aktualizacja 

Zamiast mózgu kup zegarek, czyli pokaz mody widziany przez KKP

12

Zaczęło się niewinnie. Na Facebooku zapytałam, kto idzie na 2 czerwca na pokaz Kupisza. Jubileuszowy, z okazji 5-lecia marki. Odpisała koleżanka, znana Pani Wydawca, że ona chętnie, że wzięłaby ze sobą arcyznaną pisarkę kryminałów z USA, Tess Gerritsen, która akurat zjeżdża do Polski. Ja na to „jak na lato” i zawołałam radośnie: „Idziemy!”.

Zamiast mózgu kup zegarek, czyli pokaz mody widziany przez KKP
(Shutterstock.com)

Roberta Kupisza znam i uwielbiam od lat. Jeśli jest ktoś, kto mnie w polskim pszenno-buraczanym szołbizie inspiruje, to jest to Robert właśnie, bo genialnie podąża za głosem swojej intuicji. Robi to, co kocha, a nie to, co musi i nie ukrywam, cholernie mi to imponuje. Do tego - czego się nie dotknie, to sukces - co w branży mody nie takie znowu częste, dlatego ma mało przyjaciół wśród projektantów, bo jego zwykle stać na płacenie czynszu i swoim pracownikom oraz szwalniom, a innych niestety, mimo nachalnej reklamy w mediach i na zaprzyjaźnionych celebrytkach, często nie. Poza tym, o czym się sama przekonałam, Robert to bardzo dobry CZŁOWIEK. A takich jakby coraz mniej, a więc uznałam, że jeśli zaprasza mnie od pięciu lat na swoje pokazy, a ja nie przychodzę, to po pięciu latach wypada do kumpla przyjść.

No i poszłam. Przy okazji postanowiłam przyjrzeć się, jak to wygląda od środka, po kilku latach niebywania nigdzie. Na ile mrożące krew w żyłach opowieści znajomych zza kulis pokazów mody i wszelakich eventów są prawdziwe.

„Follow the chicks” powiedziałam do Tess, kiedy szliśmy w kierunku miejsca, w którym miał odbyć się pokaz Roberta w Soho factory, podążając za wyfiokowanymi paniami na mega szpilkach, rozsiewającymi za sobą zapach drogich perfum. Na zaproszeniach napisali, że start pokazu o 21, więc ja wychowana według zasad mówiących, że spóźnianie się jest chamstwem i okazaniem braku szacunku dla tego, kto zaprasza, uznałam, że powinniśmy być punktualnie. To nie był dobry pomysł.

Już na wejściu miły pan z miną wojskowego złapał mnie za rękę i powiedział głosem z trudem znoszącym sprzeciw: ”Na ścianeczkę proszę”. Czyli to, co mi mówiono o braniu ludzi na ściankę bez pytania, to jednak prawda. Ja jednak byłam sprytna i uprzednio z cudną Anią Borowską ustaliłam, że na ściankę nie wejdę, wołami mnie tam nie zaciągną i zdumionemu panu kulturalnie, acz stanowczo, to wyłuszczyłam. Zdębiał, ale rękę puścił i mnie wolno też. Zaraz podeszła więc inna pani i z uśmiechem rodem z reklam pasty wybielającej powiedziała: „A ścianka?”. Jeszcze nie weszłam, a ścianka zawisła nade mną jak jak fatum. Odpowiedziałam, że mam ustalone z teamem projektanta, że sorry, ale nie wchodzę. Zdumiona acz roześmiana puściła mnie wolno.

Teraz wejście na salę. Mamy zaproszenia, jesteśmy na liście, ja plus trzy osoby. Samo zaproszenie to nic, miły pan ubrany jak Lewandowski z reklam Vistuli, prowadzi nas do miejsc. Tu muszę zaznaczyć, że ustaliłam z Ewą od Kupisza, że absolutnie nie zależy mi na pierwszym rzędzie, że drugi wystarczy, moje ego tam się usadowi cudnie, a tak w ogóle to chciałabym by siedziała Tess z mężem. Okazało się, że mamy miejsca, w drugim rzędzie a ja mam kartkę z nazwiskiem. Podobno to wyróżnienie. Siadamy. Gorąco jak w piekle. I pusto. Niemal nie ma nikogo a jest już prawie 21.

I nastąpiło to, co było poza samym pokazem clou wieczoru. Polska celebra w pełnej krasie. Owszem słyszałam o tym, jak to marni blogerzy wykłócają się o miejsce w jakimkolwiek rzędzie, jak to celebrytki wyzywają obsługę, bo ona tutaj nie usiądzie i nie obok tego pana bo ona gra w serialu…ale co innego słyszeć o tym a co innego zobaczyć. Co dokładnie?

Moment, kiedy środkiem wybiegu wchodzi dumnie spóźniona celebrytka ze słowami „Beze mnie i tak nie zaczną”. Tę chwilę, kiedy jeden bloger walczy o miejsce w pierwszym rzędzie, by potem zniesmaczonym usiąść w drugim (#foch) i ostentacyjnie wysyłać sms podczas pokazu. Chwilę, kiedy jedna celebrytka z telewizji robi aferę, żeby usiąść w pierwszym rzędzie a potem dba tylko i wyłącznie o to, żeby fotki jej cyknęli i znudzona podczas pokazu patrzy się w jej tylko znaną przestrzeń i nie wzruszają jej nawet nagie i umięśnione sześciopaki modeli, które podnieciły podobno wszystkich gejów na Mazowszu w ten jakże upalny wieczór. Zobaczyć, jak coraz bardziej spóźnione i bezczelnie pewne siebie celebrytki, aktorki serialowe i panie z telewizji wchodzą dumne na wybieg i prowadzone przez nota bene perfekcyjną obsługę pokazu prężą swoje nowe usta, policzki, powieki oraz biusty…oczywiście każda w pierwszym rzędzie, bo w drugim, nie mówiąc o dalszych, siedzi jakaś hołota…

Ten moment, kiedy nagle weszły trzy identyczne kobiety, jednakowo niemal ubrane (choć to określenie jest eufemizmem) pewnie spod jednego skalpela i usłyszeć szept Tess: ”Widzę, że chirurgia plastyczna jest u was bardzo popularna”. Ta chwila, kiedy wchodzi jeden znany z mediów pan, siada rozwalony w pierwszym rzędzie, oczywiście spóźniony godzinę i wyciąga swoje nogi w adidaskach i modele muszą się starać, żeby się o te cudnej urody męskie kulasy nie przewrócić…Te chwile, kiedy słyszę „Pan nie wie, kim ja jestem!” albo: „Co za burdel macie w na tych listach!”. Ta chwila, kiedy pewien niegdyś znany pisarz a potem bloger, tym razem z dziwnym irokezem na głowie, dramatycznie marzył o zainteresowaniu kogokolwiek swoją smutną osobą, bo już niewielu robi mu zdjęcia…

Gdyby nie Karolina Malinowska i jej cudnej urody mąż (#love) pewnie umarlibyśmy czekając godzinę na pokaz z pragnienia, ale siedząca w pierwszym rzędzie koleżanka przyniosła nam wodę, mało tego, jako dobry szołbiznesowy samarytanin, oddała nam nawet własną – bo w pierwszym rzędzie woda była przy krzesełkach.

Jeśli więc słyszeliście, że pokaz w Polsce to jedynie okazja do lansu pewnej grupy osób, którzy centralnie w swych umięśnionych ćwiczeniami i ubranych w arcydrogie ciuchy zadach mają to, co na wybiegu, efekt pracy projektanta i modeli, to słyszeliście prawdę. Znudzony, wypomadowany, bezczelnie spóźniony i przekonany o swej absolutnej boskości oraz bezkarności tłum czeka tylko, aż nudny jak flaki z olejem według nich pokaz wreszcie się skończy i będzie można zbiegającym się jak pszczoły do miodu albo muchy do gnojówki mediaworkerom zwanym też dziennikarzami bankietowymi, udzielić kolejnych bzdurnych wypowiedzi o przysłowiowej „dupie Maryni”. Na palcach jednej ręki można było policzyć tych, których interesowało to, co na wybiegu. Reszta ostentacyjnie głośno rozmawiała, wysyłała sms i robiła snapy. Mentalna rzeźnia podczas której strasznie współczułam Robertowi, jego przepięknym modelom, którzy szli po wybiegu i wszystkim, którzy brali udział w tym jakże radosnym i energetycznym pokazie.

Tess była jednak zachwycona.Jej mąż nakręcił niemal cały pokaz, po skończeniu którego szybko, wymęczeni jednak gorącem i czekaniem, wyszliśmy na chłodną praską ulicę.

Będę śnić o pakownych torbach, czarnej sukience, a zamszowy płaszcz zapewni mi mokre sny. Robertowi gratuluję wspaniałej kariery i oby dalej robił tak świetne rzeczy i tak skutecznie niektórych wkurzał. U nas stopień wkurzenia to dowód na sukces. Robert sukces ma. A polskim celebrytom, czekając póki co na przeszczepy mózgu, sugeruję poczytanie o tym, co to są dobre maniery i szybki zakup zegarka. To nie boli. Może jakaś zaprzyjaźniona firemka da zegarek w barterze, mała rzecz a jednak cieszy.

Karolina Korwin Piotrowska specjalnie dla o2.pl

Teraz serce internetu w jednej aplikacji. Bądź na bieżąco i pobierz w Google Play albo App Store

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić