aktualizacja 

Karolina Korwin Piotrowska: Chajzer, Zimoch i wielu innych, czyli o co chodzi dzisiaj w mediach?

37

Pracę tracą dobrzy, sprawni dziennikarze, a na ich miejsce przychodzą lansowane i zapewne tańsze beztalencia. Często z ideowym poparciem. Jednak nie dzieje się tak tylko w świetle fleszy i przy zainteresowaniu mediów pochylających się z udawaną troską nad losami tych, którzy i tak zaraz nową, pewnie lepszą pracę znajdą.

Karolina Korwin Piotrowska: Chajzer, Zimoch i wielu innych, czyli o co chodzi dzisiaj w mediach?
(PAP, Stach Leszczyński,Jakub Kaczmarczyk)

Lanie krokodylich łez nad Filipem Chajzerem, który po wywaleniu z Polskiego Radia już przetransferował się do innej stacji, Agatą Młynarską, której jeszcze nikt póki co nie wywalił, Beatą Tadlą, która w ramach szukania pracy ląduje na okładkach kolorowych gazet czy Tomaszem Zimochem, który pewnie nie może się opędzić się od propozycji, co nikogo nie powinno dziwić, jest widowiskowe i zbiera lajki. Czytelnictwo i klikalność rośnie, ale prawdziwy syf, nie bójmy się używać tego słowa, jest zupełnie gdzie indziej. Z dala od zgiełku.

Trwa ładowanie wpisu:facebook

Niedawno przeczytałam na Facebooku post mojej koleżanki, dziennikarki, która zacytowała odpowiedź z redakcji, dla której czasem pracuje. O tym, że jeden tekst, który zamówiono u niej został skrócony, a drugi był parę razy poprawiany, więc nie powinno jej dziwić, że zamówione kilka dobrych miesięcy temu teksty zostały inaczej (czytaj znacznie gorzej wycenione) niż się umawiano, a tak w ogóle, to wszystkim obcięto stawki. Więc w imię solidarności zawodowej ma się dawać bezczelnie wykorzystywać.

Ale nadal jesteśmy super fajni, a naszym czytelnikom sprzedajemy cudowną, elegancką wizję świata. Płacą, to się baranie ciesz i klaszcz łapkami z radości, że płacą w ogóle, bo jak sama wiesz, są takie redakcje w Polandzie, które nie płacą miesiącami… Koleżanka jest od lat na freelansie. Nie ma złudzeń, co do bycia w dzisiejszych czasach dziennikarzem, ale lubi tę robotę, choć sądząc z lektury jej postów, lubi ją chyba coraz mniej.

Trwa ładowanie wpisu:facebook

Druga koleżanka została zwolniona z dnia na dzień. Była na etacie całe swoje zawodowe życie. I nagle bum. Miała to szczęście, że z nią ktoś na ten temat pogadał, bo mnie w tej samej redakcji podziękowano mailem. Filip Chajzer się dziwi, biedaczek, że mail tylko od Pani Dyrektor dostał ze zwyczajowym i urzędowym ubranym w kiepskie słowa „fuck off”. Jak widać nie zna nowych obyczajów. Teraz tak się robi. Moja koleżanka więc zasiliła ogromne, rosnące grono dziennikarzy bez redakcyjnego przydziału, na freelansie, do wynajęcia za stawki, które spadają na pysk z miesiąca na miesiąc, czekających na zlecenie. Część zmienia zawody, część się zastanawia co dalej, niektórzy jeszcze trochę walczą, ale o nich nikt jak o gwiazdach mediów wywalonych z roboty tekstu nie napisze… Zawsze jest ktoś na Twoje miejsce, niekoniecznie lepszy, ale na pewno tańszy, a teraz liczy się nie to, czy umiesz, ale czy jesteś tani. Przecież byle stażysta napisze tekst na 3 tysiące znaków, prawda?

Ostatnio usłyszałam też opowieść o jednym portalu, w którym zrobiono szkolenie z tego, jak pisać reklamowe teksty, bez ujawniania odbiorcom, że to co czytają, to jest ordynarny reklamowy tekst. Jakich środków użyć, by zakamuflować reklamę. Nikt się nie zbuntował. Każdy ma rachunki do płacenia. Etyka? Prawo? A co to takiego?

Bo świat medialny kolorowych gwiazd, celebów, bajkowe opowieści rodem z kronik towarzyskich i nawet te podobno opiniotwórcze media, gazety czy portale, które czytać należy na kolanach, tworzą coraz gorzej opłacani i coraz bardziej sfrustrowani ludzie, których traktuje się jak za przeproszeniem kupę. Jedyne, co się liczy to sprzedaż, za wszelką cenę i produkowanie tak zwanego kontentu. Nie artykułów, wywiadów, tekstów, które mają coś nieść, kogoś poruszyć, nauczyć może, nawet czasem zachwycić lub wkurzyć, ale kontentu, czyli zbioru znaków, które przy odpowiednim zmanipulowaniu, będą dawały jak najwięcej klików. Ten, kto te twory skleci, nie jest już ważny. Jest przekaźnikiem woli wydawcy i szefa marketingu. Bo liczy się wyłącznie zysk. A przekaz? Co to takiego?

Trwa ładowanie wpisu:twitter

Dlaczego to piszę? Bo dziennikarstwo, choć jego prestiż upada na tak zwany pysk od lat, nadal jest wydziałem obleganym na wyższych uczelniach. Nadal wielu młodych ludzi, choć rzadko po tym wydziale jest się dziennikarzem nie mówiąc o tym, że dobrym, marzy o tym zawodzie. Pamiętam, kiedy przez rok wykładałam na dziennikarstwie, na pierwszych zajęciach powiedziałam moim studentom szczerze: "Zmieńcie studia, tu niczego was nie nauczą, stracicie tylko czas, a dziennikarstwo w dzisiejszej formie kończy się".

Powtórzyłabym to znowu. Nawet mocniej. Ten zawód zdycha. Z dala od fleszy, w coraz smutniejszych redakcjach, z coraz bardziej zmęczonymi ludźmi, a nie z gwiazdami, które i tak chałturę jakąś przytulą. Jest taka anegdota o tym, jak kiedyś przyjmowano do Akademii Teatralnej aktorów, kiedy trafił się ktoś niezdolny, mówiono: Mój drogi, jest przecież tyle pięknych innych zawodów na literę „a”… Podobnie jest dzisiaj z zawodem na „d”. Jak dziennikarz. Jest tyle zawodów na literę „d”…

Dziennikarzami nazywa się bidulki odpytujące celebów na eventach, od kwestii uchodźców przez Eurowizję, po penis Radka Pestki. Dziennikarstwem nazywa się robienie podpisów pod internetowe galerie przy jednoczesnej kompletnej nieumiejętności sklecenia logicznego tytułu. Dziennikarzami nazywa się wypomadowane kukły, które mówią tylko to, co powie im na ucho ich wydawca, bo samemu nie złożą bezbłędnie żadnego zdania. Smutne? Tak, i prawdziwe. Czasy naprawdę się zmieniają.

Ostatnio usłyszałam, że na naszych oczach dziennikarstwo staje się hobby dla grupy wariatów, do tego na tyle bogatych, by stać ich było na samodzielne myślenie i dobre samopoczucie oraz oryginalność w pokazywaniu ludziom swojej wersji świata. Bo oryginalność i kreatywność to teraz towar dla bogatych. Reszta bezmyślnie i z coraz większym przerażeniem i niepewnością o swój los klepie w klawiaturę. Trudno się z tym nie zgodzić.

Ale o tym nie napiszą w mediach, na portalach ani w gazetach, bo lepiej sprzedaje się lanie łez nad Zimochem, przyszłością Tadli, czy rachunkami Racewicz. To daje kliki i cytowalność oraz lajki na fejsie. Upadek świata mediów przy jednoczesnym postępującym skretynieniu ich odbiorców już nie…

Karolina Korwin Piotrowska specjalnie dla o2.pl

Teraz serce internetu w jednej aplikacji. Bądź na bieżąco i pobierz w Google Play albo App Store.

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić