funkcjonariusze stanowczo stwierdzili, że zwłok nie ma na tym terenie. Później rodzice poprosili, aby pokazano im nagrania lub zdjęcia zrobione z helikoptera. Okazało się, że na pokładzie nie było żadnej kamery czy aparatu. Jednak kilka dni później jeden z mężczyzn wrzucił takie zdjęcia, zrobione swoim telefonem, na swój profil na Facebooku.

W trakcie poszukiwań matka Kuby pokazała przewodniczce psa tropiącego dokładnie to samo miejsce, w którym później znaleziono jej syna, i poprosiła, aby sprawdziła, czy nie ma tam żadnych śladów. Kobieta odpowiedziała, że pies tylko trochę odpocznie i zaraz tam podejdą. Później wyparła się, aby taka rozmowa miała kiedykolwiek miejsce.

Walka rodziców o prawdę

Rodzice dowiedzieli się również, że *obrażenia ciała, jakie miał ich syn, mogą wskazywać na uduszenie*. Oczywiście podzielili się tym spostrzeżeniem z policją, jednak usłyszeli, że Kuba nie miał widocznych obrażeń, które mogłyby to sugerować. Jak widać nie wzięli pod uwagę, że mógł zostać uduszony za pomocą czegoś miękkiego, jak poduszka czy chociażby foliowa torebka.

Podczas sekcji pobrano materiał spod paznokci Kuby, który nie został jednak przeanalizowany. Badanie zostało wykonane dopiero na wniosek rodziców, kilka miesięcy później. Okazało się, że to DNA osoby innej niż Jakub. Mogło znaleźć się tam np. na skutek walki czy samoobrony. Niestety materiału było zbyt mało, aby określić, do kogo należy. Nie można było również przebadać znalezionych kluczyków od samochodu, ponieważ jedna z policjantek podniosła je bez rękawiczek, czym zniszczyła wszystkie potencjalne ślady.

To rodzice zadbali o to, aby zabezpieczono nagrania z kamer, które jako ostatnie zarejestrowały Kubę żywego. To również rodzice postarali się o bilingi telefoniczne. Okazało się, że Aleksandra dzwoniła po taksówkę 48 minut po północy, a połączenie trwało 10 sekund. Paragon wskazuje, że kurs trwał od 24:45 do 24:51, więc Ola dzwoniła do taksówkarza, z którym właśnie jechała. Rodzice dotarli również do bilingów potwierdzających, że Sebastian kilkakrotnie prowadził rozmowy telefoniczne z jednym z policjantów (z innego numeru niż oficjalnie podał na przesłuchaniu).

Ewidentnie wygląda na to, że Kuba nie zamarzł tamtej nocy na mokradłach w Białej Rawskiej. Policja zignorowała jednak wszelkie dowody, o które i tak w większości postarali się rodzice chłopaka. Małżeństwo musiało upominać się i pisać wnioski o wszelkie czynności, które powinny zostać przeprowadzone rutynowo. Poświęcili swój czas i mnóstwo środków finansowych, aby funkcjonariusze po prostu wykonali swoją pracę. A przecież w tym czasie powinni w spokoju przeżywać żałobę i być pewnymi, że osoby zamieszane w śmierć ich syna zostaną ukarane. Niestety wszelkie ich wysiłki w dążeniu do prawdy na nic się zdały, ponieważ sprawa została umorzona 30 czerwca 2017 roku.

Przeczytaj też inne teksty Riley24 publikowane w o2.pl:

Zobacz także: Oglądaj też: Zobacz czy można oszukać wykrywacz kłamstwa

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić