Rosja i NATO ćwiczą na Bałtyku. Ekspert mówi o możliwych prowokacjach
Kraje Sojuszu Północnoatlantyckiego rozpoczęły ćwiczenia na Morzu Bałtyckim. Swoje manewry prowadzi tam również Rosja. Według ekspertów Kreml może dopuścić się prowokacji wojskowych. Specjaliści nie ukrywają, że istnieje ryzyko niebezpiecznych sytuacji.
Rosjanie ćwiczą na Morzu Bałtyckim od końca maja. Swoje manewry niedługo rozpocznie także NATO. Według Moskwy zapowiadane od dawna ćwiczenia Sojuszu Północnoatlantyckiego to "przygotowanie do starcia militarnego z Rosją".
Eksperci nie mają złudzeń, że w najbliższych tygodniach może dojść do niebezpiecznych sytuacji. Spodziewane są m.in. prowokacje ze strony rosyjskiej armii.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gorąco na granicy z Białorusią. Wszystko się nagrało
Rosjanie będą robili wszystko, żeby pokazać, kto panuje militarnie nad Morzem Bałtyckim. Manewry będą przebiegały bardzo blisko siebie. Nie wykluczam, że Moskwa posunie się do aktów prowokacji - mówi "Faktowi" mjr wywiadu w stanie spoczynku Robert Cheda.
Rosyjska Flota Bałtycka prowadzi szeroko zakrojone ćwiczenia. Według oficjalnego komunikatu bierze w nich udział 20 okrętów i innych jednostek pływających, 25 samolotów i śmigłowców, 3 tys. żołnierzy.
Z kolei NATO (jak podaje polski MON) będzie wystawiać na ćwiczenia 50 różnego typu okrętów, kilkadziesiąt samolotów i śmigłowców, tysiące żołnierzy. Kreml ostro zareagował na plany Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Jeśli przyjrzymy się celowi tych ćwiczeń, koncepcji, strukturze rozmieszczenia i jakości sił, to widać, że manewry zakładają potencjalną wojnę z wrogiem — czyli Rosją - powiedział agencji TASS Aleksandr Głusko.
Mjr Cheda uważa, że komunikat oznacza, że Rosja chce "przypisać sobie jednostronne prawo do władania akwenem Morza Bałtyckiego". Major w stanie spoczynku dodaje, że "ćwiczenia będą przebiegały bardzo blisko", a rosyjskie statki będą "cały czas monitorowane". Obydwie strony będą śledziły swoje ruchy. To może oznaczać też, że "Putin prze do eskalacji". Pojawia się też inne niebezpieczeństwo.
Po stronie rosyjskiej dochodzi do tego kiepska technologia, słabe wyszkolenie pilotów, ale też marynarzy. Wystarczy przypadkowe uruchomienie systemów uzbrojenia, które druga strona potraktuje jako agresję i odpowie ogniem - mówi doświadczony wojskowy, który uważa, że obydwie strony powinny być w stałym kontakcie, aby uniknąć stykowych sytuacji - powiedział mjr Robert Cheda w rozmowie z "Faktem".