Drzwi tramwaju przytrzasnęły 4-latka. Tragedię obserwowała babcia
Mija rok od niewyobrażalnej tragedii, jaka miała miejsce na warszawskiej Pradze. 4-letni chłopiec, wychodząc z tramwaju, został przytrzaśnięty przez drzwi pojazdu. Tramwaj nagle ruszył, a maluch został przeciągnięty po torowisku. Wszystko działo się na oczach jego babci. Czy dzisiaj pasażerowie mogą czuć się bezpieczni?
Do potwornego zdarzenia doszło 12 sierpnia po południu na przystanku tramwajowym przy ul. Jagiellońskiej na warszawskiej Pradze. Kobieta ze swoim 4-letnim wnuczkiem chciała wysiąść z pojazdu. Niestety, chłopiec nie zdążył zejść z ostatniego stopnia schodków.
Czym właściwie jest wolność słowa? Czy potrzebne nam są regulacje?
Warszawa. 4-latek zginął na oczach babci
Drzwi tramwaju zamknęły się, a maszyna ruszyła. Dla 4-latka nie było już ratunku. Maluch uderzył głową w kamienne torowisko. Tramwaj wlókł za sobą ciało dziecka jeszcze przez kilkaset metrów, dopóki motorniczy nie zdał sobie sprawy z tego, co się wydarzyło.
Babcia 4-latka zemdlała, świadkowie makabrycznego incydentu byli wstrząśnięci. Nawet ratownicy byli zdruzgotani ogromem tragedii i swoją bezsilnością wobec śmierci małego, niewinnego dziecka.
Czytaj także: Spoliczkował kierowcę MPK. Sprawa skończyła się w sądzie
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Winny motorniczy czy przestarzały tramwaj?
Motorniczy, który prowadził pojazd, stał się wrogiem numer jeden poruszonego sprawą społeczeństwa. Badania wykazały, że w chwili zdarzenia mężczyzna był trzeźwy. Prokuratura ustaliła, że w czasie jazdy używał telefonu i słuchawek, co miało przyczynić się do nieodpowiedniej oceny sytuacji przed odjazdem.
Tramwajarz z 14-letnim stażem został oskarżony o umyślne naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu lądowym oraz przepisów instrukcji dla pracowników Tramwajów Warszawskich i nieumyślne spowodowanie wypadku, w którym śmierć poniosło dziecko. Grozi mu 8 lat więzienia.
Niektórzy eksperci w dziedzinie wypadków komunikacyjnych uważają natomiast, że błąd popełniony przez motorniczego wcale nie musi świadczyć o jego winie. Wskazują oni, że błędów ludzkich nie da się wyeliminować, a winne niebezpiecznym sytuacjom są przede wszystkim przestarzałe tramwaje.
Tramwaj, który uczestniczył w wypadku, pochodzi z końca lat 70. Ostatnie drzwi, w których utknął chłopiec, nie są całkowicie widoczne dla motorniczego, w pojeździe brakuje też monitoringu. Według biegłego sądowego Rafała Bielnika, gdyby tramwaj był nowszy, tragedii można byłoby uniknąć.
Teoretycznie tramwaj był sprawny, ale trzeba pamiętać, że mówimy o bardzo starej konstrukcji. Dlatego, choć mechanizm rewersowy działał prawidłowo, podobnie jak blokada ruszenia, to pojazd z przytrzaśniętym dzieckiem, mógł kontynuować jazdę – mówił w rozmowie z PAP Bielnik.