Polak pojechał na front. Pokazał nagranie. "Jesteśmy łatwym celem"
Odwiedzał już Syrię, Iran, czy Pakistan. Tym razem polski youtuber pojechał do Chersonia i - jak twierdził - znalazł się 500 metrów od linii frontu. - Miasto jest totalnie zniszczone i wyludnione - mówi w nagraniu.
Grzegorz Cieślik, prowadzący kanał "Podróże na własną rękę" odwiedzał już Syrię, Iran, Afganistan czy Pakistan. Tym razem znalazł się na Ukrainie, gdzie postanowił pojechać do Chersonia.
To miasto znajdujące się na południu Ukrainy. Przed inwazją Rosji mieszkało niemal 280 tysięcy osób. Od 2 marca do 11 listopada 2022 miejscowość znajdowała się pod okupacją sił rosyjskich. Ukraina zdołała wyzwolić miasto, ale na jego lewym brzegu wciąż znajduje się armia Putina. Chersoń jest codziennie atakowany przez Rosję.
Baza Sił Specjalnych Rosji w ogniu. Stanowisko dowodzenia zniszczone
Cieślik pokazał wjazd boczną drogą do Chersonia. Przy drodze, na odcinku ok. 10 km znajdowała się siatka, która miała chronić przed dronami. Jak przekonywał, nikt nie pytał, dokąd zmierza.
Polak i jego towarzysz mknęli dalej mimo otrzymywania alertów o zagrożeniu i spadających dronach. Gdy dotarł do Chersonia, pokazał nagranie.
Już na samym wjeździe zniszczone budynki, powybijane szyby, pozamykane sklepy. Miasto jest totalnie zniszczone i wyludnione. Nie ma tu nikogo oprócz nas, dlatego jesteśmy łatwym celem. Musimy uciekać, bo nie chcemy być ofiarą tej wojny - mówił w filmie.
Nagranie kończy w momencie, gdy udaje się dotrzeć do linii frontu. Droga była zamknięta. Jak przekonywał Motyl, po drugiej stronie w odległości ok. 500 metrów, znajdowały się rosyjskie wojska.