Amstaff rzucił się na dziecko. Prokuratura umorzyła śledztwo
We wrześniu w Wałbrzychu pies pogryzł 2,5-letnie dziecko. Dziewczynka przeszła właśnie przeszczep skóry, a prokuratura umorzyła śledztwo. Jak przekonują śledczy, matka nie chciała, by jego właściciel był ścigany, ponieważ angażował się w leczenie dziecka.
11 września w Wałbrzychu w jednym z mieszkań doszło do tragicznych wydarzeń. Rodzinę 2,5-letniej dziewczynki odwiedził znajomy, który tydzień wcześniej przygarnął ze schroniska psa.
Wiadomo, że dziewczynka bawiła się z psem. W końcu amstaff rzucił się na nią i ugryzł w policzek. Dziecko trafiło na SOR w Wałbrzychu, a następnie do szpitala w Polanicy, gdzie dokonano przeszczepu.
Trump nie spotka się z Putinem? Ekspert komentuje
- Lekarze wykorzystali skórę z pośladków. Jest szansa, że nie będzie miała na twarzy śladu pogryzienia - podaje Gazeta Wyborcza.
Do sprawy powołano biegłego, od którego miało zależeć, jakie zarzuty usłyszy właściciel agresywnego psa. Postępowanie rozpoczęła prokuratura, która prowadziła sprawę w kierunku nieumyślnego narażenia człowieka na niebezpieczeństwo, za co groziło do roku pozbawienia wolności. Sprawa jednak została umorzona.
Takie czyny ścigane są na wniosek, tymczasem matka dziecka poinformowała, że nie będzie składała wniosku o ściganie. Uzasadniała to tym, że właściciel psa bardzo przeżył całą sytuację i pomagał w leczeniu dziecka - mówi "Wyborczej" prokurator Tomasz Bujwid z Prokuratury Rejonowej w Wałbrzychu.
Podkreśla, że pies nie był agresywny i prawdopodobnie ugryzł dziecko w trakcie zabawy, nie zdając sobie sprawy, jaką siłą dysponuje. Podkreśla też to wałbrzyskie schronisko. Pies został oddany do miejsca, z którego został zabrany.
- Takie sytuacje to zawsze jest błąd człowieka. W tym przypadku za szybko dopuszczono do zwierzęcia inne osoby. Zwierzę, czy to pies, czy kot, to nie jest przedmiot, zaprogramowana rzecz. Nawet my, oddając psy do adopcji, nie dajemy nigdy stuprocentowej gwarancji. Mieliśmy sytuacje, że u nas zwierzę było łagodne, a u właściciela zachowywało się inaczej. Ale były też sytuacje odwrotne - tłumaczy w rozmowie z "Wyborczą" Michał Niewiadomski z wałbrzyskiego schroniska dla zwierząt.