"Psia grypa" w polskiej policji. Wielu funkcjonariuszy na zwolnieniach lekarskich
Policjanci są wściekli na związki zawodowe, które zawarły porozumienie z rządem. Jak podkreśla "Gazeta Wyborcza", na zwolnieniach w Warszawie jest ponad 70 osób. Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze.
Mundurowi zdecydowali się na protesty za pomocą "psiej grypy". Przypomnimy, że kilka dni temu NSZZ Policjantów zgodził się na propozycje MSWiA. Resort zaproponował funkcjonariuszom m.in. podwyżkę o ponad 500 zł. Nie wszystkim podoba się jednak taki przebieg negocjacji.
Związki zawodowe mają reprezentować funkcjonariuszy, a nie własne interesy. To, co nazywają porozumieniem, jest nie do zaakceptowania - powiedział "Wyborczej" funkcjonariusz z Warszawy zaangażowany w oddolny protest mundurowych.
W proteście chodzi głównie o pieniądze. Policjanci uważają, że przy obecnej inflacji, podwyższa o 500 zł jest kroplą w morzu potrzeb.
Rząd nie zrealizował postanowień z 2018 roku, między innymi podwyżek, które należały nam się już w tym roku. W zaakceptowanych propozycjach brakuje też jasnych wyliczeń dodatku progresywnego, który obiecywano nam trzy lata temu - dodaje rozmówca.
Zwolnienia lekarskie zamiast strajków
Policjanci, jako służba mundurowa, nie mogą legalnie strajkować, dlatego ponad 70 funkcjonariuszy zdecydowało się pójść na zwolenianie lekarskie.
Problem "psiej grypy" nie dotyczy tylko samej Warszawy. W ubiegłym tygodniu najwięcej mundurowych nie przyszło do pracy w komendach w Katowicach, Krakowie i Łodzi. Niewiele lepiej pod tym względem jest w Krakowie.
Sytuacja wydaje się być poważna. W poniedziałek w komendzie miejskiej w Łodzi nie przyszedł nikt z tzw. "patrolówki", a w Skierniewicach nie było połowy policjantów z prewencji.