Aneta Polak| 
aktualizacja 

Makabryczne odkrycie w Toruniu. "Poutykane w różne miejsca"

139

Makabrycznego odkrycia dokonano we wtorek, 19 marca w magazynie przy ul. Gagarina w Toruniu. Przeszukanie pomieszczeń doprowadziło do ujawnienia 37 martwych zwierząt "w różnych miejscach poutykanych, popakowanych w paczki". Rozmawialiśmy z prezesem Toruńskiego Towarzystwa Ochrony Praw Zwierząt, który interweniował w siedzibie fundacji i doprowadził do odebrania zwierząt.

Makabryczne odkrycie w Toruniu. "Poutykane w różne miejsca"
Piotr Korpal rozmawia ze służbami pod siedzibą fundacji (Agencja Wyborcza.pl, Facebook, Maciej Wasilewski, Toruńskie Towarzystwo Ochrony Praw Zwierząt)

W małym magazynie przy ul. Gagarina w Toruniu znaleziono 37 martwych zwierząt - głównie kotów i psów. Jak powiedział nam Piotr Korpal, prezes Toruńskiego Towarzystwa Ochrony Praw Zwierząt, mowa o niewielkim pawilonie handlowym z dwoma lub trzema pomieszczeniami, pełnymi zakamarków.

– Gdy pozwolono mi tam wreszcie wejść, nie zajęło mi więcej niż pięć do sześciu minut znalezienie pierwszych martwych zwierząt – podkreśla rozmówca o2.

Odór był tak duży, że uniemożliwiał przebywanie w pomieszczeniach zajmowanych przez fundację. – Nie sposób tam było oddychać, więc trzeba było wychodzić. Nawet technik policyjny musiał opuszczać pomieszczenie – relacjonuje Korpal.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Zatrzymali ciężarówkę z Hiszpanii. Odkrycie służb pogrążyło kierowcę

Co z uratowanymi zwierzętami?

Po wejściu do budynku uratowano dziewięć psów i 13 kotów.

Odebrane zwierzęta trafiły wczoraj na obserwację, do kwarantanny, bo takie są przepisy. Były przebadane przez weterynarza i są w niektórych przypadkach odwodnione, ale na razie jakichś poważniejszych chorób nie stwierdziliśmy – powiedział nam Piotr Korpal.

Teraz zwierzęta przejdą jeszcze testy na choroby zakaźne i zostaną odrobaczone.

Ustaleniem przyczyny śmierci zwierząt znalezionych w fundacji zajmie się patolog weterynaryjny. Nasz rozmówca, dopytywany o to, co mogło doprowadzić do śmierci podopiecznych fundacji, podkreśla, że "może się tego tylko domyślać" i wskazuje, że problemem jest "zbieractwo zwierząt" poza schroniskiem, bez odpowiedniej asekuracji i izolacji.

Zbiera się zwierzęta z ulicy, umieszcza się je razem. Problem polega na tym, że zwierzęta chorują, tak jak chorują ludzie. W takiej sytuacji wystarczy jedno chore zwierzę na nosówkę, parwowirozę lub panleukopenię. Jeżeli nie mamy odpowiedniej izolacji, a mamy zwierzęta i ściągamy cały czas nowe, to de facto te nowe skazujemy na śmierć. To tak jakbyśmy zamykali zdrowe osoby w jednym pomieszczeniu z chorymi osobami - wyjaśnia Korpal.

Jego zdaniem właścicielce fundacji - dwudziestoparoletniej kobiecie - zabrakło wiedzy i wyobraźni. "Jeśli łapiemy chorego kota, nie jesteśmy temu winni, ale jeśli zamykamy go w pomieszczeniu z pięcioma zdrowymi kotami i mamy sześć martwych kotów, to w tym momencie zawinił człowiek" - ocenił nasz rozmówca.

Sama nazwa "fundacja" brzmi bardzo poważnie, ale to absolutnie nic nie oznacza. Rejestracja fundacji zajmuje 30 minut i kosztuje 150 zł - podkreśla Korpal.

Uratowane zwierzęta, choć przebywają obecnie w schronisku, nadal należą do fundacji. Ta może zrzec się opieki nad nimi (schronisko może obciążyć fundację kosztami utrzymania). Jeśli do tego nie dojdzie, o przyszłości zwierząt zdecyduje sąd.

Policja kontra policja

Toruńskie Towarzystwo Ochrony Praw Zwierząt od poniedziałku próbowało wejść bo budynku, w którym zabarykadowała się szefowa fundacji. Sęk w tym, że policja nie udzieliła asysty Piotrowi Korpalowi, który próbował odebrać zwierzęta. Początkowo do magazynu wpuszczono jedynie Violettę Hermann-Krupińską, powiatowego lekarza weterynarii.

Jak wyjaśnia nasz rozmówca, weterynarz nie dopatrzyła się bezpośredniego zagrożenia życia zwierząt przebywających w budynku, natomiast zapach padliny wyjaśniła "kompletnym brakiem wentylacji" w pomieszczeniach.

Próbowaliśmy uzyskać komentarz od lekarz weterynarii w tej sprawie, ale na razie nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Piotr Korpal przyznaje, że Powiatowa Inspekcja Weterynarii nie ma za dużo narzędzi, żeby interweniować w podobnej sytuacji. Ma natomiast pretensje do policji, która nie chciała mu udzielić asysty.

Policja popełniła przestępstwo względem mnie. Jako przedstawiciel organizacji zwierzęcej, zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt, mam prawo odebrać zwierzę, jeżeli uznaję, że istnieje zagrożenie. Ja zadzwoniłem na policję i poprosiłem o asystę. Policja miała umożliwić mi otwarcie drzwi, zabezpieczyć moje bezpieczeństwo. Natomiast, zamiast udzielić mi tej asysty, zaczęła mi grozić - powiedział Piotr Korpal w rozmowie z o2.pl.

Mężczyzna stał przed magazynem ze zwierzętami do godz. 1 w nocy. W końcu, zniechęcony, pojechał do domu. Wrócił, gdy uzyskał zgodę od prezydenta miasta Torunia. Jak podkreśla, tym razem otrzymał pomoc służb, a druga ekipa policji "zachowała się wzorowo", zapewniając mu bezpieczeństwo podczas interwencji.

Jak przypomina Koral, przeszukanie pomieszczeń, w asyście technika policyjnego, doprowadziło do ujawnienia 37 martwych zwierząt "w różnych miejscach poutykanych, popakowanych w paczki".

Trwa ładowanie wpisu:facebook

Aneta Polak, dziennikarka o2.pl

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić