Maria Procner| 
aktualizacja 

Matka królów. Żadna inna polska władczyni nie miała takich sukcesów… w sypialni

73

Choć Elżbieta Rakuszanka nie grzeszyła urodą, a w kwestiach politycznych nie miała zbyt wiele do powiedzenia, historycy uznają ją za jedną z najbardziej spełnionych (i szczęśliwych) polskich władczyń. Cóż, ostatecznie wypełniła swoją małżeńską powinność – i to z nawiązką. Urodziła Jagiellończykowi 13 dzieci, w tym czterech królów, kardynała oraz… świętego.

Elżbieta Rakuszanka pochodziła z domu Habsburgów co widać po charakterystycznej dolnej wardze.
Elżbieta Rakuszanka pochodziła z domu Habsburgów co widać po charakterystycznej dolnej wardze. (Materiały prasowe)

Jako jedna z niewielu polskich władczyń zaznała szczerej, niewymuszonej małżeńskiej miłości. Przy okazji okazała się… nadzwyczaj płodna. Efekt tego był taki, że Elżbieta Rakuszanka przez większą część życia była albo w ciąży, albo w połogu.

Aż dziw, że mimo ciężkiej choroby przebytej w dzieciństwie oraz licznych dolegliwości, które później jej towarzyszyły, zdołała szczęśliwie wydać na świat trzynastu potomków (z czego aż jedenastu dożyło do dorosłości, co samo w sobie można uznać za nie lada osiągnięcie). Co ciekawe, nie była przy tym rekordzistką – najwięcej (bo czternaścioro) dzieci spośród naszych królowych powiła żona Augusta III Sasa, Maria Józefa. Jednak to właśnie Rakuszance – słusznie – przypadło miano matki królów.

Z twarzy podobna zupełnie do nikogo

Urodzona pomiędzy 1436 a 1439 rokiem (dokładna data nie jest znana) jako trzecie dziecko króla niemieckiego i węgierskiego Albrechta II Habsburga, Elżbieta już jako kilkuletnia dziewczynka została uwikłana w wielką politykę. I to nie tylko dlatego, że pewien stary astrolog przepowiedział jej: „Twoje łono zrodzi władców Europy”…

Mimo że niuanse rywalizacji o koronę zapewne wówczas jej jeszcze nie obchodziły, miały zadecydować o jej życiu. W lutym 1454 roku w wieku 17 lat wywodząca się z rodu Habsburgów księżniczka została bowiem wydana za polskiego króla Kazimierza Jagiellończyka.

Niewiele brakowało, by do małżeństwa, które ostatecznie przetrwało aż 38 lat i było niewątpliwie jednym z najszczęśliwszych w historii naszych władców, w ogóle nie doszło. Dlaczego? Otóż Rakuszanka – mówiąc delikatnie – nie grzeszyła urodą. Na jedynym zachowanym portrecie została uwieczniona jako drobna blondynka o pyzatej twarzy, nieco wyłupiastych oczach, z charakterystyczną dla Habsburgów wysuniętą do przodu dolną wargą. Karolina Stojek-Sawicka referuje:

Opisy źródłowe oraz to, co udało się ustalić na podstawie badania kośćca, były jeszcze mniej przychylne dla królowej. Prawdopodobnie miała tak dużą wadę zgryzu, że przednie zęby wystawały do przodu. Sylwetka Rakuszanki (…) była mocno zdeformowana na skutek silnego skrzywienia kręgosłupa. Jego oś przypominała kształtem literę „S”, co powodowało przechylenie głowy w kierunku prawego ramienia. (…) Zniekształconą miała też twarz, gdyż lewa połowa była słabiej rozwinięta niż prawa.

Wobec powyższych trudno się dziwić, że wysłany przez Kazimierza Jagiellończyka goniec dyplomatycznie stwierdził, iż kandydatka na żonę: „ni do kogo prawie nie była podobna w twarzy i na wyroście”.

I żyli długo i szczęśliwie…

Nie sposób też winić młodego króla, że słysząc to, cokolwiek się przestraszył (rozważał ponoć nawet odesłanie narzeczonej z kwitkiem). Ostatecznie jednak racja stanu była ważniejsza od kwestii estetycznych i małżeństwo zostało zawarte. Okazało się zresztą całkiem udane, co nie było wcale oczywiste w przypadku politycznych związków.

Piotr Węcowski podkreśla: „Kazimierz był władcą monogamicznym, w źródłach nie ma śladów jego spektakularnych romansów”. Ponadto duchowe i intelektualne przymioty królowej najwyraźniej rekompensowały jej niedostatki w kwestii urody. W każdym razie para pokochała się szczerą i mocną miłością, czego najlepszym dowodem była liczba dzieci, jakich się doczekali.

Pierwszy syn – Władysław – przyszedł na świat już dwa lata po ślubie. Później w rocznych, a niekiedy dwuletnich odstępach pojawiali się kolejni potomkowie. Łącznie trzynaścioro. Ostatnią córkę (również Elżbietę) Rakuszanka powiła w wieku 47 lat, musiała więc odznaczać się iście żelaznym zdrowiem. Podobnie zresztą, jak mali Jagiellonowie, których urodziła. Mirosław Maciorowski wylicza:

Z siedmiu córek dwie zmarły w dzieciństwie, ale pozostałe Kazimierz dobrze wydał za mąż, głównie za różnych książąt niemieckich. Najstarszy syn Władysław został królem Czech i Węgier, młodsi – Jan Olbracht, Aleksander i Zygmunt – królami Polski, najmłodszy Fryderyk – kardynałem i prymasem Polski, a Kazimierza, który zmarł przedwcześnie, ogłoszono świętym. Niezły wynik!

