Powódź zabrała im dojazd do domu. "Gmina nie ma możliwości odbudowania"
Mieszkańcy miejscowości Skrzynka koło Lądka-Zdroju (woj. dolnośląskie) po powodzi w 2024 r. stracili dojazd do swojego domu. Choć minął ponad rok, nic się w tej kwestii nie zmienia. Okazuje się, że gmina nie może pomóc z powodu przepisów, a państwa Bazaków nie stać na budowę zjazdu. Historię rodziny przedstawiono w programie "Interwencja" Polsatu.
W wyniku powodzi z 2024 r. państwo Bazakowie – starsze małżeństwo ze wsi Skrzynka nieopodal Lądku-Zdroju – stracili dojazd do swojego domu. Woda zmyła mostek prowadzący na posesję. Od ponad roku problem pozostaje nierozwiązany, a państwo Bazakowie dowiedzieli się, że powinni odbudować dojazd na własny koszt. Dlaczego urzędnicy nie kwapią się do niesienia pomocy?
Gmina nie ma możliwości odbudowania, czy zbudowania tych mostków, ponieważ są to indywidualne zjazdy na prywatne posesje. Problem leży przede wszystkim w przepisach. Tam, gdzie po drugiej stronie tego potoku jest droga gminna, tam nie ma problemu. Gmina odbudowuje takie mostki, natomiast sytuacja państwa Bazaków, czy innych mieszkańców jest taka, że po drugiej stronie potoku jest prywatna nieruchomość. A nie możemy wydatkować środków na cel niepubliczny – wyjaśnił "Interwencji" Kazimierz Szkudlarek, zastępca burmistrza Lądka-Zdroju.
"Ludzie pozostawieni samym sobie"
Doszło do kuriozalnej sytuacji. Gmina, choć posiada pieniądze na pomoc powodzianom, nie może ich przeznaczyć na budowę zjazdu państwa Bazaków, ponieważ – jak tłumaczy – ich dom nie został zniszczony.
Zniszczone mosty i tony błota. Nagrania po ulewach w Walencji
Myśmy poszkodowanym mieszkańcom udzielili wsparcia przekraczającego 70 mln zł na budowę domów i remonty. To były pieniądze na budowę domów, mieszkań, również tam gdzie był zniszczony dom, te pieniądze mogły iść na remont takiego mostku. Natomiast w sytuacji, kiedy sama nieruchomości nie ucierpiała, dom nie ucierpiał, tam nie ma żadnego wsparcia, no bo być nie może, więc ludzie, rzeczywiście, zostają pozostawieni sami sobie – powiedział "Interwencji" Kazimierz Szkudlarek.
Dotychczas mieszkańcy mogli liczyć jedynie na pomoc sąsiedzką. Główne mury oporowe wzdłuż potoku Skrzynczana pozostają w złym stanie, a ich remont wstrzymano z powodu braku funduszy. Prace miały kosztować 2,2 mln zł, lecz bez decyzji ministra finansów ich realizacja nie jest możliwa.
Mieszkańcy uważają, że gmina powinna współpracować z Wodami Polskimi, by znaleźć rozwiązanie. Jak mówi Zbigniew Bazak, jeden z poszkodowanych, jedyną pomocą w tej sytuacji była możliwość korzystania z dróg sąsiedzkich. – Urzędnicy zostawili nas bez niczego, nie wiem jak sobie poradzimy – podkreślił zmartwiony mężczyzna.
Przyszłość mieszkańców w dużej mierze zależy od wprowadzenia bardziej elastycznych, ale i empatycznych rozwiązań.
(...) Widzimy słabości systemu i jesteśmy w kontakcie z ministerstwem, aby wypracować takie rozwiązanie, dopracować takie narzędzia, które pozwolą zadziałać i przekazać te środki – zapewnił Tomasz Jankowski z Urzędu Wojewody Dolnośląskiego w rozmoie z "Interwencją".
Przypomnijmy: po powodzi w 2024 r. Lądek-Zdrój, zazwyczaj oblegany przez turystów i kuracjuszy, został odcięty od świata. Wały przy tamie w Stroniu Śląskim nie wytrzymały, a żywioł niszczył wszystko, co napotkał na swojej drodze.
Sytuacja uzdrowiska i okolicznych miejscowości była dramatyczna. Mieszkańcy przez wiele miesięcy próbowali się podnieść po żywiole. Pojawiały się jednak głosy, że niektórzy zostali pozostawieni samym sobie. Do dziś nie wszystko udało się odbudować.