Tragiczny finał ferii. Mijają cztery lata od pamiętnej tragedii w Bukowinie Tatrzańskiej
Mijają cztery lata od jednej z największych tragedii, które wydarzyły się w Tatrach. 10 lutego 2020 r. w Bukowinie Tatrzańskiej silny wiatr zerwał dach z budynku wypożyczalni narty. W wyniku tego zdarzenia śmierć poniosła 52-letnia Katarzyna oraz jej dwie córki.
To miał być udany, rodzinny wyjazd na ferie. Jak się okazało, zimowy wypad na narty do Bukowiny Tatrzańskiej dla matki oraz jej dwóch córek był ostatnim. Mijają cztery lata od jednej z największych tragedii, jaka rozegrała się w Tatrach na przestrzeni ostatnich lat.
Katastrofalne w skutkach zdarzenie rozegrało się 10 lutego 2020 r w Bukowinie Tatrzańskiej. Wówczas w Tatrach panował silny wiatr, ale nikt nie spodziewał się takiego rozwoju sytuacji. Na Rusińskim Wierchu znajdował się m.in. pan Paweł wraz ze swoją żoną i dwiema córkami.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tragedia w Bukowinie Tatrzańskiej. W całej Polsce rośnie liczba ofiar
Nagle z pobliskiego budynku wypożyczalni sprzętu zimowego silny wiatr zerwał dach. Jak relacjonował przyjaciel wspomnianej rodziny, wszystko zdarzyło się dosłownie w mgnieniu oka.
Zobaczyłem kątem oka, że cały dach tego pawilonu unosi się i zaczyna lecieć w naszą stronę. W pewnym momencie padliśmy. Żona mojego znajomego i córka dostały po plecach całą kopułą. Reanimowałem ich razem z przyjaciółmi. Widziałem, że nie reagowała i w ogóle nie oddychała. Starsza córka w stanie krytycznym jest w szpitalu - opisywał przyjaciel w TVP Info.
Niewyobrażalna tragedia. Trzy kobiety zginęły w Bukowinie Tatrzańskiej
Jak się okazało, całe zdarzenie zakończyło się niewyobrażalną tragedią. Dwie osoby zginęły na miejscu - to 52-letnia Katarzyna oraz jej 14-letnia córka, Klara. Starsza córka, 20-letnia Wiktoria, została szybko przetransportowana do szpitala. Niestety, jej życia nie udało się uratować.
Wszystko wydarzyło się zaś na oczach ojca i męża kobiet, Pawła. Pogrzeb ofiar tego wypadku odbył się 18 lutego, a ciała Katarzyny oraz jej córek spoczęły na cmentarzu rzymsko-katolickim parafii św. Józefa na warszawskim Ursusie. Ceremonię zakończyły przejmujące słowa pana Pawła:
Przy moich córkach jest moja ukochana żona. Ale jak mogłoby być inaczej? Zawsze tak się o nie troszczyła. Pozostał we mnie żal i smutek. Wszystko runęło bezpowrotnie. Wszystko, co tak kochałem.