Najważniejsze informacje
- Prokuratura oskarżyła Marzenę K. o usiłowanie zabójstwa syna.
- Kacper K. był przetrzymywany w skandalicznych warunkach przez pięć miesięcy.
- Matka była w pełni poczytalna w momencie popełniania czynów.
Prokuratura Rejonowa w Ostrołęce zakończyła śledztwo dotyczące 13-letniego Kacperka, który przez wiele miesięcy był przetrzymywany w skandalicznych warunkach przez swoją matkę, Marzenę K. Chłopiec, wymagający stałej opieki, został doprowadzony na skraj wyczerpania.
Czytaj więcej: Polsat podjął decyzję. Brak emisji z powodu żałoby narodowej
Kobieta miała oszukiwać członków rodziny, twierdząc, że Kacper jest w ośrodku, gdzie ma zapewnioną opiekę. Sama wyjeżdżała z domu nawet na kilka dni. W końcu opiekę społeczną powiadomił zaniepokojony dziadek. Matka nie zgodziła się na kontrolę, dlatego pracownicy OPS przyszli do jej mieszkania w towarzystwie policji.
Kacper, po pięciu miesiącach odosobnienia, trafił do domu dziadków w stanie krytycznym. Ważył zaledwie 10 kilogramów, był brudny i miał odleżyny. Biegli lekarze stwierdzili, że jego życie było zagrożone, a rezerwy metaboliczne organizmu były na skraju wyczerpania. Mógł umrzeć w każdej chwili - informuje "Super Express".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak podaje portal, Mrzena K. usłyszała zarzuty usiłowania zabójstwa syna połączonego ze szczególnym okrucieństwem oraz spowodowania choroby realnie zagrażającej jego życiu. Akt oskarżenia trafił do Sądu Okręgowego w Ostrołęce. Kobieta nie przyznała się do winy i odmówiła składania wyjaśnień.
Kluczowe dla sprawy było ustalenie stanu psychicznego Marzeny K. w momencie popełniania zarzucanych jej czynów. Biegli psychiatrzy z Choroszczy orzekli, że była w pełni poczytalna. Teraz o jej losie zdecyduje sąd, a grozi jej kara od 15 lat więzienia do dożywocia - informuje se.pl.
Kochamy go z żoną. Takim, jakim jest. Jesteśmy z nim od urodzenia. To biedne dziecko nie jest winne, że traktuje się go jak worek kartofli. My go znamy od urodzenia, on potrzebuje miłości. W szpitalu, gdy nas zobaczył, krzyczał z radości. On jest dla nas kolejnym dzieckiem. Wychowaliśmy dziewięcioro dzieci i jego wychowamy - mówili dziadkowie w rozmowie z "Faktem".