aktualizacja 

Choroba psychiczna Józefa Piłsudskiego. Dlaczego udawał obłąkanego?

39

Z X pawilonu warszawskiej Cytadeli nie dało się uciec. Kiedy w kwietniu 1900 roku zamknięto tam Józefa Piłsudskiego, wydawało się, że już po nim. Tym bardziej że carskie władze, bojąc się odbicia więźnia, otoczyły go specjalnym nadzorem. A jednak już kilka miesięcy później przyszły Marszałek wydostał się z twierdzy. W tym celu musiał tylko oszaleć…

Piłsudski w Łodzi w 1900 roku, krótko przed aresztowaniem
Piłsudski w Łodzi w 1900 roku, krótko przed aresztowaniem (Domena publiczna)

W PPS myślano już intensywnie, jak pomóc „Wiktorowi”. Główną koordynatorką akcji była „Gintra” . Szefowa kolportażu „Robotnika” działała też w tajnej Kasie Pomocy Więziennej, będącej największą w zaborze rosyjskim organizacją pomocy więźniom politycznym (…).

Tymczasem Piłsudski trafił do celi numer 39 w X Pawilonie warszawskiej Cytadeli. Tam też przetrzymywana była jego żona.

Droga do wolności

Słynna na całe rosyjskie imperium katownia polskich działaczy niepodległościowych, w tym członków Rządu Narodowego z powstania styczniowego, była strzeżona jak prawdziwa twierdza. (…) Szukano sposobu na przeniesienie Piłsudskiego z więzienia w Cytadeli w miejsce, z którego będzie można mu zorganizować ucieczkę.

Pomysł na to podsunęła „Gintrze” historia sprzed czterech lat. Wtedy właśnie do Cytadeli trafił działacz PPS, student Antoni Rokita. Wkrótce wystąpił u niego ostry stan psychotyczny z objawami paranoi (…).

Ostatecznie 20 maja 1896 roku Warszawski Sąd Okręgowy uznał Antoniego Rokitę za osobę psychicznie chorą i polecił niezwłocznie oddać go pod opiekę rodzinie. Student miał pozostawać pod nadzorem policji, ale wkrótce również ta decyzja została cofnięta.

Przypadek Rokity pokazywał, że gdyby Piłsudskiemu udało się skutecznie zasymulować chorobę psychiczną, istniałaby szansa na wydostanie go z twierdzy. Konspirator tej rangi nie zostałby z pewnością przekazany pod opiekę rodziny, a skierowany do jakiegoś zamkniętego ośrodka, ale wydostanie go stamtąd było w porównaniu z X Pawilonem dziecinną igraszką (…).

Idzie Piłsudski do lekarza…

Zaufanym człowiekiem PPS był czterdziestoletni lekarz Rafał Radziwiłłowicz, od dziewięciu lat ordynator Warszawskiej Lecznicy dla Obłąkanych w Tworkach. Chociaż nie należał do partii, był szczerym niepodległościowcem i demokratą.

Po objęciu stanowiska w Tworkach zaczął bezwzględnie tępić korupcję wśród rosyjskiej administracji szpitala, za co carskie władze chciały go nawet uhonorować orderem. Odmówił jednak jego przyjęcia, powołując się na uczucia patriotyczne.

Zobacz takżę: Dzieje terroryzmu [Enigma]

Radziwiłłowicz miał bogatą praktykę lekarską i wiele publikował, a jego szpital bywał też chronieniem dla ściganych przez ochranę działaczy PPS. Od razu zgodził się na propozycję „Gintry”, aby napisać instrukcję dla „Wiktora” i konsultować go w przemycanych do Cytadeli grypsach. Szansę na sukces zwiększał fakt, że Piłsudski miał za sobą rok studiów medycznych w Charkowie, dzięki czemu mógł właściwie odczytać sugestie Radziwiłłowicza.

(…) Jesienią 1900 roku było już jasne, że carskie władze szykują Piłsudskiemu pokazowy proces. Wytoczono mu aż cztery sprawy: zagraniczną, kowieńską z 1895 roku, łódzko-warszawską i będzińską. W tej ostatniej miał być niesłusznie oskarżony o udział w zabójstwie Jana Mazura, konfidenta z Zagłębia.

Było jasne, że ochrana dąży do pozbyciu się problemu raz na zawsze i skazania „Wiktora” co najmniej na wieloletnie więzienie. Na początku października 1900 roku instrukcje doktora Radziwiłłowicza za pośrednictwem Siedielnikowa dotarły do rąk więźnia, a w X Pawilonie zaczął się prawdziwy cyrk (…).

Szaleństwo przyszłego Marszałka

Dopominanie się o prawa Marii do kontaktu z rodziną było doskonałym pretekstem do bombardowania kierownictwa więzienia chaotycznymi, pełnymi angielskich i francuskich wtrętów listami, które miały być pierwszym dowodem, że więzień oszalał.

Wkrótce doszedł kolejny – histeryczne reakcje na widok żandarmów i odmowa przyjmowania posiłków w obawie przed otruciem. Piłsudski zgodził się tylko na dostarczanie do celi gotowanych jaj w nienaruszonych skorupkach, ale kiedy już mu zbrzydły, odmówił jedzenia, dopatrując się na nich podejrzanych kropek i skaz.

Zażądał wówczas sucharów w specjalnym opakowaniu, następnie czekolady w tabliczkach, jednak nic więcej nie jadł i cały czas tracił na wadze.

Najbardziej zrozpaczony sytuacją był Siedielnikow, nieświadomy tego, że przekazując więźniowi grypsy od doktora Radziwiłłowicza sam przykłada rękę do jego głodówki. Chcąc przełamać opór Piłsudskiego, kupił nawet podręcznik kuchni litewskiej i kazał żonie gotować najbardziej wymyślne potrawy.

Dla osadzonego zaczęły się chwile prawdziwej męki, gdy do jego celi zaczęły trafiać barszcz, kołduny, ulubione poziomkowe konfitury czy zakupiony w oficerskim kasynie prawdziwy pasztet strasburski czyli foie gras produkowane ze stłuszczonych wątróbek kaczych i gęsich – jedna z najdroższych potraw kuchni francuskiej. Ponieważ musiały być podawane w obecności żandarmów, zostały nietknięte.

To ostatecznie przekonało kierownictwo Cytadeli, że sprawa jest poważna i więzień, który był już bardzo wyczerpany, rzeczywiście zwariował.

"Stan psychiczny więźnia jest groźny"

Badanie odbyło się 6 listopada (…). Ponieważ Piłsudski zareagował na widok munduru atakiem paniki, doktor zażądał pozostawienia go z więźniem sam na sam. Rozpoczęli pogawędkę, któryś z nich wspomniał o Syberii i rozmowa ruszyła.

(…) Jeszcze tego samego dnia do Szpitala Świętego Jana Bożego na Lesznie przyszła „Gintra”. Doktor zaczął od wylewnych podziękowań za umożliwienie mu poznania człowieka o tak bogatej duszy i wybitnej indywidualności. „To była najmilsza godzina w moim życiu” – powtarzał kilkakrotnie, po czym wręczył kopię orzeczenia o stanie zdrowia Józefa Piłsudskiego.

Pełno było w niej łacińskich formułek, jednak z pisma wynikało jednoznacznie, że stan psychiczny więźnia jest groźny, co spowodowane jest otoczeniem i nieodpowiednimi warunkami życia w X Pawilonie. Doktor twierdził, że w normalnych warunkach pacjent szybko wróci do zdrowia i sugerował skierowanie go na obserwację szpitalną.

Złożone następnego dnia orzeczenie, podpisane przez medyczną sławę, zrobiło wrażenie na władzach Cytadeli tym bardziej, że trzy dni przed Sabasznikowem Piłsudskiego badał lekarz z X Pawilonu.

Nie był co prawda specjalistą od zaburzeń nerwowych, jednak z pisma skierowanego przez pułkownika Iwanowa do władz więzienia wynikało, że u Polaka stwierdzono pobudzenie układu nerwowego z początkowymi oznakami majaczenia (…).

Normalny obłęd

Orzeczenie Sabasznikowa przesądziło sprawę, jednak rosyjska biurokracja jeszcze miesiąc zwlekała z podjęciem ostatecznej decyzji. W tym czasie Józef Piłsudski niemal stracił nadzieję, że symulacja choroby pozwoli mu opuścić Cytadelę. Jednak paradoksalnie ta zwłoka mu pomogła.

Była to niezmiernie przykra gra. Nie mówiąc o głodzie, który mi bardzo dokuczał, tym bardziej, że żandarmi przysyłali mi w tym czasie wyszukane i smaczne obiady, które musiałem odrzucać… lecz samo udawanie obłędu, ciągła baczność na ruchy, na wyraz twarzy, konieczność wypowiadania od czasu do czasu jakichś nonsensów, męczyła mnie niezmiernie, a czasem wprost śmieszyła widokiem przerażenia, jakie wzbudzało moje zachowanie w żandarmach…

Po kilku tygodniach byłem tak zmęczony, iż postanowiłem przerwać. Siły mnie opuszczały, ledwo chodziłem… (… ) Przestałem więc udawać, zacząłem jeść i zachowywać się zupełnie naturalnie. Myślałem sobie, że się nie powiodło! Ha, trudno!… Cóż robić!… Wtem drzwi otwierają się i wchodzą żandarmi, wołają mnie do kancelarii, niosą za mną rzeczy… Mam jechać do Petersburga, do szpitala Świętego Mikołaja. Okazało się, że przerwa w obłędzie właśnie była potrzebna do rozwoju choroby, że ona ostatecznie przekonała obserwatorów, że jestem chory! – wspominał Piłsudski po latach.

15 grudnia 1900 roku więzienny konwój wyruszył z Cytadeli na dworzec kolejowy, skąd pod silną eskortą więzień miał zostać wysłany w dwudniową podróż do Petersburga. Informacja o tym została natychmiast przekazana do tamtejszej komórki PPS (…).

17 grudnia 1900 roku wraz z więźniem sprawę Józefa Piłsudskiego przejął petersburski oddział ochrany. Wyzwanie rzucić miała mu studencka organizacja PPS w mieście i wysłany tam emisariusz, Aleksander Sulkiewicz.

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić