Amerykanie zgubili F-35. Samolot odleciał bez pilota
Amerykańskie wojsko poszukuje zaginionego myśliwca F-35, który odleciał bez pilota, na włączonym autopilocie. Samolot (lub jego szczątki) znajdują się najpewniej wokół obszaru dwóch jezior w Południowej Karolinie. Pilot maszyny katapultował się w bezpieczne miejsce.
Do zdarzenia doszło wczoraj (17.09). W wyniku "nieszczęśliwego wypadku" (jak podają amerykańskie władze) pilot F-35 zmuszony był do katapultowania się.
Czytaj także: Afera wizowa. Niemcy bezlitośni dla polskiego rządu
Mężczyzna wylądował bezpiecznie na spadochronie i został zabrany do szpitala. Stan pilota władze określiły jako "stabilny".
Co z samolotem? Maszyna nie rozbiła się (jak ma to zwykle miejsce), a... poleciała dalej w trybie włączonego autopilota. Wojsko amerykańskie nie wie, gdzie mógł rozbić się odrzutowiec. Cały czas trwa akcja poszukiwawcza.
Czytaj także: Rosjanie chętnie pobierają 500 plus. Są w czołówce
Obszar działań zawężony
Teraz władze Północnej Karoliny i wojsko poszukują samolotu albo jego szczątków i apelują o pomoc do okolicznych mieszkańców. Wpis z prośbą o pomoc, który opublikowała armia na Twitterze, spotkał się z chłodnym przyjęciem.
Jak można zgubić F-35? To niewyobrażalne - piszą internauci.
Obszar, gdzie może znajdować się samolot został zawężony do dwóch jezior - Moultrie oraz Marion, na północ od miejsca, gdzie katapultował się pierwotnie wojskowy. W akcji poszukiwawczej biorą już udział helikoptery policyjne.
Nie wiadomo jeszcze oficjalnie jaka była przyczyna zdarzenia i dlaczego pilot zdecydował się na katapultowanie, chociaż samolot nadal leciał. Nie jest pewne czy sytuacja wynikała z usterki, czy np. ludzkiego błędu.
Dodajmy, że F-35 to jeden z najnowocześniejszych myśliwców na świecie. Maszyna jest kompletnie niewidzialna dla radarów, co znacznie utrudnia jego poszukiwania. Wojsko amerykańskie ma do dyspozycji ponad 800 takich samolotów.