"Superbroń" Putina bez realnej wartości na polu walki? Ekspert ocenia
Maksymilian Dura ocenia rosyjskie systemy Buriewiestnik i Posejdon jako narzędzia propagandy. Ostrzega jednak przed ryzykiem awarii z udziałem reaktora jądrowego.
Najważniejsze informacje
- Ekspert ds. obronności mówi PAP, że Buriewiestnik i Posejdon nie zmieniają sytuacji militarnej, służą propagandzie.
- Największym zagrożeniem jest ryzyko awarii systemów z reaktorem jądrowym, szczególnie w locie.
- Rosja chwali się postępami i odznacza konstruktorów, ale dotąd realnie sprawdził się jedynie Kindżał.
Pod koniec października Władimir Putin ogłosił zakończenie prac nad Buriewiestnikiem i Posejdonem, które w mediach określone są jako "superbroń". To uzbrojenie z napędem jądrowym, o rzekomo nieograniczonym zasięgu i potencjale do przenoszenia głowic nuklearnych. Jak podkreśla w rozmowie z PAP kmdr por. rez. Maksymilian Dura, te zapowiedzi wpisują się w długą serię prezentacji "broni bez analogów” w arsenale innych państw, której celem jest budowanie narracji o wyjątkowej przewadze Rosji.
W ostatnich dniach rosyjskie ministerstwo obrony poinformowało o zwodowaniu okrętu Chabarowsk do przenoszenia Posejdonów. Kreml uhonorował też konstruktorów obu systemów podczas uroczystości na Dzień Jedności Narodowej. Dura przypomina w PAP, że w 2018 r. Putin zapowiedział sześć przełomowych projektów, ale do służby wprowadzono faktycznie jeden – Kindżał – i to z ograniczonym skutkiem na polu walki.
Maksymilian Dura ocenia doniesienia o szybkim wejściu do arsenału "dwóch zabójczych systemów" jako element propagandy. Zwraca uwagę, że wyjątkowe rozmiary Posejdona wynikają z ograniczeń technologicznych, a nie przewagi koncepcyjnej. Inne państwa nie tworzą odpowiedników, bo ryzyko operacyjne i środowiskowe reaktorów na bezzałogowych nośnikach jest zbyt duże.
Poranne pasmo Wirtualnej Polski, wydanie 05.11
Ryzyko awarii ważniejsze niż zdolności bojowe
Kluczowe, na co wskazuje ekspert, to zagrożenie skażeniem w razie niepowodzenia misji. Posejdona można próbować wydobyć z morza, ale ewentualna utrata Buriewiestnika oznaczałaby długotrwałe skażenie lądu. Dura przywołuje rosyjskie przechwałki o locie Buriewiestnika przez 14 tys. km i 15 godzin. Taki profil testu – podkreśla – kończy się niekontrolowanym upadkiem nieosłoniętego reaktora.
Musimy pamiętać, że mówimy o systemach bezzałogowych wyposażonych w reaktor atomowy. I to jest najgroźniejszy element. O ile w razie awarii Posejdona można jeszcze wydobyć z morza, by ograniczyć skutki zdarzenia, o tyle utrata Buriewiestnika oznaczałaby katastrofalne skażenie terenu – i to na wiele lat – podkreślił były wojskowy, cytowany przez PAP.
Realny wymiar odstraszania i wojny informacyjnej
Dura zwraca uwagę, że rosyjskie okręty atomowe są stale śledzone przez USA. Zanim torpeda o mocy megaton dotarłaby do celu, konflikt jądrowy już by wybuchł, więc propagandowy efekt jest większy niż militarny.
Dlatego nie powinniśmy przejmować się rakietami nuklearnymi, lecz wszelkimi systemami, które podprogowo pozwalają Rosjanom terroryzować świat. Drony to dla nas o wiele większe niebezpieczeństwo - podkreślił w rozmowie z PAP.
Ekspert ocenia, że ten przekaz jest kierowany nie tylko na Zachód. Ma także "wewnętrzne" zastosowanie: umacnia obraz państwa w stanie oblężenia i konsoliduje społeczeństwo wokół narracji wojennej. W jego opinii najlepszą reakcją na kolejne prezentacje „nieposiadających analogów” projektów jest ignorowanie ich wartości bojowej i trzeźwa ocena realnych zdolności.