Wnieśli dziecko na Rysy. Bulwersujące nagranie z Tatr. "Nie chcieli pomocy"
Skandaliczne nagranie z Tatr. Dwójka turystów wniosła kilkumiesięczne niemowlę na szczyt Rysów. Para zbagatelizowała ostrzeżenia napotkanych przewodników i innych taterników. - To były warunki dla doświadczonych ludzi. Moim zdaniem oni nie mieli żadnego doświadczenia. Ciężko skomentować ich zachowanie - mówi o2.pl Szymon Stoch, przewodnik tatrzański, który pomógł parze znieść dziecko ze szczytu, ratując jego zdrowie i życie.
Do skandalicznej sytuacji doszło kilka dni temu w Tatrach. Turyści (najprawdopodobniej pochodzący z Litwy) postanowili wnieść na szczyt Rysów kilkumiesięczne niemowlę. Sytuację nagrał Szymon Stoch. Doświadczony przewodnik tatrzański zauważył parę i postanowił ostrzec rodziców, aby nie zabierali dziecka na tak niebezpieczną wyprawę.
To były fajne warunki na spacer po Rysach, ale dla doświadczonych ludzi. Konieczne były m.in. raki, a nie raczki. Moim zdaniem oni nie mieli żadnego doświadczenia. Spotkałem ich, gdy wchodziłem z grupą znajomych. Próbowałem wyperswadować im tę wyprawę. Przechodzący obok słowacki przewodnik podobnie. Oni jednak zlekceważyli nasze uwagi - mówi Stoch w rozmowie z o2.pl.
Niespokojna noc w Rosji. Eksplozje po ataku dronów
Tatrzański przewodnik miał nadzieję, że nieodpowiedzialni rodzice zatrzymają się w jednym ze schronisk i nie będą wchodzić na sam szczyt góry. Para nie dała jednak "za wygraną" i kontynuowała wspinaczkę.
Ludzie im po drodze mówili, że to niebezpieczne. Pukali się w czoło. Oni nie słuchali. Zauważyłem ich ponownie pod samym wierzchołkiem, w miejscu, gdzie już wcześniej doszło do śmiertelnego wypadku. W pewnym momencie mężczyzna zaczął krzyczeć do kobiety, że będą mieli problem z zejściem. Zrobiło się groźnie - relacjonuje w rozmowie z o2.pl doświadczony taternik.
Stoch wskazuje, że "widział w górach wiele, ale ta sytuacja nawet go zszokowała". Dodaje, że zaproponował nieporadnie schodzącej z Rysów parze pomoc.
Zaproponowałem, że wezwę służby polskie albo słowackie. Oni kategorycznie odmówili, bo "nie mają ubezpieczenia". Niektórzy moi koledzy twierdzą, że powinienem wezwać pomoc bez ich zgody. Ja się jednak obawiałem, że zaczną panikować, uciekać. To mogłoby narazić ich na jeszcze większe niebezpieczeństwo - wyjaśnia Szymon Stoch.
Ojciec małego dziecka zaproponował, aby taternik dał mu raki. Stoch zapytał, czy mężczyzna chodził kiedyś z takim sprzętem. Gdy turysta zaprzeczył, przewodnik wpadł na pomysł, że sam zniesie dziecko. Tak turyści zeszli wraz z taternikiem na dół.
Ja nie pamiętam tej trasy. Byłem w ciężkim szoku. Dziecko było pogodne, uśmiechało się. Było spokojne jak lalka. To pamiętam. Na koniec oni powiedzieli mi, że kupią raki i dziękują za pomoc. To wszystko - relacjonuje taternik.
Stoch jest zdania, że sprawą powinny zająć się służby, ale ciężko będzie znaleźć nieodpowiedzialnych rodziców. Wskazuje, że "obydwoje wyglądali na wysportowanych ludzi", ale obydwoje nie mieli pojęcia o chodzeniu po górach.
Ja nie mam słów. Ciężko cenzuralnie skomentować takie zachowanie. Ja bym rozumiał, jakby oni zaczęli schodzić po naszych uwagach. Ok, każdy może się pomylić. Ale dlaczego oni poszli dalej? Nigdy bym nie wpadł na taki pomysł - podsumowuje Szymon Stoch w rozmowie z o2.pl.
Marcin Lewicki, dziennikarz o2.pl