Łukasz Maziewski
Łukasz Maziewski| 

Lex anty-TVN. Oto powód, dlaczego PiS nie boi się Joe Bidena

1286

Politycy PiS mają potężny problem z obecną administracją prezydencką USA. Postawienie na Trumpa i zły początek zaważyły na tym, że relacje z Joe Bidenem i jego otoczeniem są chłodne i szorstkie. Z czego to wynika? Otoczenie PiS, odpowiedzialne za politykę międzynarodową, ma być przekonane, że Biden będzie prezydentem krótko, co wynikać ma z jego stanu zdrowia.

Lex anty-TVN. Oto powód, dlaczego PiS nie boi się Joe Bidena
Joe Biden, Jarosław Kaczyński. (Źródło: Getty Images)

Oficjalnie relacje polsko-amerykańskie są mocne i partnerskie. USA to nasz "strategiczny sojusznik", który ma być gwarantem naszego bezpieczeństwa. Nieoficjalnie sytuacja wygląda inaczej, a otoczenie PiS, odpowiedzialne za stosunki międzynarodowe, przekonuje, że Biden może być prezydentem krótko i z tego tytułu nie trzeba się przywiązywać do jego działań. Chodzi po pierwsze o zaawansowany wiek prezydenta (ma 78 lat), a po drugie o wynikające z wieku schorzenia, o których mówi się także w USA.

Wczorajsze głosowanie w sprawie ustawy "lex anty-TVN" jeszcze bardziej zaważy na naszych relacjach. Departament Stanu wydał w środę komunikat, w którym wyraża "głębokie zaniepokojenie" procedowanym w Polsce prawem. Co ciekawe, na pierwszym miejscu pojawiła się kwestia mienia pożydowskiego.

W drugiej kolejności pojawia się jednak sprawa "ustawy anty-TVN". Również w tym wypadku Departament Stanu mówi o zaniepokojeniu i wskazuje na szereg obszarów współpracy, którym ustawa może realnie zagrozić. Powinno to uruchomić dzwonki alarmowe w głowach polskich polityków.

Zobacz także: Marek Suski przemawia z mównicy sejmowej. Posłowie krzyczą "hańba"

"Jest mniej inwestycji"

Realnie jednak relacje są trudne. Polska od początku do końca stawiała na drugą kadencję Trumpa, ale wybory wygrał Demokrata, Joe Biden, co dla osób odpowiedzialnych za polską politykę międzynarodową było nieprzyjemną niespodzianką. To skomplikowało sprawy stosunków dwustronnych.

Być może jest faktycznie mniej inwestycji w stosunki z ekipą Demokratów niż wcześniej z ekipą prezydenta Trumpa - przyznaje ostrożnie w rozmowie z o2.pl czynny polski dyplomata.

Dodaje, że nie rozumie zamieszania związanego z opóźnianiem gratulacji, które dopiero po czasie Andrzej Duda złożył Joe Bidenowi, kiedy ten został nowym prezydentem USA. Ale to jeden z elementów. Drugim jest przekonanie wśród zaplecza, odpowiadającego w PiS za politykę międzynarodową, przekonanie, że Biden długo w fotelu prezydenta nie zostanie. Zdaniem naszych rozmówców są dookoła PiS eksperci, przekonujący, iż uniemożliwi mu to... stan zdrowia.

Ale amerykański system polityczny ma taki scenariusz przewidziany. W razie niezdolności prezydenta do sprawowania urzędu, jego stanowisko obejmuje wiceprezydent. W tym przypadku byłaby to Kamala Harris - twarda demokratka z Kalifornii. Dla konserwatywnych władz PiS mogłaby być jeszcze trudniejszym orzechem do zgryzienia, niż Biden.

"Przydałoby się więcej finezji"

Potwierdza to inny nasz rozmówca, były dyplomata, wskazując na przywiązanie Harris do poszanowania odmienności i silnego poczucia równości. Dodaje również, że spotkał się z oceną swojego kolegi z USA, wskazującego, iż obecna ekipa w Waszyngtonie jest "bardziej ideologiczna i mniej kierująca się pragmatyką interesów". Są też politycy, którzy wprost oceniają obecną administrację USA jako "bandę marksistów" i przekonują, że z Amerykanami trzeba rozmawiać ostro.

Lepsze kontakty z Trumpem niż z Bidenem potwierdza również osoba z otoczenia prezydenta Andrzeja Dudy. Wskazuje temat wiz (których nie chcieli nam dać Demokraci), kilka kwestii wojskowych, jak baza dla samolotów bezzałogowych i dowództwo V korpusu, nowa umowa strategiczna czy wsparcie Trójmorza.

Mieliśmy okno możliwości jak nigdy i coś się udało ugrać - mówi.

Ale zaraz dodaje, że "być może faktycznie przydałoby się więcej finezji dyplomatycznej" w odniesieniu do nowych władz USA.

Wskazuje również na dość zachowawczą postawę USA wobec całego regiony Europy Środkowo-Wschodniej i dodaje, że dla obecnej ekipy w Białym Domu głównym partnerem byli i są Niemcy. Co było widoczne np. w kwestii akceptacji USA gazociągu Nord Stream II. Ale to także zadanie dla dyplomacji. Gdy stało się jasne, iż Biały Dom będzie miał nowego gospodarza, Niemcy mocno zintensyfikowali działania dyplomatyczne czy lobbingowe w sprawie NS II. Głos polski był w tej sprawie w Białym Domu słabo słyszalny, bo nie było szczególnych kontaktów administracji polskiej z administracją Bidena.

Warto dodać, że Amerykanie także widzą i odczuwają te sygnały. Od stycznia, od momentu odejścia Georgette Mosbacher, USA nie mają ambasadora w Polsce. Placówką kieruje chargé d’Affaires, Bix Aliu, a zamieszanie dookoła ambasadora Brzezinskiego nie podnosi naszej pozycji w oczach Amerykanów. Trudno oczekiwać by sytuację zmieniło uderzenie PiS w interesy amerykańskiego koncernu medialnego Discovery, co miało miejsce 11 sierpnia. Nie bez powodu Departament Stanu wskazał w komunikacie wspólnotę interesów i wartości, która jest "fundamentem NATO".

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić