Łukasz Maziewski
Łukasz Maziewski| 

W Polsce zostało 868 wolnych respiratorów. Ratownicy jeżdżą w pampersach

63

Ich praca to dziś praca na pierwszej linii frontu, gdzie zamiast kul w powietrzu lata niewidzialny wirus. Ratownicy medyczni to grupa ludzi, którzy niosą pomoc innym, realnie narażając własne życie. W rozmowie z o2 opowiadają o problemach, z którymi się spotykają.

W Polsce zostało 868 wolnych respiratorów. Ratownicy jeżdżą w pampersach
Ratownik medyczny w akcji. Zdjęcie ilustracyjne (AKPA)

Przepracowanie, brak rąk do pracy, kolejki pod szpitalami - to codzienność ich pracy. Ratownicy medyczni są dzisiaj żołnierzami walki z trzecią falą pandemii. Ich praca to walka o życie innych - ale czasem też o swoje.

Jest gorzej niż było co zresztą pokazują media społecznościowe i telewizja. Z perspektywy osoby w karetce sytuacja wygląda tak jak na początku. Tylko gorzej - mówi o2 Paulina*, ratowniczka z jednego miast wojewódzkich na wschodzie.

Opowiada o największych bolączkach systemu, który obserwuje codziennie z okien karetki. Dzisiaj problemem jest przede wszystkim gigantyczne obłożenie szpitali, które wydłuża czas przyjęcia pacjenta.

Zobacz także: "Pole walki. Pot, zmęczenie i frustracja". Ratownik o pracy w pandemii

"Rekord? 19 godzin"

Najgorszą sytuacją jest dramatyczne obciążenie szpitali i ciągły napływ nowych pacjentów, często w ciężkim stanie. A miejsc w lecznicach brakuje.

Jednym słowem? Dramat jest - mówi Aleksandra, do niedawna ratowniczka z Kielecczyzny. Wciąż pracuje "w resorcie", choć na innym stanowisku.

Mówi, że już kilka miesięcy temu był problem z obłożeniem szpitali. Teraz sytuacja tylko się pogorszyła.

Najgorzej jest z przyjmowaniem pacjentów. Mój rekord to 19 godzin czekania - mówi dalej była ratowniczka.

Zespoły ratownictwa medycznego jeżdżą z pacjentami po szpitalach między miastami, powiatami a nawet województwami.

Trwa ładowanie wpisu:facebook

Ratownik w pampersie

Dziś pod szpitalami karetki stoją po kilka godzin. Czekanie zmusza pracowników zespołów ratownictwa medycznego do działań niekonwencjonalnych. Oraz upokorzeń.

Ratownicy, z którymi rozmawiamy, czekają po kilkanaście osób, aż uda się przekazać pacjenta do szpitala.

Niektórzy już nawet chodzą w pampersach dla dorosłych i to jest smutny obraz pracy w pogotowiu. Faktycznie czeka się godzinami. I to nie jedną czy dwie a często pięć-sześć - mówi dalej Paulina.

Potwierdza to inny ratownik, mówiąc, że niektórzy zalecają noszenie pieluch, bo kombinezonu ochronnego zdjąć nie można.

Warunki, łagodnie rzecz ujmując, nie są więc najlepsze. Mimo to wciąż zdarzają się przypadki niechęci i gniewu wobec załóg karetek.

Jeśli chodzi o hejt to zawsze był. Teraz jest związany z pandemią. Ludzie różnie reagują jedni krzyczą, że roznosimy wirusa (w tej kwestii najgorzej było na początku pandemii, starsza kobieta w aptece stwierdziła, że nie powinnam do niej w ogóle wchodzić), a inni - że sztucznie podbijamy statystyki a wirusa w ogóle nie ma - mówi ratowniczka.

Nie mam czasu. Jestem w karetce

Krzysztof jest strażakiem-ratownikiem z województwa lubuskiego. Jeździ karetką dla osób zakażonych koronawirusem. Próbujemy z nim porozmawiać o epidemii i stanie służby zdrowia. Chciałby, ale nie ma czasu.

Ciężko mi rozmawiać i pisać. Jeżdżę na karetce covidowej i nie mam czasu na nic. Dziś kończę o 15, jutro mam dyżur 24 godziny a jestem po 32 - mówi. Na kolejne pytania już nie odpowiada. Być może ruszył do wezwania.

Ambulansu (i człowieka) potrzeba

Kolejnym problemem jest brak rąk do pracy. Podkreślają to wszyscy, z którymi rozmawiamy.

Największy problem jest z brakami kadrowymi i sprzętowymi. Jest za mało zespołów wyjazdowych. Ludzie są przemęczeni fizyczne i psychicznie - mówi o2 ratownik pogotowia z północy kraju.

Na grupach zrzeszających ratowników w mediach społecznościowych zdarzają się pytania o możliwość pozyskania "zabudowanego ambulansu z noszami". Szybko padają odpowiedzi, które wojewódzkie stacje ratownictwa medycznego mogą mieć auto "na zbyciu".

Jest źle. Dostęp do lekarzy nadal jest bardzo ograniczony. Jest za mało personelu medycznego. Wciąż trwają teleporady, wbrew temu, co mówią politycy. To nie jest tak, że brakuje chęci, tylko ludzi. Ratownicy pracują na oparach, bo biorą dyżur za dyżurem. Nawet jeśli w szpitalu jest – dajmy na to – tysiąc miejsc to nie ma ludzi przeszkolonych. To nie kwestia jednego ogniwa - mówi o2 Marianna, pracownica prywatnej placówki medycznej z Ciechocinka.

Dodaje, że jeszcze w styczniu krewni musieli dowozić im jedzenie, gdy placówka była objęta kwarantanną.

Strażacy z odsieczą

Braki w personelu są coraz bardziej dramatyczne. Do tego stopnia, że od 1 kwietnia, do pomocy w Centralnym Szpitalu Klinicznym MSWiA oddelegowanych zostanie 60 strażaków, posiadających uprawnienia ratowników. Decyzję wydał Komendant Główny PSP.

W ostatnim dniu marca zanotowano niemal 33 tys. nowych przypadków zachorowań. Były też 653 zgony. W skali kraju, dla chorych na Covid-19 pozostało 868 wolnych respiratorów.

*Imiona i miejsca pracy naszych rozmówców zostały zmienione

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić