aktualizacja 

Gotowali parówki w czajniku, właściciel pensjonatu wpadł w szał

311

O tych gościach krążą legendy. Jedni zamiast z toalety, "korzystają" z doniczki pelargonii, inni kradną piloty od telewizorów na długo pozostając w pamięci wynajmujących kwatery. Właściciele pensjonatów wprost opowiadają, czego nie tolerują u wynajmujących od nich pokoje turystów. Warto o tym wiedzieć zanim wybierzemy się w ferie na Podhale.

Gotowali parówki w czajniku, właściciel pensjonatu wpadł w szał
Turyści w Zakopanem miewają fantazję (PAP, zdjęcie poglądowe)

O tym, do czego zdolni są turyści przyjeżdżający na wypoczynek w polskie Tatry, można by napisać grubą książkę. Wiedzą to hotelarze i właściciele górskich pensjonatów, którzy na co dzień mają do czynienia z "trudnym klientem".

Co doprowadza do szału wynajmujących pokoje na Podhalu? Kilka historii z tym związanych opisała "Gazeta Krakowska". Jako jeden z głównych powodów wściekłości właścicieli wymieniany jest wandalizm i pijaństwo gości.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Ferie w czasie pandemii. Czy limity są przestrzegane? Tu restauracje pękają w szwach

Imprezowi turyści to prawdziwa plaga. Jak wspominał w programie "Uwaga TVN" jeden z właścicieli zakopiańskiego hotelu ich wizyty to nie tylko zarobek dla hotelu, ale często i dodatkowe koszty.

Była to grupa dzieciaków po 18-19 lat. Po tygodniu pobytu apartament nadawał się do remontu. Były dziury w ścianach, zalane ściany, zalane łóżka - wymieniał hotelarz.

A "Gazeta Krakowska" opisuje sytuację z pensjonatu na Olczy, gdzie czterolatek zdjął spodnie przed wejściem do hotelu i nasikał na oczach uśmiechniętych rodziców do pelargonii. Ale problem z dziećmi w pokojach okazuje się być dla wynajmujących o wiele większy. Hotelarze narzekają na popisane ściany i meble, skarżą się na niefrasobliwość rodziców w tym zakresie.

Ale to nie wszystko. Problemem są też osobliwe "pamiątki" z gór, które przywłaszczają sobie turyści.

Zdarza się, że po wizytach gości giną przedmioty np. lampki hotelowe, poduszki. Giną także ręczniki, szlafroki, tace czy czajniki elektryczne - wymienia jeden z właścicieli w programie "Uwaga TVN".

Do tego dochodzą powykręcane żarówki, piloty do telewizorów. Legendy krążą już o klientach, którzy w czajniku elektrycznym gotowali parówki. Inny z hotelarzy opowiadał, że zdarzyły się też w ten sposób gotowane jajka. Autorzy tekstu w "Gazecie Krakowskiej" opisują także przypadek, kiedy goście pocięli koc, by wypastować nim buty, a inni szmatą do podłogi myli naczynia.

Autor: BBI
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić