Dziennikarka nie odpuściła policjantom. Teraz sama jest podejrzana

30

Policjanci mszczą się na dziennikarce? Takie pytanie można sobie zadać, kiedy czyta się historię dziennikarki "Gazety Pomorskiej" oraz portalu chełmno.naszemiasto. Pani Monika Smól w maju miała zdać relację z meczu Chojniczanki z Arką Gdynia. Kiedy ruszyła do samochodu - zatrzymał ją policjant. I zaczęły się problemy.

Dziennikarka nie odpuściła policjantom. Teraz sama jest podejrzana
Pani Monika pracuje w mediach od 20 lat i nigdy wcześniej nie była obiektem fizycznej interwencji policji (Facebook, Monika Smól)

Pani Monika wybrała jedyną drogę, którą dziennikarze mogli się dostać do i wydostać z budynku medialnego przy stadionie. Ulica była zamknięta, ale tylko dla samochodów. Dziennikarka miała po drodze minąć kilku policjantów.

Już była przy bramie ulicy, na której zaparkowała samochód, kiedy spostrzegła, że wymachując policyjną pałką, pędzi w jej stronę z krzykiem jeden z funkcjonariuszy. Oświadczył jej, że "nie może tu być".

Nie czekał, aż wykonam ruch, zaczął mnie popychać, co było niebezpieczne, bo na nogach miałam wysokie szpilki. Sytuacja była groteskowa, bo ten funkcjonariusz nie umiał mi odpowiedzieć na pytanie: gdzie mam się udać. Prosiłam, żeby przestał mnie szarpać, bo znam przecież język polski i rozumiem co mówi - relacjonowała pani Monika.

Starszy policjant "przekazał" dziennikarkę młodszemu, żeby zaprowadził ją "dalej".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: "Przed meczem takiej odwagi nie ma". Bezlitosna reakcja na incydent w Otwocku
Ostatecznie przesunęliśmy się kawałek. Nie przeprowadzono mnie jednak w bezpieczne miejsce - za mur, czy bramę. Staliśmy bez celu na chodniku przy ulicy, którą za chwilę przejeżdżali kibice Arki - mówiła pani Monika.

Po przejechaniu kibiców spytała czy może iść do auta. Poprosiła policjanta, żeby się przedstawił, bo chciała złożyć skargę.

Policjant stwierdził, że nie musi się przedstawiać, bo nie podjął wobec mnie interwencji, a poza tym niczego nie widział - mówiła.

Ostatecznie napisała skargę do komendanta powiatowego KPP w Chojnicach i wystąpiła do komendanta Straży Miejskiej w Chojnicach o zabezpieczenie miejskiego monitoringu.

Prokuratura umarza sprawę, dziennikarka staje się podejrzana

Sprawę przejęła Prokuratura Rejonowa w Chojnicach, a następnie prokuratura w Słupsku. Ta ją umorzył, twierdząc że zarzuty dziennikarki to jej "subiektywne odczucie".

Pani Monika, przy udziale pełnomocnika, odwołała się zatem do Komendanta Wojewódzkiego Policji w Gdańsku i dostała wezwanie, do stawienia się w chojnickiej komendzie. W charakterze... podejrzanej. Podstawa? Artykuł 65a kodeksu wykroczeń, czyli celowe niewykonanie poleceń policjanta.

Policja dopatrzyła się złamania przepisów, choć na miejscu nikt Moniki nie spisał, ani nawet nie pouczył. Przez ponad 3 miesiące policjanci wykroczenia się nie dopatrzyli - podkreślają jej redakcyjni koledzy.

"Gazeta Pomorska" podkreśla, że kilka dni przed publikacją artykułu zwróciła się z pytaniami w tej sprawie do Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku i do komendanta w Chojnicach, ale nie otrzymała odpowiedzi.

Autor: EWS
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić