Sprawę nagłośnił portal RMF FM. W jej toku okazało się, że grupa Energa Obrót nie była do końca szczera ze swoimi klientami. Nie wszyscy pracownicy mieli też wiedzieć, w czym biorą udział.
Przedstawiciele handlowi mieli odwiedzać polskie mieszkania z propozycją podpisania aneksu. Na jego mocy cena za kilowatogodzinę miała być stała przez najbliższe trzy lata. Mimo wszystko klienci, którzy podpisali umowę, dostawali wyższe rachunki. Nikt nikogo nie informował o zawartych w aneksie ukrytych opłatach.
Czytaj także: Książę Filip nie żyje. Królowa Elżbieta w żałobie
- Mój spokój burzyło to, że musiałam kłamać. Po prostu. Oszukiwać. Nie mogłam powiedzieć wprost klientom, co robię i po co to robię. Tak to wyglądało. Nikt by ze mną nic nie podpisał, gdybym mówiła prawdę - przyznała w rozmowie z RMF FM była już akwizytorka.
Jak podaje portal, możliwe, że nie wszyscy akwizytorzy byli świadomi tego, że sprzedają przede wszystkim ukryte opłaty. Przytoczono historię pana Jana z Gdańska. Po tym, jak zauważył, że rachunek nie jest taki, jak obiecywano, postanowił skontaktować się z kobietą, która umowę mu sprzedała. Przyznała się, że porzuciła pracę w tym miejscu, ponieważ sama nie wiedziała, że podpisanie aneksu zobowiązuje do dodatkowych opłat handlowych.
Czytaj także: Paweł Czajor nie żyje. Aktor miał 38 lat
RMF FM podało także, że akwizytorzy mieli wytyczne, by mówić tylko o zamrożonej stawce za kilowat. I opłacie handlowej mieli nie wspominać. Energa ma rzekomo wiedzieć o zajściu. Sprawa jest szczegółowo badana.