Sadownik szuka ludzi do zrywania owoców. "Sam rób za tyle"

430

Jeden z sadowników z okolic Bydgoszczy poszukuje chętnych do zbierania jabłek. Ogłoszenie udostępnione w sieci spotkało się jednak ze stanowczą reakcją ze strony internautów. Przedsiębiorca oferuje bowiem stawkę znacznie niższą od minimalnej płacy godzinowej.

Sadownik szuka ludzi do zrywania owoców. "Sam rób za tyle"
Zbiór jabłek / zdjęcie ilustracyjne (Adobe Stock, ©Marcin Zachwieja - stock.adobe.com)

Choć jesień już w pełni, w sadach wciąż trwa sezon zbioru owoców. Tyczy się to zwłaszcza jabłek - sadownicy mają jednak spory problem ze znalezieniem ludzi do pracy. Chętnych poszukują m.in. poprzez publikację ogłoszeń w sieci.

Jedno z nich spotkało się ze sporą krytyką ze strony internautów. Sadownik spod Bydgoszczy oferuje bowiem stawkę godzinową na poziomie 14 zł netto i nie proponuje żadnej stałej umowy. O sprawie pisze "Express Bydgoski".

Potencjalni kandydaci wyrazili jednak stanowczą krytykę, odwołując się do aktualnych przepisów dotyczących minimalnego wynagrodzenia.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Mini dynie. Zaskocz swoich bliskich przekąskę w jesiennym klimacie
Zgodnie z przepisami, najniższa stawka na godzinę wynosi 23,50 zł brutto, czyli jakieś 21 zł "na rękę". Pan powinien dać przynajmniej o 30 procent więcej, żeby znaleźć kandydatów - przekonują komentujący, cytowani przez "Express Bydgoski".
Sam rób za tyle. Przecież najniższa stawka godzinowa wynosi około 21 zł na rękę - pisze inny kandydat

Sadownik broni niskiej stawki. Próbuje przekonać do swoich racji

Sadownik przekonuje jednak do swoich racji. Zaznacza, że oprócz wynagrodzenia, oferuje także dowóz na miejsce pracy, a także ciepły posiłek w trakcie zbiorów. Jednocześnie zwraca on uwagę na bardzo niską opłacalność zbiorów:

Jedna osoba w ciągu ośmiu godzin, czyli podczas dniówki, zerwie przeciętnie 300 kilogramów jabłek. Zarobi 112 zł na czysto. Sprzedaję owoce do grupy producenckiej. Płaci mi średnio 70 groszy za kilo. Wychodzi 210 zł. Odliczając koszty pracownicze, nawet 100 zł nie zarobię - żali się sadownik.

Niechęć do zawarcia umowy tłumaczona jest natomiast dużą rotacją wśród pracowników. Według sadownika, nie każdy nadaje się do takiej pracy:

Rekordzista pracował u mnie bodajże 3 dni. Większość przyjeżdża na dzień, potem już się nie pokazuje. Rotacja duża, bo nie każdy nadaje się do pracy w sadzie i nie każdy ma chęci. Jak miałbym zgłaszać do ubezpieczeń każdego, kto niby chce u mnie pracować, to niepotrzebnej roboty tylko bym sobie dodał - twierdzi, cytowany przez "Express Bydgoski".
Autor: ACG
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić