Netanjahu o relacjach Izraela z USA. "Śmieszne doniesienia"
Premier Benjamin Netanjahu odciął się od sugestii, że Tel Awiw działa na polecenie Waszyngtonu, nazywając te doniesienia "śmiesznymi". Podkreślił, że o atakach i misji stabilizacyjnej decyduje izraelski rząd.
Najważniejsze informacje
- Netanjahu zapewnił, że polityka bezpieczeństwa Izraela nie jest zależna od USA, a relacje mają charakter partnerski.
- Izrael przeprowadził nalot w Strefie Gazy, mimo rozejmu; armia wskazała na bojownika Palestyńskiego Islamskiego Dżihadu.
- O składzie przyszłych międzynarodowych sił w Strefie Gazy Izrael chce decydować samodzielnie.
Po sobotnim nalocie na Strefę Gazy premier Benjamin Netanjahu zabrał głos w sprawie relacji z Waszyngtonem. Jak przypomina Polska Agencja Prasowa, w Jerozolimie przebywali w ostatnich dniach wiceprezydent J.D. Vance i sekretarz stanu Marco Rubio, zabiegając o utrzymanie kruchego rozejmu. Netanjahu odrzucił jednak tezy, że decyzje militarne zapadają na podstawie zgody USA, wskazując na samodzielność izraelskich instytucji bezpieczeństwa.
Główny fakt dnia to stanowisko premiera wobec doniesień, że sobotni atak miał nastąpić po zielonym świetle z Waszyngtonu. Według serwisu Ynet, do uderzenia doszło po uzyskaniu zgody USA, ale Netanjahu nazwał takie spekulacje "śmiesznymi". Zaznaczył, że oba kraje łączy bliska współpraca, która nie polega na narzucaniu decyzji. Rubio dodał, że Stany Zjednoczone nie uznają tego uderzenia za naruszenie rozejmu.
Izrael przeprowadził w sobotę atak na cel w Strefie Gazy. Armia wskazała na bojownika Palestyńskiego Islamskiego Dżihadu planującego rychły atak na izraelskich żołnierzy. To kolejne uderzenie mimo rozejmu obowiązującego od 10 października. Według lokalnych władz palestyńskich zginęły od tego czasu 93 osoby. Wcześniej, 19 października, seria izraelskich nalotów po ataku uznanym za napaść Hamasu przyniosła śmierć 45 Palestyńczykom i dwóm Izraelczykom.
Sceny w Izraelu. Moment incydentu w trakcie przemowy Trumpa
Netanjahu odniósł się do medialnych komentarzy o zależności od USA. - Śmieszne doniesienia o relacjach między USA i Izraelem – tak premier ocenił narrację sugerującą presję Waszyngtonu. - Nasza polityka bezpieczeństwa jest w naszych rękach (...) reagujemy na ataki według własnego uznania (...) oczywiście zapobiegamy też zagrożeniom, zanim do nich dojdzie – powiedział. Wskazał, że współpraca z USA pozostaje ścisła, ale decyzje podejmuje izraelski rząd.
Siły stabilizacyjne w Strefie Gazy i rola Turcji
Premier zapowiedział, że Izrael chce mieć decydujący głos w sprawie składu międzynarodowych sił stabilizacyjnych, które mają zastąpić izraelskich żołnierzy w Strefie Gazy. Media informowały, że Jerozolima nie widzi miejsca dla żołnierzy z Turcji w tym komponencie. Relacje Ankary i Izraela pogorszyły się w czasie wojny, choć Turcja deklaruje chęć udziału w procesie pokojowym i jest jednym z gwarantów rozejmu obok USA, Egiptu i Kataru.
W wizytach w Izraelu J.D. Vance i Marco Rubio podkreślali, że o składzie misji zadecydują władze w Jerozolimie. Jak relacjonuje PAP, amerykańscy urzędnicy wskazali, że Turcja może wnosić wkład w negocjacje pokojowe, nawet jeśli nie wejdzie do komponentu militarnego. To ma być, w ich ocenie, sposób na utrzymanie rozmów i redukowanie ryzyka eskalacji przy jednoczesnym zachowaniu swobody decyzji po stronie Izraela.