Chińscy żołnierze walczą dla Rosji? Pekin zaprzecza. "Mieliby duże problemy"
Ukraińcy ujawnili, że Chińczycy walczą po stronie Rosji. Może być ich ponad 150. Czy to oznacza udział Chin w wojnie? - Mogą to być osoby namówione przez Rosjan, walczące za pieniądze. Być może mieszkali wcześniej na terenie Federacji Rosyjskiej. Nie ma tu pewności - tonuje nastroje dr Nicolas Levi, adiunkt w Instytucie Kultur Śródziemnomorskich i Orientalnych PAN.
Prezydent Wołodymyr Zełenski poinformował, że na froncie wojny między Rosją i Ukrainą może walczyć ponad 150 żołnierzy z Chin. Ukraińskie wojsko dotychczas pojmało dwóch żołnierzy z Państwa Środka.
Czytaj także: Obwód moskiewski zaatakowany. Setki dronów. Są nagrania
Mamy dokumenty tych jeńców, karty bankowe i dane osobowe. Mamy informacje, że w jednostkach okupanta jest znacznie więcej obywateli Chin niż tylko dwóch - powiedział ukraiński prezydent, publikując nagranie w serwisie X.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Poranne pasmo Wirtualnej Polski, wydanie 03.04
Do nagrania odnieśli się chińscy dyplomaci. Rzecznik MSZ Chin Lin Jian zaprzeczył, że Pekin wysłał wojsko na wojnę rosyjsko-ukraińską. Stwierdził też, że "Pekin od dawna ostrzega swoich obywateli przed tym konfliktem".
Rząd Chin zawsze wymagał od swoich obywateli, aby trzymali się z dala od strefy konfliktu zbrojnego w Ukrainie, unikali angażowania się w jakąkolwiek formę, a w szczególności powstrzymali się od udziału w operacjach wojskowych którejkolwiek ze stron - powiedział Lin Jian.
Niepokój sytuacją wyrazili już przedstawiciele administracji Donalda Trumpa. Czy aktywność 150 wojskowych z Chin oznacza, że Pekin wybrał oficjalnie stronę w konflikcie Rosji i Ukrainy? Ostrożny co do takich opinii jest dr Nicolas Levi, adiunkt w Instytucie Kultur Śródziemnomorskich i Orientalnych Polskiej Akademii Nauk.
Na froncie wojny między Rosją i Ukrainą walczą żołnierze z wielu krajów. Po stronie rosyjskiej są to np. obywatele Zimbabwe czy Gwinei. Często to np. studenci, którzy studiują w Rosji. Nie oznacza to, że na front wysyła ich rząd z Zimbabwe czy Gwinei. W przypadku żołnierzy z Chin może być tak samo. Mogą to być osoby namówione przez Rosjan, walczące za pieniądze. Być może mieszkali wcześniej na terenie Federacji Rosyjskiej. Nie mamy w tym przypadku pewności - przekazał ekspert.
Według dr Leviego, "ukraiński rząd próbuje informacją o żołnierzach z Chin wywierać presję na Pekin". Wskazuje, że nie ma żadnych dowodów świadczących na to, że to rząd Chińskiej Republiki Ludowej wiedział o działalności wojskowych.
Dr Levi uważa też, że nawet jeżeli chińscy żołnierze przyznają, że zostali wysłani na front przez Pekin, władza się tego wyprze.
Chińczycy się tego wyprą. Nie potwierdzą, że za cichym przyzwoleniem walczą z Ukrainą ramię w ramię z Rosją - dodał specjalista ds. Dalekiego Wschodu.
Chinom nie opłaca się wchodzić do wojny. "Mieliby duże problemy"
Ekspert z Instytutu Kultur Śródziemnomorskich i Orientalnych Polskiej Akademii Nauk zauważa, że Chiny mogłyby tylko stracić na udziale w wojnie z Ukrainą. W jego opinii Pekin musiałby liczyć się z dużymi problemami gospodarczymi.
Jeżeli okazałoby się, że Chińczycy biorą aktywny udział w tej wojnie, na pewno mieliby duże problemy gospodarcze. Z pewnością spadłaby sprzedaż samochodów chińskich - zauważa ekspert w rozmowie z o2.pl.
Jednocześnie dr Nicolas Levi zauważa, że "neutralność" Chin jest pozorna, a rząd w Pekinie "mniej lub bardziej popiera Federację Rosyjską w wielu aspektach".
Dowodem na to jest dostawa sprzętu wojskowego północnokoreańskiego na teren wojny, w obszar walk. Pekin musiał wyrazić zgodę, żeby uzbrojenie przejechało przez granicę i terytorium Chińskiej Republiki Ludowej, wykorzystując m.in. kolej i lotnictwo - wskazuje dr Levi.
Autor wielu publikacji o Chinach i Półwyspie Koreańskim nie uważa, że aktualna polityka fiskalna i cła nałożone przez Donalda Trumpa będą miały wpływ na chińskie decyzje związane z wojną w Ukrainie. Według dr Leviego, "nie wiemy jeszcze, jaka będzie ostateczna polityka Donalda Trumpa w związku z cłami".
Na początku poziom ceł miał wynieść 30 proc., ale to wszystko się zmienia z dnia na dzień. Chiny będą czekać. Wiążące będą dla nich ostateczne decyzje. Ogłoszone cła na poziomie 120 proc. mogą zostać szybko zmienione. Co, jeżeli Trump je utrzyma? W takim przypadku Pekin będzie szukać innych rynków zbytu. To problem dla USA, bo Chiny mogą np. zdecydować się na zacieśnienie gospodarczych relacji z Rosją - wyjaśnia ekspert PAN.
Marcin Lewicki, dziennikarz o2.pl