Łukasz Maziewski
Łukasz Maziewski| 
aktualizacja 

"Minęliśmy zjazd". Bliski Wschód na progu wojny na wielką skalę

Coraz groźniej na Bliskim Wschodzie. Sytuacja wokół Izraela i Palestyny, która początkowo wyglądała na konflikt dwóch podmiotów, niebezpiecznie zmierza ku wzrostowi napięcia. Potrzeba dużo wysiłków ze strony głównych mocarstw, by lokalny spór nie rozlał się na o wiele większą skalę. O tym, jak może potoczyć się sytuacja w regionie, mówią portalowi o2.pl eksperci.

"Minęliśmy zjazd". Bliski Wschód na progu wojny na wielką skalę
Żołnierze Sił Obronnych Izraela przygotowujący się na inwazję lądową w Strefie Gazy (PAP, PAP/EPA/HANNIBAL HANSCHKE)

Sytuacja na Bliskim Wschodzie zaostrza się. Atak z 7 października, kiedy Hamas wkroczył na południe Izraela, mordując i niszcząc, zapoczątkował nakręcanie spirali przemocy, coraz bardziej zmierzającej ku regionalnej wojnie, która łatwo może rozlać się w konflikt o znacznie szerszym zasięgu.

Przypomnijmy: 7 października Hamas zaatakował ze Strefy Gazy południowy dystrykt Izraela. Były setki zabitych i rannych wśród ludności cywilnej, w stronę izraelskich miast poleciały pociski rakietowe, a Hamas wziął zakładników, których los pozostaje w tej chwili nieznany.

Izrael zapowiedział odwet i ruszył z działaniami. Zaczęły się bombardowania Strefy Gazy. Kraj wciąż przygotowuje się też do działań lądowych przeciwko Strefie Gazy. Palestyńczyków z północnej części Strefy wezwano do ewakuacji na południe, Izrael odciął także dostawy prądu i wody do terytorium zasiedlonego przez Palestyńczyków.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Atak nożownika w Izraelu. Policja opublikowała nagranie z palestyńskim napastnikiem

Klocki domina

Podstawowym prawem fizyki jest to, że każda akcja wywołuje reakcję. Nie inaczej było w przypadku ataku Hamasu. Do działań przeciwko Izraelowi włączył się - choć w ograniczonym zakresie - Hezbollah.

A to rodzi poważne niebezpieczeństwo zwiększonego zaangażowania Iranu. Nie bez powodu w stronę Morza Śródziemnego wyruszyły dwie grupy lotniskowców.

Trwa ładowanie wpisu:twitter

Wejście do gry Iranu mocno zachwiałoby wątłą stabilizacją na Bliskim Wschodzie. Pojawiają się doniesienia o ostrzałach przez proirańskie milicje amerykańskich baz i instalacji wojskowych w Syrii. Tak, jakby komuś bardzo zależało na wciągnięciu Iranu do działań wojennych.

Trwa ładowanie wpisu:twitter

Doświadczony oficer wywiadu, mający za sobą służbę na Bliskim Wschodzie mówi jednak, by być ostrożnym wobec tych doniesień. Nadal pełni służbę, więc pragnie zachować anonimowość. Oprócz Iranu na planszy są jednak inni gracze. I choć nie widać ich na pierwszy rzut oka, to są oni bardzo aktywni.

Chodzi przede wszystkim o Rosję, ale także Chiny. A i w Iranie nie zapanowałby smutek, gdyby Izrael wpadł w kłopoty.

Komu zależy na konflikcie? Aktorów jest kilku i każdy ma inne powody. Po pierwsze - Kreml. Bo to "odbarcza" mu teren Ukrainy, zmniejszając uwagę USA. Po drugie: Pekin, który nie przepuści okazji by kopnąć w kostkę USA. No i po trzecie, choć w mniejszym stopniu, sam Teheran, który liczy na przerwanie procesu pokojowego między Izraelem i Arabią Saudyjską - mówi rozmówca o2.pl.

Mówił o tym niedawno w rozmowie z o2.pl także były ambasador RP w Iranie, Juliusz Gojło. Dyplomata również sugerował, że w tym konflikcie można szukać tropów rosyjskich. Tym bardziej, że Rosja i Iran nie należą do grona przyjaciół USA.

A Stany Zjednoczone, w razie działań zbrojnych na większą skalę, nie zostawiłyby Izraela bez pomocy. Pojawienie się na Morzu Śródziemnym aż dwóch grup lotniskowców jest czytelnym sygnałem, że Amerykanie mają region na oku i w razie wojny nie będą się biernie przyglądać.

Sytuacja jest więc napięta, a jej skutki są w tej chwili trudne do przewidzenia. Gdyby ruszyły działania zbrojne, Iran mógłby stać się ich uczestnikiem, co z kolei pociągnęłoby za sobą większe zaangażowanie USA.

Nie wiadomo, jak zachowałby się takie kraje, jak Irak i Syria, ale gdyby włączyły się w potencjalny konflikt zbrojny, to obojętna nie pozostałaby pewnie także Turcja, która ma swoje interesy na północy Iraku i Syrii. Elementów układanki jest więc kilka.

"Minęliśmy zjazd"

O tym, że jesteśmy na drodze do konfliktu, mówi także Łukasz Przybyszewski. Twórca zajmującej się tematyką Bliskiego Wschodu i północnej Afryki Fundacji Abhaseed mówi w rozmowie z o2.pl krótko: jesteśmy w takim punkcie, że minęliśmy zjazd z trasy ku szerszemu konfliktowi w regionie.

W obecnej sytuacji atmosfera jest bardzo ciężka i żeby nie doszło do kolizji, to obie strony musiałyby wyhamować, a póki co przyspieszają. Z bliskowschodniej perspektywy obecna wojna ma charakter święty. Dalsza eskalacja jest nieuchronna, bo jest postrzegana jako absolutnie konieczna. Taka panuje opinia "na ulicy". Dlatego o tym, jak przebiegnie walka i o tym, kto wygra, bardziej zdecyduje ofiara, która zostanie złożona na ołtarzu wojny. Kto złoży większą, ten będzie miał większe roszczenia na gruncie prawa moralnego w przyszłości. Z perspektywy bliskowschodniej to ogromna zdobycz - ocenia Przybyszewski.

Przekonuje on, że obecna wojna jest na rękę najbardziej Rosji i Chinom. Z prostej przyczyny: Moskwa ma nadzieję zyskać nieco oddechu na froncie wojny z Ukrainą. Dlatego pomaga Iranowi wesprzeć Syrię.

Z kolei Chiny chętnie zobaczyłyby fiasko amerykańskiej polityki bliskowschodniej i pogłębienie przez państwa regionu swych relacji z władzami w Pekinie.

Dodaje, że Iran nic na tej wojnie nie traci. Nawet, jeśli rozleje się szerzej w regionie, to władze w Teheranie są gotowe znieść tego konsekwencje. A te będą akceptowalne tak długo, jak długo Iran będzie w stanie wysługiwać się wyłącznie sprzymierzonymi bojówkami w Syrii, Libanie, Iraku, Jemenie czy Gazie.

Łukasz Maziewski, dziennikarz o2

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić