#retro Absurdy PRL. To dziwi do dziś
Wszystko kradli
Ludzie zwykle wspominają swoje młode lata przez różowe okulary. W przypadku tych, którzy przeżyli swoje życie w Polsce Ludowej, te okulary muszą mieć bardzo grube szkła. To też była Polska, i trzeba ją kochać, jaka była, ze wszystkimi jej wadami. Nie znaczy jednak, że nie powinniśmy zapominać, dlaczego dobrze, że nasz kraj wygląda i funkcjonuje inaczej. Choć chyba wszyscy czują, że PRL-u z głowy wielu ludzi nie da się wypędzić.
Pierwsze, co uderza na archiwalnych zdjęciach to wszechobecne łańcuchy. Pamiętacie przykręcany talerz i łyżkę na łańcuchu z "Misia"? Bareja nie zmyślał przecież. Nawet "gruźliczankę" do saturatora wiązano kablem.
Idiotyczne hasła i wszechobecna propaganda
Hasła i slogany atakowały w zakładach pracy, na ulicach a nawet na imprezach kulturalnych. Zachęcały do lepszego życia, zawsze według zasad narzuconych z góry. Czasem nie wiadomo, o co w nich chodziło.
Czekanie na telefon
Dziś dziwi nas, że znajomi nadal mają stały numer i telefon podpięty do ściany. Uśmiechamy się dobrotliwie, gdy używają go dziadkowie czy nasi rodzice. Nie pamiętamy, że na własny aparat telefoniczny trzeba było czekać po 15 lat. I gwarancji, że się go dostanie, nie było.
Baba z cielęciną
Gdy w miejskich sklepach brakowało mięsa, aprowizacją zajmowały się kobiety ze wsi zwane "babami cielęcinowymi" ew. babami z cielęciną. Przychodziły do biur z wielkimi koszami i torbami, sprzedając za gotówkę produkty z własnego uboju.
Talony na wszystko
Jedna para pończoch na pół roku? Jedna para butów? W pewnych okresach na talony sprzedawano wszystko poza octem. Ten zawsze był.
Fundusz Wczasów Pracowniczych
Prawdziwy paradoks. W teorii Polacy powinni unikać tych wyjazdów. Kto normalny chce odpoczywać w wolnym czasie z tymi samymi ludźmi, z którymi spotyka się w pracy. A jednak. Masowe wyjazdy z zakładów pracy były powszechnym obrazkiem. Największe fabryki miały swoje ośrodki nad jeziorami czy w górach. Jak się nie należało do danego "zakładu", pod koniec PRL można tam było też spędzać urlop za twardą gotówkę.
Dostęp do zagranicznej prasy
Dzisiaj nie zastanawiamy się nad tym, bo wystarczy kilka kliknięć i każdą gazetę świata mamy przed oczami. Kiedyś trzeba było się wybrać do klubu i poczytać na miejscu. A i tak wielu pism nie można było czytać bez zezwolenia. Tzw. prasa debitowa dostępna była w bibliotekach uniwersyteckich.
Handel barterowy
Pamiętacie ten odcinek "Zmienników" gdzie młode stażem małżeństwo jeździ po mieście w poszukiwaniu jakiegoś urządzenia, byle coś kupić, gdy papier na zakup zniżkowy obowiązuje? Ostatecznie decydują się na wielki ekspres parowy do kawy. Kiedyś kupowano, co było, z nadzieją, że niepotrzebną drugą lodówkę wymieni się z kimś, kto ma na zbyciu pralkę..
Niedostępny papier toaletowy
To jest element generalnego pojęcia "gospodarki niedoboru", ale sam w sobie tak straszliwie upokarzający, że zasługuje na wyszczególnienie.
Maszyny do pisania
Choć przeciętnemu Polakowi maszyna do pisania nie była potrzebna, to jednak dla wąskiego grona żyjących z pisania zdobycie jej było mocno utrudnione. Każde urządzenie było specjalnie ewidencjonowane i jego właściciel zapisany w papierach bezpieki.
Kontrola każdego aspektu życia
Choć oczywiście nie wszyscy słuchali, to jednak władza mówiła Polakom, kiedy i co mogą robić. Nawet trzepać.
Listy społeczne
Gdy wiadomo było, że coś "rzucą" do sklepu, ludzie nie stawali w kolejce ot tak, bez ładu. Powstawały listy społeczne, a z nimi instytucja kolejkowego stacza. Paradoksalnie do niedawna można było zobaczyć takie dziwne zjawisko pod sklepami Apple.
Wszystko się psuło
Trzeba było uważać na każdym kroku. Za Gierka kupowaliśmy od zaprzyjaźnionej Francji ichnie autobusy miejskie, które grzęzły w śniegu, a silniki zamarzały. Z drugiej strony nawet w szalecie można było poparzyć się wodą w toalecie. Zdjęcie pokazuje takie WC, w którym spłukiwało się gorącą wodą.
Brak szacunku dla pracy człowieka
Władza miała usta pełne frazesów o roli robotnika, ale jak przyszło co do czego, to pozwalano sobie na takie marnotrawstwo jak na tym zdjęciu - silniki trzymane pod gołym niebem. Ciekawe, ile z nich dotrzymało montażu.
Brak szacunku dla człowieka
Nie szanowano ludzi, nie tylko za życia, ale nawet po śmierci. Słyszeliście o tzw. sobotnim topielcu? Jeżeli ktoś utopił się w Wiśle po godzinie 16, kiedy komunalne urzędy były już nieczynne, nieboszczyk, przywiązany drutem za nogę, musiał czekać do poniedziałku.