Jan Manicki
Jan Manicki| 
aktualizacja 

Co się tak naprawdę stało w Wuhan? Wstrząsające słowa o WHO

104

Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) wielokrotnie chwaliła Pekin, jeśli chodzi o walkę z koronawirusem. Naukowcy ukrywali jednak swoje ustępstwa na rzecz Państwa Środka. Tym samym prawdopodobnie utracono ostatnią szansę na odnalezienie przyczyn wybuchu pandemii.

Co się tak naprawdę stało w Wuhan? Wstrząsające słowa o WHO
Szpital w Wuhan. Zdjęcie z początku pandemii. (Getty Images)

Mroźny, zimowy poranek w połowie lutego. Kiedy świat wierzy jeszcze w to, że pandemię można zatrzymać, grupa naukowców z WHO przybywa do Pekinu, by zbadać pochodzenie SARS-CoV-2. Badacze chcą dowiedzieć się przede wszystkim, jak to możliwe, że wirus przeniósł się ze zwierząt na ludzi.

W tym czasie poza Chinami odnotowano zaledwie trzy zgony na COVID-19. Naukowcy mają więc nadzieję, że odnalezienie źródła choroby pomoże zdobyć wskazówki, jak zatrzymać jej rozprzestrzenianie. Ma być również pomocne przy leczeniu chorych i zapobieganiu podobnym epidemiom w przyszłości.

Jeśli nie znamy źródła, w przyszłości będziemy narażeni na podobną epidemię. Zrozumienie łańcucha infekcji to podstawa – mówi tydzień wcześniej w Genewie dyrektor ds. sytuacji kryzysowych WHO dr Michael Ryan.

Członkowie zespołu WHO nie wiedzieli wtedy, że tak naprawdę nie będą mogli zbadać źródła wirusa. Kierownictwo organizacji negocjowało bowiem po cichu z chińskim rządem warunki śledztwa. Ustalone przez WHO zasady odsunęły na bok jej własnych ekspertów.

Naukowcy otrzymali zakaz kwestionowania początkowej odpowiedzi Chin na wybuch epidemii. Ponadto, nie odwiedzili targu żywych zwierząt w Wuhan, gdzie miał po raz pierwszy pojawić się wirus. Śledztwo było tylko iluzoryczne.

Niezależne śledztwo w sprawie koronawirusa

Dziewięć miesięcy i ponad milion zgonów na COVID-19 później, wciąż nie zostało przeprowadzone transparentne śledztwo dotyczące przyczyn pandemii. Alergiczny na wszelkie zewnętrzne śledztwa chiński rząd zablokował możliwość zbadania źródła koronawirusa przez niezależnych ekspertów. WHO całkowicie zdało się na chińskich naukowców.

Od początku wybuchu pandemii Światowa Organizacja Zdrowia była bezradna. Przekazywała sprzeczne informacje dotyczące rozprzestrzeniania koronawirusa przez bezobjawowych nosicieli. Eksperci WHO również bardzo późno przyjęli do wiadomości fakt, że wirus może białka wirusa mogą rozprzestrzeniać się przez powietrze.

Najzagorzalsi obrońcy WHO podkreślają, że stowarzyszenie z natury rzeczy ma zobowiązania wobec krajów, które je finansują. Poza tym nie jest to jedyna międzynarodowa organizacja, która ulega wpływowi Chin. Jednak nawet najwięksi zwolennicy WHO, zarzucają jej tajemnicze poczynania, publiczne chwalenie Chin i chodzenie na ciche ustępstwa wobec rządu w Pekinie.

Decyzje WHO pomagają Państwu Środka wybielić się przed światową opinią publiczną. Pozwalają bowiem Pekinowi ukryć swoje niepowodzenia w walce z pandemią. Organizacja znajduje się w środku politycznego impasu.

W teorii badanie źródeł wirusa wciąż postępuje. Pekin niedawno zatwierdził listę zewnętrznych śledczych. Jak podaje jednak "New York Times", WHO zgodziła się jednak, aby kluczowe części dochodzenia – dotyczące pierwszych pacjentów w Chinach i roli, jaką odegrał w wybuchu epidemii targ zwierząt w Wuhan – były prowadzone przez chińskich naukowców.

Dokumenty, o których pisze "New York Times", nigdy nie ujrzały światła dziennego. Wynika z nich, że eksperci WHO mają "rozszerzać, a nie powielać" badanie prowadzone przez Chiny. WHO pochwaliło Pekin, natomiast odmówiło podania szczegółów negocjacji.

WHO priorytetowo traktuje możliwość wjazdu do Chin swoich naukowców – stwierdził Gian Luca Burci, były radca prawny organizacji.

Kiedy pod koniec 2002 roku w Chinach zaczęła się epidemia pierwszego wirusa SARS, władze ukrywały ją miesiącami. Kiedy jednak w końcu się do niej przyznano, pozwolono wjechać do kraju niezależnym śledczym. Zbadali oni pochodzenie wirusa i ustalili, że przeniósł się na ludzi ze zwierząt.

Tym razem, perspektywa przeprowadzenia apolitycznego śledztwa w sprawie pochodzenia wirusa maleje z dnia na dzień. Chiny wymusiły na WHO pójście na ustępstwa. To oszczędzić ma Pekinowi tłumaczenia się przed całym światem ze swojej reakcji na wybuch pierwszego ogniska choroby w Wuhan.

To niestety sprawa polityczna – ocenił australijski wirusolog Wang Linfa, który wcześniej pomógł zidentyfikować nietoperze jako nosiciele pierwszego wirusa SARS.

WHO zaprzecza tym oskarżeniom. Władze organizacji podkreślają, że jest ona w pełni zaangażowana w śledztwo. Według WHO badania idą w dobrym kierunku.

Podziały polityczne między krajami i wewnątrz nich stały się żyznym gruntem do namnażania i rozprzestrzeniania się wirusa – powiedział dyrektor generalny WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus.

Teoria o targu w Wuhan upada

Pytanie o to, skąd pochodzi SARS-CoV-2 jest szczególnie intrygujące w świetle nowych dowodów, podających w wątpliwość pierwotną teorię. Mówiła ona, że koronawirus jest związany z nielegalnym targiem dzikich zwierząt w Wuhan. Teraz jednak pojawiły się co do tego wątpliwości.

Istnieją dowody na to, że koronawirus w naturalny sposób przeskoczył ze zwierząt na ludzi. Naukowcy odkryli SARS-CoV-2 u nietoperzy. Podejrzewa się jednak, że zanim wirus dotarł do ludzi, zainfekował także inny gatunek zwierząt.

Naukowcy są zgodni, że wiele nowych infekcji było powiązanych z targowiskiem w Wuhan. Nie ma jednak dowodów na to, że właśnie tam wybuchła pandemia. Tu trop się urywa.

Targ dzikich zwierząt w Wuhan

Nocą 30 grudnia, mężczyźni w kombinezonach rozpoczęli dezynfekowanie stoisk na targu Huanan w Wuhan. Chodząc od straganu do straganu, rozpylali środek dezynfekujący. Chcieli w ten sposób powstrzymać wybuch epidemii.

Mniej więcej dzień później na targowisko przybył zespół naukowców z chińskiego Centrum Kontroli i Prewencji Chorób (CDC). Według oficjalnego komunikatu prasowego badacze pobrali próbki sprzedawanych produktów oraz zbadali stoiska służące do ich sprzedaży. Trzy tygodnie później główny naukowiec CDC George Gao powiedział reporterowi, że targowisko zostało zamknięte i zdezynfekowane, zanim jego zespół zdołał dokładnie je przebadać.

To kluczowa kwestia. Jeśli chińscy badacze rzeczywiście pobrali próbki z dzikich zwierząt sprzedawanych na targowisku, mogą ukrywać oni źródło pochodzenia wirusa. Jeśli jednak przybyli na targ Huanan po jego zdezynfekowaniu mogli pobrać próbki tylko z miejsc takich, jak klamki drzwi czy kasy.

Wielu ekspertów uważa ten drugi scenariusz za bardziej prawdopodobny. To zrozumiałe, że lokalni urzędnicy zdecydowali o jak najszybszym zamknięciu i dezynfekcji targowiska. Dziwne byłoby, gdyby specjalnie wstrzymali ten proces by zachować dowody, narażając tym samym ludzi na niebezpieczeństwo.

Oznaczałoby to jednak, że chińscy urzędnicy prawdopodobnie stracili jedyną szansę na potwierdzenie, czy to właśnie tam wybuchła pandemia. WHO wielokrotnie powtarzała, że dochodzenie jest w toku, nie zrobiono jednak nic, aby wyjaśnić tę kwestię. Chińscy urzędnicy również milczą w tej sprawie - donosi "New York Times".

To część chińskiej mentalności. Trzeba pokazać światu, że chińscy naukowcy są najlepsi. W tym przypadku jednak im się nie udało. Dlatego tak mało wiemy – powiedział Peter Daszak z organizacji pozarządowej EcoHealth Alliance z Nowego Jorku.

Chińskie władze najwięcej informacji w tej sprawie ujawniły 22 stycznia. Ogłoszono wtedy, że koronawirusa znaleziono w 15 próbkach pobranych ze zwierząt sprzedawanych na targowisku. Nie jest jednak jasne, czy wirus ten pierwotnie został przyniesiony na targowisko przez zwierzęta, czy też ludzi. Chińscy naukowcy opublikowali sekwencję genetyczną niektórych próbek, ale informacje te nie dostarczyły żadnych wskazówek, co do pochodzenia wirusa.

Chińscy urzędnicy stwierdzili w styczniu, że epidemia rozpoczęła się właśnie na targowisku w Wuhan. Doktor Gao stwierdził, że jej przyczyną była nielegalna sprzedaż dzikich zwierząt. W rozmowach prywatnych podzielił się jednak bardziej szczegółową hipotezą.

Wirusolog z Uniwersytetu Columbia Ian Lipkin wspomina, jak podczas kolacji w Pekinie na początku lutego doktor Gao wyciągnął telefon i pokazał mu zdjęcia martwych gryzoni znalezionych na rynku. Gao miał być przekonany, że za koronawirusa odpowiadają właśnie szczury.

Jednak już wtedy dr Gao miał dowody, które podważały jego teorię. Naukowiec był współautorem opublikowanego w styczniu jednego z pierwszych badań dotyczącego przyczyn wybuchu pandemii. Praca podkreśla związek między koronawirusem a targowiskiem w Wuhan.

Dokładne spojrzenie na opublikowane przez Gao dane ujawnia jednak coś znaczącego. Otóż czterech z pierwszych pięciu pacjentów z koronawirusem nie było w jakikolwiek sposób powiązanych z targiem w Wuhan. Musieli zarazić się w inny sposób.

Współpraca dyplomatyczna WHO i Chin

Pod koniec stycznia szef WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus spotkał się z chińskim prezydentem Xi Jinpingiem. Wtedy epidemia dotyczyła jeszcze głównie Chin. Dyrektor WHO nalegał, aby Xi zgodził się na wpuszczenie do kraju dużej grupy międzynarodowych ekspertów.

Xi Jinping nie zgodził się jednak z sugestią, że Chiny potrzebują jakiejkolwiek pomocy. Pozwolił jednak na to, aby eksperci WHO przybyli do kraju i zbadali sprawę. Mieli ocenić sytuację w kraju "obiektywnie, sprawiedliwie, spokojnie i racjonalnie".

Epidemia to zło. Nie możemy pozwolić złu się ukrywać – powiedział Xi.

Tedros Adhanom Ghebreyesus był niezwykle zadowolony z porozumienia z Chinami. Publicznie chwalił Państwo Środka za działania związane z walką z epidemią. Podkreślił także, że koronawirusa wychwycił chiński system kontroli nadprogramowych zapaleń płuc.

To system wychwycił to zdarzenie – powiedział szef WHO.

To jednak nieprawda. Jak twierdzą naukowcy na całym świecie, chiński system wczesnego ostrzegania nie wykrył epidemii. Co więcej, jego wadliwe działanie pozwoliło rozprzestrzeniać się wirusowi. Tedros Adhanom Ghebreyesus odmówił odniesienia się do tych zarzutów.

30 stycznia WHO ogłosiła stan zagrożenia epidemiologicznego. Jego wprowadzenie poparli wszyscy członkowie komitetu organizacji, poza przedstawicielem Chin. WHO stwierdziła także, że należy dokładnie zbadać pochodzenie wirusa w niezależnym śledztwie.

Takie plany zablokował jednak chiński rząd. Jak się jednak okazało, zespołowi WHO nie pozwolono zbadać źródła koronawirusa. W ustalonych ze Światową Organizacją Zdrowia zaleceniach wskazano, że naukowcy nie powinni on zajmować się przyczynami wybuchu pandemii.

Do Wuhan został wysłany zespół 6 naukowców, trzech z nich pochodziło z Chin. Przebywali w mieście dwa dni i zbadali dwa szpitale zakaźne. Badacze nie odwiedzili jednak targowiska Huanan.

Chiny zostały całkowicie wybielone w raporcie WHO. Niewiele więcej jednak można było zrobić – ocenił profesor Uniwersytetu Georgetown Lawrence Gostin.

Obejrzyj także: Koronawirus. Nastolatek gromadzi dane o epidemii

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić