aktualizacja 

Dlatego modelami zostają dziś tacy ludzie

26

Dlaczego otyłe modelki nie są "cool", podobnie jak te z anoreksją? Jaki typ urody najchętniej wyławia teraz modowy biznes? I jak to wszystko wygląda od środka? Na te i inne pytania odpowiada Magda Ławniczak - fotografka pracująca w Paryżu.

Dlatego modelami zostają dziś tacy ludzie
(Getty Images, Catwalking)

Joanna Filipiak: Moda to jest coś, co można rozumieć?

Magda Ławniczak: Tak jak w każdej dziedzinie istnieją konteksty, w które wpisują się kolekcje. Jest różnica między high fashion, a tym co znajdujemy w sieciówkach. Ubrania prezentowane w Zarze, czy H&M powstają na bazie książek trendów, które kupuje się za ogromne pieniądze. Istnieją specjaliści zajmujący się wymyślaniem, jaki kolor albo krój sukienki powinien się jeszcze znaleźć w naszych szafach. Trendy się ciągle zmieniają, żebyśmy kupowali nowe rzeczy. W przypadku wielkich projektantów stoi za tym coś więcej. Inspiracja i lepsza jakość. Oczywiście nie zawsze i nie w przypadku wszystkich projektów tak jest, ale na przykład Ralph Simmons, czy Haider Ackermann to intelektualiści, za ich pracami stoi głębsza refleksja.

J.F.: A czy są trendy urody modeli albo modelek?

M.Ł.: Pracuję także jako casting director. Agencje modeli i modelek właściwie codziennie przesyłają mi tak zwane „packages” z nowymi twarzami. Ostatnio przy okazji castingu miałam okazję zobaczyć około 400 chłopaków przez 3 dni. Dwa sezony temu podobali się chłopcy przystojni, ale na przykład z dużymi uszami, a teraz w branży pojawiają się osoby, które jeszcze niedawno w ogóle nie miałyby szansy zaistnieć. Cały czas poszukuje się nowego typu urody. Kiedyś kariery modeli i modelek były budowane latami, obecnie trwają o wiele krócej.

J.F.: Dlaczego modelki są takie chude? Czy to dlatego, że ubrania się lepiej prezentują na „wieszakach”?

_M.Ł.: To jest dziwne, w latach 90. dziewczyny były przynajmniej 5 kg grubsze, a ciuchy na nich wyglądały dobrze. Powinniśmy się zatrzymać na rozsądnym rozmiarze. Większość dziewczyn z którymi pracuję, ma zaburzenia odżywiania albo dysmorfofobię, więc nie jest tak, że konieczność ciągłego odchudzania się nie wpływa na ich psychikę. Nie wspominając już o dziewczynkach, które są w modelki zapatrzone. Ostatnio oglądałam dokument o 8-letnich anorektyczkach z Wielkiej Brytanii. To było przerażające. Z drugiej strony pojawiły się otyłe dziewczyny z „body positive movement”. Otyłość prowadzi do naprawdę poważnych chorób i jej promowanie nie jest wcale „body positive”. To tak naprawdę komunikat z korporacji skierowany do „targetu”, czyli tej części społeczeństwa, która ma nadwagę. Jakby nie można było pokazać fajnych dziewczyn, które się dobrze czują we własnym ciele i mają normalny rozmiar. Nie podobają mi się te skrajności - nie popieram ich. _

J.F.: Czyli teraz wybiera się takie najdziwniejsze typy ludzkie do prezentowania ciuchów. Czy nie dochodzimy tutaj do kresu kreatywności?

M.Ł.: Patrząc na okładki z córką Cindy Crawford Kaią Jordan Gerber, można przypuszczać, że branża odczuwa tęsknotę za latami 90. Najpopularniejszym męskim modelem jest obecnie Jordan Kale Barrett, wyglądający jak młody Leonardo Di Caprio.

J.F.: A czy twoja pozycja zawodowa w Polsce wzrosła odkąd jesteś aktywna w Paryżu? Ty robisz fotografie nietypowe dla polskiego rynku. Bardziej swobodne i autorskie.

M.Ł.: W Polsce nie tworzy się trendów, tylko je kalkuje. Żaden z polskich fotografów nie osiągnął tak naprawdę wielkiego sukcesu na świecie, ani nie stał się ikoną na tyle, żeby ktoś mógł kopiować jego styl. Nie mamy własnego Helmuta Newton'a. Myślę, że jeśli ktoś chce zrobić karierę, musi wyjechać i istnieje rzeczywiście taka tendencja (nie wiem do końca, z czego wynika, może to relikt komunizmu), że na te osoby, które wyjechały za granicę, inaczej się patrzy, a ich kariery chętniej zauważa.

J.F.: Dlaczego zdecydowałaś się wyjechać na stałe do Paryża?

M.Ł.: Chciałam zajmować się zawodowo modą. W Europie najlepsze warunki do pracy w tej branży oferują Mediolan, Londyn i Paryż. Mieszkałam w Mediolanie, ale to miasto mnie nie inspirowało. Londyn lubię, ale nie na tyle, żeby się tam osiedlić. Paryż wyróżnia się tym, że ma bardzo szeroką ofertę kulturalną. Są świetne wystawy, doskonały repertuar teatrów. Oczywiście kultura jest wszędzie, ale nie tak rozwinięta jak w Paryżu, gdzie w ciągu 3 miesięcy jest na przykład 18 wystaw, których nie można nie zobaczyć. Tego, co widziałam w Palais de Tokyo, Centre de Pompidou, czy w Foundation Louis Vuitton, nie mogłabym odnaleźć w żadnym innym mieście. Myślę, że można zaryzykować stwierdzenie, że Paryż jest taką nieoficjalną europejską stolicą kultury. Jest też bardzo pocztówkowy. Oczywiście w ciągu dnia, kiedy biegniesz na spotkanie i jesteś spóźniona, mało zwracasz na to uwagę. Ale wieczorami, kiedy miasto trochę pustoszeje, powstaje wrażenie, jakby czas się cofnął. Myślę, że urodzić się w Paryżu to, jak urodzić się w muzeum.

J.F.: Chyba w Polsce jest tak, że jak chcesz uczestniczyć w świecie mody, to jest to dosyć karkołomna kariera, prawda?

M.Ł.: W Paryżu to jest ogromna branża. Jest mnóstwo magazynów i marek. Ten biznes rozwija się tutaj od bardzo dawna. Wystarczy spojrzeć na daty założenia domów mody. Jak przyjechałam do Paryża, dla mnie ogromnym szokiem po Polsce było to, że przygotowując sesję, mam dostęp do najlepszych marek i to nie jest tak, że to są tylko spodnie, tylko całe looki z najnowszych kolekcji. Kolejną rzeczą, którą bardzo cenię, są pokazy mody, bo to są takie 10-minutowe minispektakle. Robiłam backstage dla magazynu „Another Man” i miałam okazję zobaczyć ostatnie minuty przed pokazem od strony backstage'u, czyli co robi projektant, jak wygląda ta cała machina. To było bardzo ciekawe.

J.F.: U nas chyba rolę kontaktu z takim światem pełnią szafiarki.

M.Ł.: Ja nie pracuję z szafiarkami, nie wchodzę na takie blogi. Od mody, którą ja się zajmuję, to jest tak naprawdę bardzo odległe. Blogi modowe nie są dla ludzi z branży mody, tylko dla osób, które interesują się tym tematem powierzchownie i nie do końca rozumieją. Blogerki im modę trochę tłumaczą.

J.F.: Czym się jeszcze zajmujesz?

M.Ł.: Ostatnio zrobiłam 2 castingi do filmów krótkometrażowych, z których jeden był pokazany w kinie w Paryżu i muszę przyznać, że to było bardzo miłe zobaczyć swoje nazwisko jako casting director na dużym ekranie. Szukaliśmy do filmu dwóch chłopaków do głównych ról. Mieliśmy 3 pary i obserwowanie tego, co się działo między bohaterami, jak czytali swoje role, widzenie 3 różnych filmów w zależności od pary, było bardzo inspirujące. To dużo bardziej intelektualne zajęcie, niż casting modowy.

J.F.: A czy na emigracji żyje się trudniej niż w kraju ojczystym?

M.Ł.: Nie wiem, ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie. Oczywiście nie było mi łatwo na początku, przyjechałam do Paryża zupełnie sama, nie miałam tutaj właściwie żadnych znajomych, musiałam zbudować sieć kontaktów. Było to wymagające, ale się udało. Do takiego wyjazdu trzeba się dobrze przygotować, odłożyć jakieś pieniądze, wiedząc, że przez kilka miesięcy można nie mieć przychodów. To nie jest żadna wielka filozofia. Otwarte granice w Unii Europejskiej bardzo ułatwiają przemieszczanie.

Magda Ławniczak – fotografka pracująca w Paryżu; współpracowała z polskimi i zagranicznymi magazynami (m.in. „Another Man”, „The Wild”, „DUST”); robiła zdjęcia wielu znanym postaciom m.in. Natalii Vodianovej, Agacie Buzek, czy Bogusławowi Lindzie.

Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić