Marcin Lewicki
Marcin Lewicki| 
aktualizacja 

Mówią o "płonącym obiekcie". Wojsko nie potwierdza. Trwają poszukiwania

W okolicach Rypina trwają poszukiwania niezidentyfikowanego obiektu latającego. Mieszkańcy mówią o2.pl, że widzieli spadający "płonący obiekt". - Nie możemy na ten moment potwierdzić informacji o płonącym obiekcie - komentuje ppłk Jacek Goryszewski z Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych.

Mówią o "płonącym obiekcie". Wojsko nie potwierdza. Trwają poszukiwania
Żołnierze 8. Kujawsko-Pomorskiej Brygady Obrony Terytorialnej poszukują obiektu przypominającego balon, który przyleciał z kierunku Białorusi, w Kipichach. Zdjęcie z 13 maja 2023 (PAP, Tytus Żmijewski)

Wieś Kipichy, położona ok. 25 km na wschód od Rypina, to niewielka osada na pograniczu województwa kujawsko-pomorskiego i mazowieckiego. Liczy ok. 100 mieszkańców. Na zakupy ludzie jeżdżą do pobliskich wiosek, bo w Kipichach nie ma nawet "spożywczaka". Żyło się tutaj spokojnie. Do czasu.

W ostatnich dniach o Kipichach usłyszała cała Polska. Wszystko za sprawą niezidentyfikowanego obiektu latającego przypominającego balon obserwacyjny, który wleciał do Polski z kierunku Białorusi. Kontakt radarowy z obiektem utracono w okolicach Rypina. Żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej rozpoczęli poszukiwania w regionie – także w Kipichach.

We wsi mało kto chce rozmawiać o tym, co się dzieje. Widać, że mieszkańcy mają dość obecności wojska i zainteresowania dziennikarzy.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: sZobacz też: Zaskakujący wywiad Łukaszenki. "Poczuł się oszukany"

We wtorek 16 maja nie spotykamy tutaj żadnych wojskowych. W miejscu pierwotnej lokalizacji żołnierzy pozostały już tylko ślady ciężkich pojazdów i rozjechane krzaki. Na niebie z kolei nie ma żadnych śmigłowców ani dronów. To nie znaczy jednak, że wojsko zakończyło poszukiwania.

Na miejscu aktualnie pracuje naziemny zespół poszukiwawczo-ratowniczy składający się z ponad 40 żołnierzy WOT – mówi o2.pl ppłk Jacek Goryszewski z Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych. – W poszukiwania zaangażowany jest też śmigłowiec Mi-8 i statki bezzałogowe, ale te z powodów meteorologicznych mogą mieć przerwy w działaniach.

Spadł "płonący obiekt"? "Nie możemy potwierdzić"

O poszukiwania pytamy też w Okalewku – miejscowości oddalonej od Kipich o 3 kilometry. Kilku mieszkańców twierdzi, że widziało na niebie spadający "płonący obiekt". Świadkowie wskazywali jednak wojskowym różne lokalizacje, a żadna z nich oficjalnie się nie potwierdziła.

Nie możemy na ten moment potwierdzić informacji o płonącym obiekcie. Poszukiwania nadal trwają. Aktualnie prowadzone są głównie w powiecie żuromińskim – mówi ppłk Goryszewski.

W lokalnym sklepie spotykamy pana Grzegorza. – O drugiej w nocy latał mi nad głową helikopter – relacjonuje. Podobnie jak inni nasi rozmówcy, nie zgadza się na upublicznienie jego nazwiska ani robienie zdjęć.

Wracałem do domu w kamizelce odblaskowej. Zostałem zatrzymany i przepytany przez wojskowych. Wszędzie policja, światła. Działo się wiele - powiedział mężczyzna.

Zaznaczył, że akcja poszukiwawcza od początku miała bardzo szeroki zakres. – Szukali go u nas, szukali w Kipichach, szukali w Syberii (miejscowości te dzieli 10 kilometrów – przyp. red.). Można się już zmęczyć – mówi.

Pan Grzegorz twierdzi, że helikoptery pobudziły mieszkańców, a każda napotkana osoba była szczegółowo rozpytywana przez śledczych. Zespół poszukiwawczy zwracał uwagę na nawet najmniejszy nietypowy element w okolicy. Potwierdza to ppłk Goryszewski.

Informacje od mieszkańców są bardzo cenne. Żołnierze prowadzą rozpytania, gdyż osoby zamieszkujące dany teren wiedzą na jego temat najwięcej. Każdą wiarygodną informację musimy później sprawdzić - oznajmił ppłk Goryszewski.

– Przypominam jednocześnie, że należy stosować się do wytycznych z alertu Rządowego Centrum Bezpieczeństwa. Jeżeli znajdziemy niezidentyfikowany element, nie dotykajmy go. O sprawie należy zawiadomić w takim przypadku policję – dodał.

W Okalewku rozmawiamy też z panią Barbarą. Mieszkanka ma dość tego, co się dzieje w okolicy.

Takiego wydarzenia nie było w naszej miejscowości od wyborów w 1990 roku. Wszędzie pełno wojska i kamer telewizyjnych. Każdy zasypywał nas pytaniami, chciał chociaż chwilę porozmawiać. Ja bym wolała, żeby tego balonu nie było – stwierdziła.

To nie pierwszy taki głos zmęczonych sytuacją miejscowych. W podobnie zrezygnowanym tonie wypowiadała się pracowniczka masarni, na rozmowę z którą okazja nadarzyła się jeszcze w Kipichach.

Ja nic nie wiem o żadnym balonie, nie było mnie przez weekend – mówi kobieta pracująca w lokalnej masarni. To nikt się nie kręcił? Nie widziała pani wojska czy straży pożarnej? – dopytujemy. Nie! Daj mi pan już spokój z tym balonem!

Marcin Lewicki, dziennikarz o2.pl

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić