Ratownik załamuje ręce. Tragedie w Bałtyku. Ludzie nic sobie nie robią
Tylko w niedzielę (17 sierpnia) pojawiły się tragiczne informacje o dwóch utonięciach nad Bałtykiem. Mimo to ludzie wciąż lekceważą czerwone flagi. - Jest skrajna nieodpowiedzialność. Ludzie zrobili się tak nieodpowiedzialni, że szkoda gadać - mówi w rozmowie z o2.pl Jakub Jerema, prezes OSP Karwia.
W niedzielę (17 sierpnia) o poranku w Sztutowie utonęła 69-letnia kobieta, zaś w Stegnie życie stracił 48-letni mężczyzna, który ratował córki. Kolejne w tym sezonie tragiczne doniesienia znad Bałtyku nie wpłynęły na wyobraźnię turystów.
Niektórym nadal brakowało zdrowego rozsądku i wchodzili do wody na niestrzeżonych kąpieliskach, choć z pewnością dobrze widzieli, że na pobliskich obszarach strzeżonych powiewają czerwone flagi (były one wywieszane z uwagi na wysokie fale czy też prądy wsteczne). Zakaz kąpieli w niedzielę obowiązywał choćby w Karwi.
W obrębie samych kąpielisk, 100 metrów w lewo i 100 metrów w prawo, jest zachowany spokój. Jednak ludzie mają trochę respektu i nie wchodzą do wody. Ratownicy w razie konieczności reagują na niedozwolone zachowania. W przypadku dalszych odległości musimy jeździć i "wyrzucać" ludzi z wody. Jest skrajna nieodpowiedzialność. Ludzie zrobili się tak nieodpowiedzialni, że szkoda gadać - nie ukrywa w rozmowie z o2.pl Jakub Jerema, prezes OSP Karwia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Turyści ignorują ostrzeżenia. Nie udało się uniknąć tragedii
Jego jednostka ma zgodę MSWiA na wykonywanie ratownictwa wodnego - od trzech lat ten podmiot posiada swoje kąpieliska na terenie Gminy Władysławowo. - Mamy też grupę interwencyjną, która działa w godzinach 12-20 w weekendy i w tygodniu w godz. 17-20, gdy ratownicy schodzą z plaży - wyjaśnił Jerema.
Nie ukrywa, że w ostatnią niedzielę przypadków nieodpowiedzialności wśród turystów było sporo. - Ale to nie tylko u nas. Podejrzewam, że taka sytuacja miała miejsce na całym wybrzeżu - kontynuował.
Nikt się z nikim nie będzie szarpał. Gdy ktoś jest poza obszarem kąpieliska, możemy tylko apelować. Bardziej stanowcze kroki możemy podejmować na terenie kąpieliska, za które jesteśmy odpowiedzialni. Poza obszarami kąpielisk ludzie wchodzą do wody na własną odpowiedzialność. My niestety możemy tylko apelować, a potem ratować... - zaznaczył.
Mogą nawet wezwać policję
Wyjaśnił poza tym, że nie ma takiej możliwości, by na strzeżonym kąpielisku ktoś wszedł do wody, gdy powiewa czerwona flaga. Gdy ktoś uparcie lekceważy komendy ratowników, może interweniować policja.
Gdy na kąpielisku strzeżonym jest czerwona flaga, ludzie muszą słuchać się naszych komend. Nie dopuszczamy, żeby ktokolwiek wszedł do wody. W przypadku takich prób od razu jest silna reakcja z naszej strony. Jeżeli ktoś jest niesubordynowany i wchodzi do wody, to możemy nawet wezwać policję. My jesteśmy odpowiedzialni za ten stumetrowy odcinek kąpieliska - przekazał Jerema.
Bardziej ograniczone pole działania ratownicy mają w przypadku kąpielisk niestrzeżonych. - Jeżeli chodzi o miejsca niestrzeżone, to możemy jedynie z własnej dobrej woli pojechać tam i zwrócić ludziom uwagę, że to bardzo niebezpieczne i prosić o wyjście z wody - podkreślił.
Prezes OSP Karwia ubolewa nad tym, że refleksji u turystów nie wywołują nawet kolejne tragedie nad Bałtykiem. - My się staramy, żeby zagwarantować ludziom bezpieczeństwo. Na głupotę niestety nic nie poradzimy - podsumował.
Mateusz Domański, dziennikarz o2.pl.