Pod względem zabezpieczenia interesu dynastycznego Rakuszanka nie miała więc sobie nic do zarzucenia. A jej mąż to doceniał – i pielęgnował rodzinne relacje. Jak opowiada Piotr Węcowski:

Kazimierz prawie zawsze podróżował z królową i dziećmi. Ale kiedy jechał na północ, gdzie mogło być mniej bezpiecznie, ona zostawała w centrum kraju, choć niedaleko. Po załatwieniu spraw król wracał po żonę i jechali już razem, np. na Litwę.

Na przełomie lat 70. i 80. XV w. spędzili tam z dziećmi aż pięć lat, w Krakowie bywali rzadko. To pokazuje relacje między nimi: żona, córki i synowie przebywali niemal zawsze z nim.

Milcząca królowa

Stała obecność Rakuszanki u boku Kazimierza, choć niewątpliwie przyczyniła się do imponującego wyniku dzietności królewskiej pary, nie przekładała się na jej istnienie w życiu politycznym kraju. Historyk Aleksander Gieysztor oceniał, że główną ambicją władczyni było umieszczenie synów na tronach sąsiednich krajów i jak najkorzystniejsze wydanie córek za mąż.

Podobnego zdania jest Piotr Węcowski, który podkreśla:

Elżbieta stanowiła dla króla oparcie. Bywało, że podczas tajnych negocjacji tłumaczyła mu z niemieckiego. Nie miała wysokiej pozycji politycznej, ale prawdopodobnie próbowała odgrywać jakąś rolę. Znany jest list Kazimierza do gdańskich mieszczan, w którym zabraniał im słuchać jej rozkazów, kiedy królowa chciała poprzeć kogoś na jakiś urząd. Kazimierz na takie szarogęszenie się żony nie mógł pozwolić.

W efekcie Rakuszanka jako polska władczyni zajmowała się przede wszystkim tym, co – jak pokazała historia – umiała najlepiej: rodzeniem i wychowywaniem królów. Dumna monarchini (przez całe życie przechwalała się, iż wywodzi się „z wielkiej rodziny cesarzy”) czuła się na tym polu na tyle pewnie, że w wieku 66 lat miała napisać do syna Władysława, oczekującego akurat dziedzica, list będący faktycznie traktatem „De institutione regii Peri” („O wychowaniu królewskiego dziecka”). Pouczała pierworodnego:

Trzeba zatem dać królewiczowi jak najzacniejszą karmicielkę i najlepszego i najbardziej wykształconego wychowawcę, aby od niego nie mniej nauczył się dobrych obyczajów, jak sztuki pisania i gramatyki (…). Niech codziennie słucha mszy świętej, niech w jadle będzie umiarkowany i wstrzemięźliwy, niech wczesnym rankiem przykłada się do nauk, oddaje się ćwiczeniom ciała, unika bezczynności i lenistwa, nigdy nie daje posłuchu słodkim słowom pochlebców.

Nawet z perspektywy czasu jej rady wydają się sensowne. Elżbieta pomyliła się tylko co do jednego – Władysław nie doczekał się wymarzonego syna, a córeczki Anny.

Pod koniec życia los nie był już dla Rakuszanki tak łaskawy. Przeżyła nie tylko swojego męża, ale i trzech synów. Ta osobista tragedia musiała odbić się na jej kondycji. Kinga Stojek-Sawicka relacjonuje:

W końcu dopadła królową choroba. Przebieg jej był krótki, ale niestety śmiertelny w skutkach. Być może psychicznie przybiła Elżbietę niespodziewana śmierć szczególnie przez nią faworyzowanego i najbardziej w jej oczach obiecującego syna – Jana Olbrachta.

Matka królów odeszła z tego świata 30 sierpnia 1505 roku w mocno podeszłym – jak na tamte czasy – wieku siedemdziesięciu lat. Została pochowana u boku ukochanego małżonka i zmarłych w dzieciństwie córek (także Elżbiet) na Wawelu. Pozostawiła po sobie niezwykły spadek: potężną dynastię, która u szczytu świetności władała rozległymi obszarami Europy. Niewykluczone, że historia naszego kontynentu potoczyłaby się zupełnie inaczej, gdyby wnuk Rakuszanki, Zygmunt August, okazał się równie płodny, co jego słynna babka…

Bibliografia:

  • 1. U. Borkowska, Dynastia Jagiellonów w Polsce, PWN 2011.
  • 2. M. Duczmal, Jagiellonowie. Leksykon biograficzny, Wydawnictwo Literackie 1996.
  • 3. M. Maciorowski, B. Maciejewska, Władcy Polski. Historia na nowo opowiedziana, Agora 2018.
  • 4. K. Stojek-Sawicka, Plagi królewskie, Bellona 2018.

Maria Procner - Redaktor i publicystka, autorka tekstów popularnonaukowych. Absolwentka dziennikarstwa i psychologii na Uniwersytecie Wrocławskim. Była redaktor prowadząca magazynów „Świat Wiedzy Historia”, „Świat Wiedzy Ludzie” oraz „Świat Wiedzy Sekrety Medycyny”.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić