aktualizacja 

Nie żyje prok. Ozimina. To on doprowadził Komendę do aresztu

178

Stanisław Ozimina to znany na całą Polskę prokurator. Powodem jest fakt, że to on posłał za kratki niewinnego, jak się później okazało, Tomasza Komendę. Nigdy za to nie przeprosił. Miał 62 lata.

Nie żyje prok. Ozimina. To on doprowadził Komendę do aresztu
Tomasz Komenda w sądzie. Wtedy właśnie padł wyrok uniewinniający (Getty Images, Mateusz Wlodarczyk)

Stanisław Ozimina nie żyje, informuje "Gazeta Wyborcza". W 2000 roku postawił on zarzuty, jak się okazało - niesłuszne, udziału w zbrodni miłoszyckiej Tomaszowi Komendzie. Między innymi dzięki niemu Tomasz Komenda siedział w więzieniu 18 lat za zabójstwo, z którym nie miał nic wspólnego.

Prokurator miał 62 lata. Został pochowany na Cmentarzu Osobowickim we Wrocławiu. Na nagrobku znajduje się zmienione imię i nazwisko. Związane jest to z tym, że już za życia wiele osób kojarzyło go ze sprawą i negatywnie ustosunkowywało się do jego osoby.

Rok 2000. Zbrodnia w Miłoszycach pod Wrocławiem

W 2000 roku Ozimina dostał głośną sprawę - zabójstwa. Wówczas cała Polska żyła morderstwem 15-letniej dziewczyny, którą wcześniej zgwałcono w Miłoszycach, co miało miejsce w sylwestra, w 1996/1997 r.

Wtedy też prokurator otrzymał, jak wówczas uważał, przekonujący materiał, na podstawie którego zarzucił Komendzie gwałt. Później przesłuchiwał także osobiście oskarżonego.

To przez niego Komenda został wstępnie aresztowany. Ostatecznie prokurator Ozimina nie oskarżył przed sądem Tomasza Komendy, bo zrobił to inny prokurator. Wkrótce Komenda został skazany za zabójstwo. W więzieniu stracił najpiękniejsze lata swojego życia.

Nigdy nie przeprosił Tomasza Komendy

I choć po uniewinnieniu Komendy wiele osób uznałoby za co najmniej wskazane, aby Ozimina przeprosił za to, do czego się przyczynił, za cały ból i cierpienie, którego żadne pieniądze nie są w stanie wynagrodzić (wówczas) 41-letniemu mężczyźnie, to jednak tak się nie stało. Mało tego.

W marcu 2018 roku w wywiadzie dla "Super Expressu" Stanisław Ozimina przyznał, że dziś zrobiłby to samo. Wciąż utrzymywał, że dowody były przekonujące.

Te dowody, które wtedy miałem, sprawiały, że teraz też zrobiłbym dokładnie to samo - stwierdził.

W rozmowie z Faktem podkreślił natomiast, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Nigdy nie miał zamiaru przeprosić.

Na razie nie mam takiego zamiaru, ale jest mi przykro, że niewinny człowiek trafił do aresztu. Gdybym go spotkał na ulicy, podałbym mu rękę. Podziwiam go za to, co przeżył w więzieniu - uważał.
Zobacz także: Polski sprzęt wojskowy w Ukrainie? "Kto chce, niech się chwali"
Autor: HNM
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić