Przeżył pożar w Hongkongu. Ocalały zabrał głos
W Hongkongu w Chinachwybuchł tragiczny pożar, który strawił siedem drapaczy chmur. William Li, jeden z ocalałych, w rozmowie z "South China Morning Post" opisał chwytające za serce momenty, w których walczył o życie.
Najważniejsze informacje
- W wyniku pożaru w Hongkongu zginęło 128 osób, a 200 uznano za zaginione.
- Ocalony William Li opowiada o dramatycznej walce o życie.
- Przyczyną pożaru było prawdopodobnie użycie łatwopalnych materiałów w oknach.
Tragiczny pożar w Hongkongu
26 listopada w Hongkongu na osiedlu Wang Fuk Court pożar strawił aż siedem z ośmiu wieżowców - w efekcie zginęło 128 osób, a kolejnych 200 uważa się za zaginione. Według lokalnych władz, przyczyną pożaru było użycie łatwopalnych materiałów podczas prac remontowych.
Wśród ocalałych jest 41-letni mieszkaniec jednego z budynków - William Li - który w rozmowie z "South China Morning Post" opowiedział o chwili, gdy śmierć była na wyciągnięcie ręki. To jego żona uświadomiła mu, że rozpętał się pożar i natychmiast zaalarmowała męża.
Pożar w Hongkongu. Nowe nagrania po tragedii i pierwsze zatrzymania
Ocalał w pożarze w Hongkongu
Gdy otworzył drzwi na klatkę schodową, uderzył w niego gęsty, duszący dym i falujące gorąco - wtedy zrozumiał, że każde kolejne oddech i krok mogą być ostatnie. Mieszkanie zamieniło się w pułapkę, w której liczyło się błyskawiczne działanie, by ocalić swoje życie.
Poczułem, że śmierć jest bardzo blisko. Czułem się przerażony i bezradny, bo wiedziałem, że nie mogę bezpiecznie wyjść przez drzwi. Myślałem, że nic nie mogę zrobić, tylko czekać - powiedział William Li.
Zza okna słyszał eksplozje, a niebo nad osiedlem rozświetliła pomarańczowa łuna. Li na raty zaczął dzwonić do swoich bliskich - błagał, by w razie jego śmierci zaopiekowali się jego rodziną. W akcie desperacji zmuszony był zatykać drzwi mokrymi ręcznikami, próbując uchronić się przed gęstym dymem.
Na pomoc ratownicy przybyli dopiero po dwóch godzinach — dwie godziny, podczas których Li wręcz cudem zachował zimną krew. "Emocje były przytłaczające, trudne do opisania" - wspomina ocalony w rozmowie z "South China Morning Post. Pierwszą prośbą, którą skierował do ratowników, było ocalenie jego starszych sąsiadów jako pierwszych. Dopiero gdy sam wydostał się z płonącego budynku i ujrzał swoją żonę oraz córkę, mógł odetchnąć z ogromną ulgą.
Tymczasem śledztwo w sprawie przyczyn pożaru trwa - w związku z możliwymi zaniedbaniami firm budowlanych zatrzymano już trzy osoby z kierownictwa.