Kamil Niewiński
Kamil Niewiński| 
aktualizacja 

Atak terrorystyczny w Moskwie oczami świadków. "Myślałem, że mnie zastrzelą jak psa"

142 osób zginęło w wyniku zamachu terrorystycznego pod Moskwą, do którego przyznało się Państwo Islamskie. Jeden z dziennikarzy postanowił ukazać, jak atak i jego następstwa wyglądały z perspektywy świadków, którzy sami omal nie stracili życia.

Atak terrorystyczny w Moskwie oczami świadków. "Myślałem, że mnie zastrzelą jak psa"
W piątkowym zamachu pod Moskwą zginęły co najmniej 142 osoby (PAP, PAP/EPA/MAXIM SHIPENKOV)

Rosja nadal nie otrząsnęła się po zamachu terrorystycznym, jaki miał miejsce wieczorem 22 marca w Krasnogorsku pod Moskwą. Do hali koncertowej Crocus City Hall, gdzie miał się odbyć koncert zespołu Piknik, wtargnęli ekstremiści z Państwa Islamskiego. W wyniku ataku zginęły 142 osoby.

W mediach w przeciągu kilku ostatnich dni pojawiło się wiele filmów i jeszcze więcej zdjęć przedstawiających sam zamach. Jak jednak ta tragedia wyglądała z perspektywy świadków, którzy musieli salwować się ucieczką, by przeżyć?

Może nam w tym pomóc artykuł zamieszczony na portalu Vot Tak — rosyjskojęzycznym oddziału Biełsatu — którego korespondent był jednym z pierwszych przedstawicieli mediów na miejscu tragedii.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Historia Osamy bin Ladena. Od przedsiębiorcy milionera do najgroźniejszego terrorysty świata

Chaos, śmierć i eksplozje. Zamach pod Moskwą z perspektywy świadków

Jak wynika z relacji świadków, terroryści działali dość szybko i z zamiarem zabicia jak największej liczby osób. Wbiegli do wnętrza kompleksu, strzelali z bliskiej odległości, by nic nie zostawić przypadkowi, a także podpalili budynek, by nie tylko powiększyć liczbę ofiar, ale również zniszczyć cały budynek.

- Ludzie w kamuflażu, z plecakami i bronią automatyczną weszli do budynku kilkoma wejściami. Dokładnie jak doszło do strzelaniny można zrozumieć tylko z relacji naocznych świadków. Co najmniej jedna osoba strzelała w foyer, dwie w sali koncertowej. Do ludzi strzelano z bliskiej odległości. Następnie napastnicy podpalili salę koktajlami Mołotowa i wycofali się.

Oprócz Crocus City Hall, które było celem ataku, ewakuowano również pobliskie centrum handlowe Vegas, gdzie tego samego dnia również miał odbyć się koncert. Ludzie próbowali uciekać na wiele różnych sposobów. Niestety jednak niektórzy na tej tragedii chcieli jeszcze zarobić. Ceny taksówek momentalnie wystrzeliły w górę, chociaż trudno oceniać, czy była to wina samych taksówkarzy, czy może działanie operatorów.

Zapłakana dziewczyna z krwotokiem z nosa próbuje dodzwonić się do matki, która ma po nią przyjechać i zabrać ją do domu. Mężczyzna przykryty białym kocem jednorazowym idzie przez wielkie kałuże. Taksówki w pierwszych minutach po ataku terrorystycznym kosztowały tyle, co w Sylwestra: cena 20-minutowego przejazdu spod centrum handlowego Vegas kosztowała od 1200 rubli (ok. 51 zł). Dlatego ludzie nawet w stanie szoku udawali się na stację metra Miakinino – stacja nie przestała działać, mimo że jedno z jej wyjść prowadziło bezpośrednio do sali koncertowej.

Sytuacja z każdą minutą wyglądała coraz gorzej. Wyrzucone koktajle Mołotowa sprawiły bowiem, że dach sali koncertowej zajął się ogniem. Kilka godzin później zresztą się zawalił, lecz do końca szukano potencjalnych ocalałych bądź ich zwłok. Walkę ratowników o życie widzów znacznie jednak utrudniał rozprzestrzeniający się ogień.

Karetki w pobliżu wejścia do sali koncertowej były w pełni załadowane noszami. Z ogrodzonego przez służby terenu wokół centrum wciąż wynoszono nowe ciała i zostawiano je przy drzwiach ambulansów. Im bardziej rozprzestrzeniał się pożar, tym mniejsza była nadzieja, że kogokolwiek jeszcze uda się uratować. W ogniu słychać było eksplozje i trzaski: nie było jasne, czy to eksplozje materiałów wybuchowych, czy to instalacje pękały pod wpływem ciśnienia.

Chociaż niektórzy próbowali radzić sobie z sytuacją, opowiadając o niej w lekko żartobliwy sposób, nawet w takich wypowiedziach można łatwo wyczytać grozę, jaką wywołał zamach. Jeden z fotografów, który miał pracować przy feralnym koncercie, dokładnie opisał reporterowi, jak wyglądała jego ewakuacja.

– Teraz nici z sesji zdjęciowej. Byłem na scenie. Usłyszałem: bach-bach. Widzę, że biegną ludzie. Ja też pobiegłem, bo myślałem, że mnie zastrzelą jak psa. Ale nie widziałem, jak się pali, więc i sam się nie spaliłem.
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić