Netanjahu igra z ogniem? "Lawiruje po coraz ciaśniejszej pętli"
Donald Trump chce, aby Izrael i Hamas zaakceptowały jego plan pokojowy. Początkowo obydwie strony wyraziły wolę uznania jego założeń, ale aktualnie pojawiają się spore rozbieżności. Hamas nie chce oddać władzy. Z kolei premier Benjamin Netanjahu zirytował Trumpa słowami, że deklaracje Hamasu "nic nie znaczą". - Netanjahu lawiruje po coraz ciaśniejszej pętli - komentuje w rozmowie z o2.pl Marcin Krzyżanowski, były dyplomata i ekspert ds. Bliskiego Wschodu.
Plan Trumpa zakłada m.in. uwolnienie wszystkich zakładników i przekazanie szczątek zmarłych, dobrowolne oddanie władzy przez Hamas w Palestynie i zakończenie operacji wojskowej przez Izrael w Strefie Gazy.
Obydwie strony początkowo wyraziły wolę uznania propozycji amerykańskiego prezydenta. Benjamin Netanjahu zaakceptował ją całkowicie. Przedstawiciele Hamasu zaakceptowali z kolei większość z 20 punktów planu pokojowego, ale zaznaczyli, że "część wymaga dopracowania".
Rośnie podział w PiS? Politycy skomentowali ruch z Morawieckim
W miarę upływu czasu, stanowisko Hamasu i rządu Netanjahu zaczęło się zmieniać. Przedstawiciele Hamasu nie chcą zgodzić się na rozbrojenie i dobrowolne oddanie władzy.
Z kolei izraelski premier miał stwierdzić w rozmowie z Trumpem, że nie wyprowadzi wojska ze Strefy Gazy, a wola Hamasu w prowadzeniu negocjacji "nic nie znaczy". Miał tym samym zirytować amerykańskiego prezydenta, a obydwaj przywódcy mieli odbyć - jak informuje "Axios" - "napiętą rozmowę".
Netanjahu lawiruje po coraz ciaśniejszej pętli - mówi o2.pl Marcin Krzyżanowski, ekspert ds. Bliskiego Wschodu, były dyplomata i wykładowca akademicki. - Od kilku lat mniej lub bardziej skutecznie rozgrywa zarówno kolejnych prezydentów USA, jak i izraelskich polityków. Jednak zmiana krajobrazu politycznego na Bliskim Wschodzie wywołana terrorystycznym atakiem Hamasu z października i coraz bardziej agresywna polityka Izraela sprawiają, że coraz trudniej mu pogodzić sprzeczne interesy, czy raczej postulaty Trumpa, jego koalicjantów, nie wspominając o często ignorowanej społeczności międzynarodowej.
Czy irytacja Donalda Trumpa i jego sceptyczne nastawienie do polityki Netanjahu mogą oznaczać, że USA przestaną wspierać działania Izraela w Strefie Gazy? Marcin Krzyżanowski uważa, że nie jest to prawdopodobne.
Bez względu na rozwój sytuacji USA nie porzucą Izraela i sojuszu z nim. Przynajmniej nie w najbliższych latach. Sojusz ten jest oparty na więzach dużo mocniejszych i bardziej zagmatwanych niż sympatia bądź antypatia danego prezydenta USA, nawet tak nieobliczalnego i emocjonalnego jak Donald Trump - zauważa były konsul RP w Kabulu.
Krzyżanowski wskazuje natomiast, że "zniecierpliwiony prezydent USA może wywrzeć spory nacisk na premiera Netanjahu". Z tego względu izraelski przywódca jest w coraz trudniejszej pozycji.
Netanjahu siedzi na dość chwiejnym stołku. Jego koalicjanci są ekstremistami i wysuwają ekstremistyczne postulaty, grożąc zerwaniem koalicji. Premier znajduje się teraz między młotem a kowadłem - wskazuje wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Plan pokojowy Trumpa to początek końca konfliktu? "Sytuacja zbyt skomplikowana"
W rozmowie z o2.pl Marcin Krzyżanowski wskazuje, że plan Donalda Trumpa nie jest wyłącznie fasadową próbą rozwiązania konfliktu. Ekspert zauważa, że administracja prezydenta USA rzeczywiście szuka sposobu na zakończenie tej wojny. Wynika to wprost z amerykańskich interesów.
Strefa Gazy stała się katalizatorem kolejnych konfliktów (choćby z Hutimi) i węzłem problemowym m.in. dla porozumień Abrahamowych (porozumienie między USA, Izraelem i państwami arabskimi, normalizujące relacje na linii tych państw - przyp. red). Jednak sytuacja w Gazie jest obecnie zbyt skomplikowana, by rozwiązać ją takim, dość ograniczonym planem. Z pewnością gdyby udało się go wdrożyć w życie, byłby to bardzo obiecujący sygnał. Nie sądzę jednak, by nawet przy jego akceptacji udało się doprowadzić do trwałego pokoju - tonuje nastroje ekspert w rozmowie z o2.pl.
Trudnością może być fakt, że dla Benjamina Netanjahu konflikt z Palestyną jest paliwem politycznym, co zauważają międzynarodowi eksperci. Marcin Krzyżanowski zauważa także, że konflikt z sąsiadami (nie tylko Palestyną) jest dla Izraela "jednym z najważniejszych elementów krajobrazu politycznego od początku powstania tego państwa".
Bestialski atak Hamasu stał się czynnikiem spustowym dla rozwiązań radykalnych, które jednak były postulowane na długo przed atakiem z października 2023 roku. Warto tu wspomnieć choćby o ruchu kahanistów, obecnie współtworzących rząd Izraela. Netanjahu jako zręczny polityk zdołał zbić dodatkowy kapitał polityczny na ekstremistach i ustawił się w pozycji człowieka, który z jednej strony jest twardy i bezwzględny w kwestiach bezpieczeństwa, a z drugiej "strawny" dla USA i mniej radykalnych wyborców. Jednakże przegrane wybory będą dla niego oznaczać bardzo poważne kłopoty. Wynik tychże wyborów tradycyjnie będzie się ważył do samego końca - tak potencjalną, polityczną przyszłość premiera Izraela komentuje ekspert.
Rząd Izraela zatrzymał aktywistów. "Byłoby to przyznaniem się do tego, że głodzą ludzi"
Izrael nie tylko atakuje Strefę Gazy i nie chce podjąć negocjacji z Hamasem. Wojsko utrudnia też dostęp do pomocy humanitarnej. Izraelskie siły zbrojne przejęły kontrolę nad statkami flotylli Sumud, znanej również jako "Globalna Flotylla Wolności". To międzynarodowa inicjatywa, zawiązana w celu przełamania izraelskiej blokady Strefy Gazy.
Aktywiści z 44 państw (również z Polski) chcieli dostarczyć do okupowanej przez Izrael części Palestyny środki medyczne, żywność i artykuły pierwszej potrzeby. 50 statków zostało zatrzymanych przez izraelską flotę w środę (1 października), w godzinach nocnych czasu polskiego.
Doszło do aresztowania grupy aktywistów. Wśród nich był m.in. poseł Franciszek Sterczewski i aktywistka Greta Thunberg. Siły izraelskie oznajmiły, że "aktywistom nic się nie stało", a część została dobrowolnie deportowana do swoich krajów. Działania Izraela wzbudziły jednak międzynarodowe kontrowersje.
Dlaczego Izrael nie chce dopuścić międzynarodowych akcji pomocowych do działań w Strefie Gazy? Marcin Krzyżanowski w rozmowie z o2.pl podkreśla, że byłoby to swego rodzaju przyznanie się do winy.
Uznanie takich działań za akcje humanitarne byłoby przyznaniem się, że faktycznie taka akcja jest potrzebna. Trzeba pamiętać, że izraelski rząd i dyplomaci uparcie twierdzą m.in., że w Gazie wcale nie panuje głód, a sytuacja jest co najwyżej "niekomfortowa." Po drugie byłoby to faktycznym przyznaniem się do tego, że "najbardziej moralna armia świata" głodzi ludzi - zauważa były konsul RP w Kabulu w rozmowie z o2.pl.
Czy Strefa Gazy staje się więc gettem? W opinii Marcina Krzyżanowskiego, część Palestyny jest nim od dawna.
Gaza de facto powoli i systematycznie stawała się nim już w 2007 r., kiedy Izrael rozpoczął jej blokadę. Obecnie następuje tylko intensyfikacja wysiłków. Warto przy tym dodać, że uznanie np. flotylli za akcję humanitarną oznaczałoby (przynajmniej w teorii) dopuszczenie zagranicznych, często dysponujących sporą siłą oddziaływania aktywistów do Strefy. Delikatnie mówiąc to, co zastaliby na miejscu, mogłoby ich mocno zszokować i ułatwić podkopywanie i tak już mocno erodującego poparcia międzynarodowego dla Izraela - wskazuje ekspert ds. Bliskiego Wschodu.
Jak może skończyć się konflikt? Według Marcina Krzyżanowskiego rząd Izraela będzie dążył do "likwidacji Hamasu i każdego realnego oraz potencjalnego zagrożenia dla bezpieczeństwa kraju, które mogłoby nadejść ze Strefy Gazy". Będzie to jednak bardzo trudne zadanie.
Problemem jest jednak to, że Hamasu nie da się pokonać militarnie. Ruch w tej czy innej formie, pod tą czy inną nazwą, będzie się odradzał. W związku z tym większość polityków izraelskich zdaje się dążyć do przeprowadzenia czystki etnicznej. Do - jak to ujął minister Ben-Gvir - oczyszczenia Strefy z Arabów - podsumowuje w rozmowie z o2.pl ekspert.
Marcin Lewicki, dziennikarz o2.pl