"Golasów nie obsługujemy". Restauratorka z Sopotu wyjaśnia
Sopockie restauracje od lat walczą z plażowiczami, którzy przychodzą prosto znad Bałtyku na obiad bądź kawę w negliżu. - Restauracja to nie leżak na plaży, a stół w lokalu to przestrzeń wspólna - wyjaśnia restauratorka Edyta Okroj - Wierzbicka z Akademii Gastronomii za pośrednictwem esopot.pl.
Sopot jest jedną z najbardziej prestiżowych miejscowości nad Morzem Bałtyckim. Nic więc dziwnego, że spora część restauratorów, już kilka lat temu, rozpoczęła walkę z negliżem ze strony turystów.
Wielu przedsiębiorców zwracało uwagę na to, że turyści przychodzą w mokrych slipach, oblepieni piaskiem, z ogromnymi dmuchańcami pod pachą, z których jeszcze kapie woda. Według restauratorki Edyty Okroj-Wierzbicka z Akademii Gastronomii to problem, który ma dwa wymiary: kultura miejsca i komfort innych gości.
Restauracja to nie leżak na plaży, a stół w lokalu to przestrzeń wspólna, w której liczy się komfort wszystkich obecnych - pisze Okrój - Wierzbicka na portalu esopot.pl.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Najpopularniejsze kierunki na jesienny weekend. Wcale nie Zakopane czy Trójmiasto
Dodaje, że prośby obsługi o nałożenie koszulki czy butów wywołuje śmiech, ripostę, a nawet awanturę i trzaskanie drzwiami. Podaje przykład, gdy dziecko ucierpiało, ponieważ biegało boso na drewnianym tarasie. Gdy wbiła się drzazga w stopę, rozpoczęły się pretensje w stronę restauratorów.
W swojej publikacji prosi, by wyobrazić sobie np. romantyczną kolację przy świecach i lampce wina. - A tuż za plecami ktoś, kto dopiero co zszedł z molo, w klapkach i z koszulką przewieszoną przez ramię - pisze na esopot.pl.
Większość sopockich restauratorów co roku apeluje o odrobinę dystansu między plażą a stołem. Dosłownie i w przenośni. Bo wystarczy koszulka, przewiązana chusta, para sandałów, by zachować wakacyjny luz i jednocześnie szacunek do miejsca oraz innych gości - twierdzi Okrój - Wierzbicka w publikacji.