Edyta Sokołowska
Edyta Sokołowska| 

Dramat Polaka w Chinach. Historia pana Łukasza to przestroga

431

Od tej historii włos jeży się na głowie. Pan Łukasz w rozmowie z o2.pl opowiada szokującą historię swojej izolacji w Chinach. Trafił na nią, gdy dowiedział się, że jest zakażony koronawirusem. Jak się okazuje, obsługa przeszukiwała nawet kosz na śmieci, by sprawdzić, czy zjadał posiłki.

Dramat Polaka w Chinach. Historia pana Łukasza to przestroga
Nasz rozmówca z chińską pielęgniarką. (o2.pl)

Pan Łukasz wyjechał do Chin w grudniu 2020 r. Wiedział, że po przylocie czeka go dwutygodniowa kwarantanna i kolejne testy na koronawirusa. Dwa wcześniejsze wykonał w Polsce 48 godz. przed wylotem. Wynik dwa razy był negatywny, w przeciwnym razie nie mógłby wejść na pokład samolotu.

Chcę opowiedzieć moją historię, bo gdybym przed wyjazdem znalazł takie informacje, na pewno bym nie wyjechał. Wydawało mi się, że znam Chiny, była to moja około 15. podróż. Mam nadzieję, że te informacje będą przydatne dla osób, które wybierają się do Chin - mówi pan Łukasz w rozmowie z o2.pl.

Nasz rozmówca podróżuje do Chin w celach biznesowych od 2015 r. Do miasta oddalonego o 400 km od Pekinu wyleciał 11 grudnia 2020 r. Po wylądowaniu na chińskim lotnisku czekała już policja, a także autobus, który miał zabrać wszystkich pasażerów samolotu na kwarantannę do hotelu. Koszty pobytu w hotelu kwarantannowym opłaca podróżujący.

Na kwarantannie po przybyciu do Chin kierowani są wszyscy, bez wyjątku, również obywatele Chin. Przez dwa tygodnie kwarantanny należy raportować dwa razy dziennie zmierzoną temperaturę obsłudze hotelowej. Termometr każdy dostaje w tzw. pakiecie powitalnym. Mimo tego w niektórych hotelach zdarza się, że po podaniu przez nas temperatury pielęgniarka i tak przychodzi zmierzyć ją ponownie, innym termometrem - opowiada nam Polak.

W hotelu pan Łukasz oraz wszyscy inni podróżujący byli testowani na obecność koronawirusa (wymaz z nosa, gardła i test na przeciwciała). Po pierwszym badaniu nikt nie otrzymał informacji o pozytywnym wyniku testów. Po 4 dniach pan Łukasz przeszedł kolejny test.

Jeszcze tego samego dnia późnym wieczorem poinformowano mnie (poprzez aplikację) o pozytywnym wyniku testu na koronawirusa. Nie miałem żadnych objawów, ale tam to nie ma znaczenia. Każdy obligatoryjnie trafia do szpitala - mówi dla o2.pl pan Łukasz.

Po chwili pod hotelem czekała na Polaka karetka, która przetransportowała go do pobliskiego szpitala. Około północy pan Łukasz był już na miejscu. Trafił do izolatki. Zaraz po zarejestrowaniu się w placówce pobrano od niego krew do badań. Następnego dnia podczas wizyty lekarza Polak poprosił o powtórzenie testów. Jak się okazało, pan Łukasz był jedyną osobą na pokładzie samolotu, u której wykryto zakażenie COVID-19.

O powtórzeniu testów nie było jednak mowy. Chiński lekarz patrząc na wyniki testów z Polski stwierdził, że "pokazują przekłamane wyniki i są nieważne". A przecież pierwszy test wykonany w hotelu kwarantannowym również pokazał wynik negatywny. Pan Łukasz podkreśla, że nie wie, kiedy mogło dojść do zakażenia, gdyż cały czas przed wylotem i na pokładzie samolotu bardzo na siebie uważał.

Lekarz poinformował, że kolejne testy można wykonać dopiero po 6 dniach. Warunkiem wypisu ze szpitala są 3 negatywne wyniki testów wykonywanych dzień po dniu.

Nie miałem gorączki, ale w karcie szpitalnej miałem wpisane 38,1 stopni Celsjusza. Jedyne objawy jakie miałem to utrata smaku i węchu na około dwa dni - mówi Polak.

Po tygodniu hospitalizacji pobrano kolejne wymazy do testów. Pierwszy wynik badania był negatywny, a drugi ponownie wykazał zakażenie SARS-CoV-2. Pan Łukasz musiał spędzić kolejne kilka dni w izolatce. Tym razem już po trzech dniach pobrano wymazy do ponownych testów.

5, 6 i 7 stycznia przeprowadzono kolejne testy, które nie wykazały zakażenia koronawirusem. 8 stycznia pan Łukasz opuścił szpital. Jednak po hospitalizacji obowiązuje kolejna przymusowa dwutygodniowa kwarantanna ze wskazaniem, że 5., 10. i 14. dnia kwarantanny trzeba stawić się w szpitalu na kolejnych testach. Testy na koronawirusa wykonywane na kwarantannie poszpitalnej były płatne dodatkowo, ok. 200 juanów (ok. 120 zł.).

Pierwszy test wymazowy i z krwi po pięciu dniach kwarantanny wykazał negatywny wynik na obecność COVID-19. Po 10 dniach było podobnie, jednak po 14 dniach test wykazał zakażenie SARS-CoV-2.

Pan Łukasz po raz drugi trafia do szpitala

Po raz drugi pan Łukasz dowiaduje się, że będzie zabrany do szpitala na przymusową hospitalizację. Kolejne testy przeprowadzono po sześciu dniach pobytu Polaka w szpitalu.

Nie wiem, jak to możliwe, że wynik testu znowu był pozytywny. Od momentu pierwszego pozytywnego wyniku testów do tego czasu minął już ponad miesiąc - mówi pan Łukasz w rozmowie z o2.pl.

Po sześciu dniach drugiej hospitalizacji wynik pierwszego testu na COVID-19 był negatywny, podobnie było z drugim, trzeci natomiast wykazał zakażenie koronawirusem. Pan Łukasz sam już nie wiedział, co myśleć. Był zupełnie sam od kilkudziesięciu dni, zamknięty w czterech ścianach, w obcym kraju i z dala od ludzi. Mimo to wierzył, że ten dramat wkrótce się skończy.

Dość często, szczególnie podczas drugiego pobytu w szpitalu, kontaktował się ze mną psychiatra z pytaniami o stan psychiczny i proponował podanie leków uspokajających bądź nasennych. Ale stwierdziłem, że nie pozwolę uśpić swojej czujności - opowiada nasz rozmówca.

Po kilku dniach zaczęto ponowne testowanie, i wtedy już trzy testy wykonywane dzień po dniu dały wynik negatywny. 1 lutego pan Łukasz opuścił szpital. Po drugiej hospitalizacji obowiązuje kolejna dwutygodniowa kwarantanna ze wskazaniem na testy 5., 10. i 14. dnia podczas izolacji. Tym razem na szczęście wszystkie testy pokazały wynik negatywny na obecność SARS-CoV-2.

Łącznie przez cały okres hospitalizacji i kwarantanny w hotelach miałem wykonane 31 testów na COVID-19. Jeśli wierzyć lekarzom, byłem trzecim przypadkiem w całej prowincji Shanxi, który wrócił do szpitala na drugą hospitalizację. Dwa poprzednie to też Europejczycy - mówi nam Polak.

Polak nie ukrywa, że ponad dwa miesiące spędzone w izolacji odbiły się na jego zdrowiu psychicznym.

Pojechałem w sprawach biznesowych, byłem 67 dni w całkowitym zamknięciu, cały czas izolowany, nie wychodziłem na zewnątrz, a później byłem już w takim stanie, że nawet nie chciałem nic załatwiać - opowiada nam nasz rozmówca.

Zamknięcie w izolatce bez okna

"W szpitalnej izolatce nie ma nawet okna na zewnątrz. Było jedynie jedno okno na korytarz, a tam kolejne okna, już na zewnątrz, przez które dało się cokolwiek zobaczyć, co dzieje się przed szpitalem, ale bardzo niewiele można było zobaczyć" - podkreśla Polak.

Izolatka jest zamykana na klucz, a w środku jest tylko toaleta i śluza (okienko) do wydawania jedzenia i leków. Rano do izolatki wchodziła pielęgniarka zmierzyć ciśnienie i około 9-10 rano wchodził lekarz na wizytę - tłumaczy Polak.

Jak opowiada pan Łukasz, chińscy medycy byli dla niego mili, jednak bardzo oszczędni w odpowiedziach na wszelkie pytania. Nie mówili również po angielsku, więc porozumiewali się za pomocą aplikacji z tłumaczem. W hotelach dało wyczuć się dystans, obsługa bardzo poważnie traktowała swoje obowiązki. Nie wchodziły w grę jakiekolwiek ustępstwa od ustalonych reguł. - Być może wynika to z tego, że w większości hoteli kwarantannowych jest na dyżurze urzędnik z miejscowego biura kontroli i przeciwdziałania epidemii - słyszymy w rozmowie.

Jedzenie w szpitalu musiałem zjadać do końca, bo obsługa sprawdzała kosze na śmieci. Sprawdzano, czy nie wyrzucam posiłków. Nawet jak kontaktowałem się z polską ambasadą to urzędnicy radzili, bym zwracał pusty talerz - opowiada Polak.

Pan Łukasz kontaktował się z rodziną za pomocą internetu. Jednak dostęp do mediów społecznościowych czy wyszukiwarek jest ograniczony w Chinach. Aby skorzystać z przeglądarki Google lub Facebooka, należy wykupić sieć prywatną (VPN).

W szpitalu pan Łukasz przyjmował witaminę C i kapsułki Lianhua Qingwen, które w Chinach są stosowane jako lekarstwo na COVID-19. Chińscy lekarze twierdzą, że granulki ziołowe u pacjentów z łagodnymi objawami zwalczają gorączkę, kaszel i zmęczenie, oraz zapobiegają nasilaniu się choroby. -Lekarz zalecał mi także gorącą wodę, jest to ich "cudowny lek" na wszystko - mówi Polak.

Nie wiem, czy u nas też jest to praktykowane, ale w Chinach wykonuje się tomograf płuc zaraz po przyjęciu do szpitala. Następnie powtarza się go w trakcie pobytu i jeszcze przed opuszczeniem placówki, już po trzech negatywnych wynikach testów, i ponownie, 14. dnia kwarantanny, razem z ostatnim testem wymazowym. Łącznie miałem takie badania robione aż osiem razy - tłumaczy nasz rozmówca.

Nasz rozmówca po zakupie biletów powrotnych do Polski chciał pojechać na lotnisko, a wcześniej zarezerwować hotel w jego pobliżu, gdyż lot był wcześnie rano. Nie pozwolono mu na to.

Ostatniego dnia chciałem pojechać taksówką na lotnisko. Niestety, nie pozwolono mi jej zamówić. Odwieziono mnie karetką na sygnale, a później medycy czekali do momentu, aż wejdę na terminal. Noc musiałem spędzić na ławce - mówi nam pan Łukasz.

System inwigilacji w Chinach

Każdy, kto przylatuje do Chin, jest zobowiązany do posiadania aplikacji WeChat, która wykorzystuje dane geolokalizacyjne. Aplikacja rejestruje to, gdzie się znajdujemy i z kim się komunikujemy.

Trzeba także zainstalować taką "zakładkę", która generuje kod zdrowotny. Po przylocie do Chin kod ma kolor czerwony. Podczas przebywania na kwarantannie i w miarę otrzymywania negatywnych wyników testów kod w aplikacji zmienia swój kolor na zielony - tłumaczy nasz rozmówca.

Kiedy kod jest w kolorze czerwonym, to w Chinach nie można nic robić. Nie można wejść do restauracji, do sklepu, na dworzec czy na lotnisko. W większości miejsc są skanery, które to sprawdzają. -U mnie ta aplikacja nigdy nie zmieniała się na kolor zielony, więc i tak nie miałbym nigdzie prawa wstępu - mówi pan Łukasz.

Ile Polak zapłacił za hotel i szpital?

Łącznie za pobyt w hotelu kwarantannowym, dwa pobyty w szpitalu oraz dodatkowe koszty testów nasz rozmówca musiał zapłacić 21 tys. złotych. Pan Łukasz miał wykupione międzynarodowe ubezpieczenie, więc prawdopodobnie dostanie zwrot tych kosztów. Sprawa jest w toku.

Tak Chiny walczą z pandemią

Zdaniem pana Łukasza, mimo że takie procedury i obostrzenia są bardzo rygorystyczne, to na pewno są skuteczne w walce z pandemią, szczególnie jeżeli chodzi o kraj z tak dużą populacją.

Niejako jest to recepta na skuteczną walkę z pandemią. Przy takiej populacji, przy tylu mieszkańcach nie dałoby się inaczej zapanować nad epidemią. Jednak podkreślam, że gdybym wiedział, jakie jest prawdopodobieństwo, że nie wyjdę z miejsca izolacji przez ponad dwa miesiące, na pewno bym tam nie poleciał - mówi nam Polak.

Jak się dowiedzieliśmy od pana Łukasza, wszyscy lekarze, pielęgniarki i cały personel pracujący w chińskim szpitalu covidowym mają zakaz wychodzenia do domu po pracy. Wszyscy opiekujący się pacjentami z koronawirusem, śpią w akademiku i to tam również spędzają czas po pracy. Nie mogą widywać się z rodziną, ani innymi osobami z zewnątrz. Taka procedura trwa trzy miesiące, po czym pracownicy muszą przejść kwarantannę. Na ich miejsce przychodzą kolejni medycy do pracy w takim samym systemie.

Zobacz także: Polskie geny jadą do Chin. Generał nie dziwi się zaniepokojeniu służb
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić