Karolina Korwin Piotrowska: I ty pokochasz media narodowe

33

15 złotych miesięcznie. 180 złotych rocznie. Za tyle zostaniemy zmuszeni do pokochania Narodowych Mediów. Jedyną nadzieją na uniknięcie opłaty jest… niepełnosprawność. Takie rzeczy tylko w kraju nad Wisłą.

Karolina Korwin Piotrowska: I ty pokochasz media narodowe
(Newspix.pl/ONS/Newspix.pl)

Co można kupić za 15 złotych? Na pewno podwójne latte w Starbuniu, które raz w tygodniu ratuje mi życie na zdjęciach, już od 8 rano. Cóż. Już sobie nie kupię i gorąca pianka z aromatem podwójnego espresso nie połechce mojego podniebienia. Dorzucę się więc radośnie do honorarium fanki oczyszczania organizmu z toksyn, Herberta, Prezesa Kurskiego i przy okazji nowej gwiazdy narodowych mediów, Anny Popek i może pożegnam z lewackim nałogiem, wszak latte to zło, symbol hipsterstwa i lewactwa. Narodowy kwas chlebowy albo woda. To mnie czeka.

15 złotych to też dwa kilo odzieży używanej w sklepie obok. Tu już boli, bo ostatnio upolowałam tam kilka niezłych sztuk i sprzedałam ten adres paru oszczędnym koleżankom. One też już sobie i swojej rodzinie bajeranckich ciuchów z zepsutego Zachodu, sprzedawanych na kilogramy, nie kupią. Ale cóż, dorzucimy się wspólnie do honorarium Barbary Kurdej-Szatan, uroczej niezwykle pani, która zrobiła karierę w reklamie telefonii i która teraz prowadzi bardzo nudny i bardzo patriotyczny program w telewizji narodowej. I choć z wykształcenia jest aktorką, to jednak nadal nie opanowała umiejętności czytania z kartki i bidulka jąka się publicznie za pieniądze podatników. Może się wreszcie nauczy?

15 złotych to kilka kiści obłędnych winogron z Grecji. Tych super słodkich, z witaminami i bez pestek, pogromców wszelkich diet, które w przypływie dobrego humoru kupuję czasem i radują oko na stole w specjalnej misce. Cóż, już nie uradują mojego oka. Trzeba się będzie przerzucić na narodowe marchewy, ewentualnie cebulę. Dorzucę się spontanicznie do honorarium wiecznie młodego prezentera, Tomka Kammela, który idzie w ślady gwiazdy konkurencyjnej stacji, Krisa Ibisza w kwestii wiecznej młodości oraz sztywności mimiki i którego suche jak zeżarte przez mordercze korniki drzewo z Puszczy Białowieskiej dowcipy z Fryderyków skutecznie zryły mi mózg na najbliższe tygodnie. A może i miesiące. Za te 15 złotych można kupić sobie parę tanich flaszek owocowego alko, by zniwelować działanie tych koszmarnych niby śmiesznych dowcipasów, ale cóż, już sobie nie kupię, nie zniweluję, nie wpadnę w alkoholowy nałóg, pozostanie się jedynie pociąć. Dziękuję ci, telewizjo narodowa, za chronienie mojej wątroby…

15 złotych to także mój ulubiony wegetariański hamburger z jednej z knajp w centrum, w którym udowodniono, że cieciorka i kasza jaglana są jednak zjadliwe, smakują wręcz na granicy nie do końca nasyconej narodowym patriotyzmem, kulinarnej ekstazy. Cóż, nie zjem sobie hamburgera, najwyżej popatrzę łakomym wzrokiem zza szybki, a moja kasa zasili honorarium Prezesa Kurskiego, który nie tylko czuje się Prezesem Wszystkich Prezesów, ale i gwiazdą muzyki, co ostatnio, ku autentycznemu przerażeniu widzów koncertu ku czci Jacka Kaczmarskiego, publicznie zaprezentował. Ale Ania Popek była zachwycona. Choć tutaj się nawet zastanawiam, bo gdyby jednak te 15 zeta dorzuciło się do jakiejś dobrej terapii u skutecznego psychoterapeuty dla Prezesa Kurskiego, to może mój coraz chudszy portfel tak by nie cierpiał. Bo nie ma nic gorszego niż przerośnięte ego, które rozrasta się na naszych, coraz bardziej przerażonych oczach i to, co było śmieszne, staje się powoli krwawym horrorem. Nie jestem fanką horrorów. Ale na golonkę narodową też się nie przerzucę. Sorry.

A 180 złotych w rok? To naprawdę jest sporo. Lepiej nie dywagować, co moglibyśmy za to kupić, do jakich wakacji dorzucić, jaki kurs sobie wykupić albo ile hipsterskiego latte wypić, ewentualnie wegetariańskich hamburgerów zjeść. Tym bardziej, że Państwo zdziera z nas coraz więcej, dając w zamian coraz mniej i coraz gorszej jakości. Bo te 15 zeta na miesiąc, które od przyszłego roku każdy z nas, bez względu na to, czy ma telewizor w domu, czy nie, ma płacić z rachunkiem za prąd, to nic innego jak danina za coś, czego nie wszyscy chcą oglądać.

Bo ja, z wyjątkiem Teatru Telewizji, nie jestem w stanie TVP oglądać. Jak chcę oglądać Piotra Kraśkę czy Dianę Rudnik, to sobie włączę TVN, a jak chcę oglądać Torbicką, to rzucam okiem na kremy pewnej firmy. I git. Za darmo to mam i bez wciskania narodowego kitu. Jest jednak pewna nadzieja. Po wczytaniu się w projekt owej ustawy, na mocy której zedrą z nas 15 złotych miesięcznie/180 rocznie (no chyba, że przejdziemy na życie w lepiankach bez prądu i będziemy palić drewnem, na przykład tym z Białowieży) na media które są narodowe, wiem jedno: jedyna nadzieja w niepełnosprawności. To nie dowcip. Bowiem w projekcie ustawy czytam, że od obowiązku zapłaty składki będą zwolnione te gospodarstwa domowe, w których płatnik rachunku za prąd lub jego małżonek zameldowany na pobyt stały pod tym samym adresem legitymuje się orzeczeniem o znacznym stopniu niepełnosprawności. Naprawdę niepełnosprawność nigdy nie brzmiała tak sexy. Tak pożądanie. Czy niepełnosprawność umysłowa, którą można bez specjalnych badań znaleźć w sporej części Narodu też się liczy?

Coś mi mówi, że u lekarzy wydających takie zaświadczenia mogą być od przyszłego roku kolejki, bo 180 złotych na rok jest tego, moim zdaniem, warte. Polska krajem ludzi niepełnosprawnych i inwalidów. Tak, to brzmi naprawdę dumnie. Jak bowiem powiedział pewien swawolny radny PiS, awanturujący się po nadużyciu napojów wyskokowych w Teatrze 6. Piętro, "wszyscy macie prze*e".

Karolina Korwin Piotrowska specjalnie dla o2.pl

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić