Prokop poszedł o krok za daleko. Niewybredny żart ze sceny w Sopocie

91

Dziennikarz TVN słynie ze spontanicznych reakcji i ciętego, acz żartobliwego języka. Podczas Top of The Top Sopot Festivalu bęcki od Marcina Prokopa dostał gitarzysta Lady Pank.

Prokop poszedł o krok za daleko. Niewybredny żart ze sceny w Sopocie
Marcin Prokop nie gryzł się w język na sopockiej scenie (AKPA, AKPA)

Sopocka impreza TVN rozkręca się w najlepsze. Po fatalnym otwarciu Top of The Top Sopot Festival przez sześć prezenterek, prowadzący drugiego dnia stanęli na wysokości zadania. Obok dwójki debiutantów, czyli Wojtka Łozowskiego i Mery Spolsky, królował Marcin Prokop.

To właśnie on jest obecnie wisienką na torcie TVN-owskiej ekipy. Nie ma widza, który nie lubiłby elokwencji, luzu i poczucia humoru Prokopa.

Jednak i Prokop czasami idzie o krok za daleko. Prezenter rzadko gryzie się w język i czasami spontaniczne dowcipy żywo dotykają obiekty jego żartów. Zdaje się jednak, że prowadzący dobrze wie, kto ma do siebie dystans i nie obrazi się za jego złośliwości.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Duże zmiany w TVN. Fala odejść i zwolnień

Tym razem nieco oberwało się Jankowi Borysewiczowi. Gitarzysta Lady Punk we wtorkowy wieczór postawił stopę na scenie Opery Leśnej. Ale to nie jego występ stał się obiektem kpin.

Jesteśmy nieprzypadkowo w takim miejscu i pytanie, które mi się ciśnie na usta... Gdybym o to zapytał Janka Borysewicza, to wiem, co by mi odpowiedział, ale zapytam ciebie: lubisz sobie popić? - zwrócił się Prokop do dziewczyny z herbaciarni sponsora imprezy.

Ale Marcin Prokop dobrze wiedział, co mówi. W końcu to on jest autorem książkowego wywiadu-rzeki z gitarzystą Lady Pank "Mniej niż obcy", w którym Borysewicz przyznał, że "bez tego [alkoholu - red.] nie wiem, czy dalibyśmy radę grać". Dwuznaczny żart był więc trafnym nawiązaniem do lokowania co prawda bezalkoholowego produktu.

Mimo to nie wszystkim mogło być w smak. Krótkie, żartobliwe nawiązanie do uwielbienia muzyka do używek nieco bagatelizuje realny problem. Zwłaszcza, że Jan Borysewicz swego czasu przyznał się do niebezpiecznych zachowań po alkoholu. Prowadził pojazd pod wpływem i uległ wypadkowi.

Prawda była taka, że w pobliżu mojego domu pod Warszawą jechałem quadem i przy stu na godzinę, na skręcie w prawo, wywaliło mnie jak szmacianą lalkę. Poleciałem do rowu, a ten quad, ciężki grizzly 700, wpadł na mnie. Miałem rozerwaną wargę plus obustronną odmę płucną. Faktycznie, zrobiłem sobie krzywdę na własne życzenie, bo ścigałem się ze znajomym, który przede mną jechał samochodem. A że byliśmy wtedy po wspólnym grillu w lesie, to miałem też jakieś procenty we krwi. Nie ma co tutaj filozofować, zrobiłem straszną głupotę i zostałem za nią ukarany - mówił w wywiadzie z Prokopem.
Autor: MOS
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić