Mieszkania plus bez odwrotu. Lokatorzy skarżą się na rządowy program
Mieszkanka Krakowa chciała zrezygnować z mieszkania plus bo było dla niej za drogie. Skarży się, że musi płacić czynsz o ponad 500 złotych wyższy niż na początku i za takie pieniądze mogłaby coś sobie po prostu wynająć. Jednak okazuje się, że rezygnacja z rządowego programu wcale nie jest prosta. Spółka odpowiadająca za najem lokali odmawia rozwiązania umowy i piętrzy problemy.
"Jeszcze nie zdążyliśmy się wprowadzić, a czynsz wzrósł już do 2400" - skarży się mieszkanka krakowskiego osiedla w rozmowie z Gazetą Wyborczą i dodaje, że oprócz bieżących opłat musiała wraz z mężem uiścić kaucję w wysokości 7,7 tysiąca złotych. Zaznacza też, że ze względu na wzrost wysokości czynszu teraz do kaucji także trzeba będzie dopłacić.
Już raz wpadłam w spiralę długów, żeby je spłacić, musieliśmy z mężem wyjechać do pracy w Niemczech. Wracamy w kwietniu i nie chcemy znów popaść w kłopoty finansowe - tłumaczy w rozmowie z dziennikarzami i dodaje, że po dłuższym namyśle umowę ze spółką PFR Nieruchomości postanowiła rozwiązać.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przetakiewicz ucierpiała przez koronawirusa. Zamknęła butiki
W mejlu cytowanym przez Gazetę Wyborczą kobieta napisała:
"Z powodów osobistych i innych nawarstwiających się kłopotów chciałabym zrezygnować z mieszkania, które odebrałam 18 listopada. Mieszkanie jest w takim stanie, w jakim był odbiór. Nic nie naruszone. Miałam je teraz meblować, ale nie będziemy w stanie w nim mieszkać. I uczciwie by było oddać je osobom potrzebującym lokum. Proszę o pomoc w tej sprawie. W związku z tym, że umowa jest dla mnie mało przejrzysta, proszę o informację, czy mogę zrezygnować bez kary finansowej i czy mogę mieć zwróconą moją kaucję w całości"
Po dwóch tygodniach przedstawiciele spółki odpowiedzialnej za najem mieszkań rządowych odpowiedzieli, że nie mogą się zgodzić na wcześniejsze rozwiązanie umowy zawartej na czas oznaczony.
"Zaufałam państwowej spółce, uznałam, że ich celem nie jest naciąganie ludzi" - skarży się kobieta. I dodaje, że po interwencji mediów udało się jej dogadać z administracją. Okazuje się, że umowę może wypowiedzieć, jednak nie bez konsekwencji.
Umowę może rozwiązać, ale dopiero od kwietnia. Do tego czasu będzie musiała wciąż regulować opłaty. Z listu przesłanego przez spółkę wynika też, że kobieta będzie musiała zwrócić koszty przygotowanej dla niej wcześniej umowy.