aktualizacja 

Znaleźli je przy rosyjskich żołnierzach. Przecierają oczy ze zdumienia

"Druga armia świata", jak szumnie nazywają siebie Rosjanie i jak chcą o sobie myśleć, nie przestaje zaskakiwać. Tym razem Ukraińcy pokazali fragmenty podręcznika dla żołnierzy, w którym nakazano im szturmować pozycje wroga z okrzykiem "Ura!" na ustach. Zupełnie jak sto lat temu, gdy Armia Czerwona chciała podbić całą Europę.

Znaleźli je przy rosyjskich żołnierzach. Przecierają oczy ze zdumienia
Ukraińcy nie mogą się nadziwić, jakie polecenia dostają Rosjanie na froncie (Getty Images, Sean Gallup)

Rosjanie zapatrzeni są na swoje osiągnięcia podczas II wojny światowej tak bardzo, że prowadząc dziś wojnę w Ukrainie nie są w stanie oderwać się od niektórych schematów i pomysłów, które mają już niemal sto lat. Dowódcy stosują tę samą taktykę, śląc do boju kolejne grupy żołnierzy i prowadząc tzw. "mięsne szturmy". A zwykli żołnierze?

Dla nich przewidziano specjalne okrzyki w podręcznikach mówiących o walce.

Tak, to nie żart. Rosyjski żołnierz, gdy atakuje pozycje wroga, ma dzielnie biec przed siebie, rzucić granat czy ostrzelać atakowane pozycje i krzyczeć wniebogłosy "Ura! Ura!". Tak zalecają twórcy podręcznika, widocznie zapatrzeni w to, co Rosjanie wyprawiali przed kilkoma dekadami. Czy to atakując Polskę, czy pod koniec II wojny światowej.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Kryzys migracyjny w Finlandii. Granice z Rosją zamknięte

Jak widać, w rosyjskiej armii niewiele się zmieniło przez ostatnich sto lat. Nadal nie szanuje się życia żołnierzy, nadal śle się ich w bój niemal na pewną śmierć - co dobrze pokazały bitwy pod Bachmutem czy Awdijiwką - i nadal dowódcy wymagają, by z radosnym okrzykiem "Ura!" piechota ruszała na rzeź.

Ale to zdaje chwilami egzamin, co pokazała trwająca już niemal dwa lata wojna.

Stan rosyjskiej armii pozostawia wiele do życzenia, panuje chaos i korupcja, a przemoc wobec żołnierzy, nadużywanie alkoholu i narkotyków to nic nowego. Rosja ma jednak tak ogromny potencjał ludzki i gospodarczy, że jest nim w stanie nadrobić słabe wyszkolenie i przygotowanie jednostek do walki. I tak właśnie dzieje się dziś w Ukrainie.

I choć armia Władimira Putina budzi uśmiechy politowania, to jednak trwa na froncie.

Trwa ładowanie wpisu:twitter

Jedno to jednostki frontowe, które trafiają do walki prosto z poboru. Żołnierze szkoleni są przez dwa tygodnie - najpewniej ze wspomnianego podręcznika - do tego źle wyposażeni, zdemotywowani i zastraszeni.

Rolą "mobików" jest atakować, osłabiać siły ukraińskie i ginąć na polu walki.

Druga strona medalu, to dobrze wyposażone, wyszkolone i doświadczone w boju jednostki specjalistyczne. Artyleria, lotnictwo, rozpoznanie, spadochroniarze. Korzystają z nowoczesnego sprzętu (np. dronów), są dobrze przygotowani do walki i zadają Siłom Zbrojnym Ukrainy poważne straty. Bez nich nie udałoby się utrzymać linii frontu jesienią.

Nie wiemy, czy dowódcy też każą im krzyczeć "Ura!", ale na froncie radzą sobie naprawdę dobrze. I o tym nie wolno zapominać, bo Rosja nadal może tę wojnę wygrać.

Autor: KGŁ
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić